Gdyby były piłkarz klubu X zrobił coś takiego w meczu z klubem X – podejrzewalibyśmy go z miejsca o korupcję. Gdyby w dodatku klub X prowadził ukochany trener owego piłkarza, jeszcze mamiąc go perspektywą powrotu – nasze podejrzenia tylko by się nasiliły. Gdyby rzecz działa się na finiszu sezonu, gdy klub X walczy o awans do najwyższej klasy rozgrywkowej i zwycięstwa potrzebuje jak tlenu – bylibyśmy niemal pewni. Ale nie tym razem. Tym razem klubem X jest przecież Cracovia, a feralnym zawodnikiem Marcin Cabaj. On po prostu zrobił to, co robił przez całe życie – skompromitował się. Nic więcej, nic mniej.
Ot, Cabaj. I jego cabajada.
TUTAJ skrót całego spotkania na stronie Orange Sport
Kto chce się doszukiwać drugiego dna, oczywiście ma do tego pełne prawo. Ale my jednak apelujemy o wstrzemięźliwość: urodzony parodysta nie zmieni się nagle w Buffona. Ciamajda przez swoją nieudolność przegrał Cracovii sto meczów, to teraz jej w końcu jeden wygrał.
Sandecja może mieć pretensje tylko do siebie. Pierdołowaty Cabaj sam sobie kontraktu nie dał i sam się do składu nie wstawił.