Trzeba wyjaśnić raz na zawsze kwestię, która porusza kibiców Widzewa, ale zapewne też Jagiellonii Białystok – sprawę statusu Bartłomieja Pawłowskiego. Przypomnijmy krótko w czym rzecz: Pawłowski to chłopak wypożyczony na rok z Jagiellonii do Widzewa. W Białymstoku postawili na nim krzyżyk, ale jak się okazało – przedwcześnie. Bartek zagrał świetną rundę i dziś wiadomo, że jest warty wielokrotnie więcej niż 50 tysięcy euro, za jakie mógł go wykupić łódzki klub.
No właśnie – mógł.
W umowie wypożyczenia Pawłowskiego jest zapis, że do końca roku łodzianie mogą go wykupić z Jagiellonii za 50 tysięcy euro. Sęk w tym, że otrzymali od PZPN roczny zakaz dokonywania transferów. Jeśli Widzew wcześniej zakończy postępowanie upadłościowe, zakaz zostanie uchylony. Jeśli natomiast postępowanie trwać będzie dłużej niż rok – zostanie wydłużony.
Tak czy siak na dziś Widzew żadnego transferu dokonać nie może. I Pawłowskiego – wbrew niektórym wypowiedziom – też kupić nie ma prawa. Jeśli zakończy postępowanie upadłościowe np. w październiku, to wówczas zakaz zostanie uchylony i pozyskanie zawodnika stanie się realne. Tylko że na zakończenie upadłości układowej jakoś się nie zanosi. „Jaga” spokojnie zaczeka aż Widzewowi minie termin i przejmie grajka.
Gdyby Pawłowski został z Jagiellonii do Widzewa sprzedany, a chodziłoby tylko kwestię płatności za niego – wówczas prawo nie działałoby wstecz. Jednak Pawłowski został jedynie wypożyczony. To wszystko zmienia – mowa przecież o zupełnie nowym transferze. A teraz „Jaga” nie pozwoli sobie na stratę kilku milionów, które może za zawodnika zgarnąć.
W związku z tym Widzew niebywale się sfrajerzył. 50 tysięcy euro to śmieszna cena za transfer tego zawodnika. Należało ją przelać do momentu uprawomocnienia się decyzji komisji licencyjnej, czyli do dzisiaj.