Tonew sprzedawany po raz setny, Wolski nie zamierza odejść, masa tekstów o finale

redakcja

Autor:redakcja

23 maja 2013, 08:16 • 11 min czytania

Zapraszamy na czwartkowy przegląd prasy – maksymalnie przeładowanej już wszelkimi materiałami dotyczącymi finału Ligi Mistrzów. Mamy wywiady z Błaszczykowskim, Leo Beenhakkerem, a także kilka materiałów niezwiązanych z tematem – choćby rozmówkę z Rafałem Wolskim.

Tonew sprzedawany po raz setny, Wolski nie zamierza odejść, masa tekstów o finale
Reklama

FAKT

Błaszczykowski: Diamencik z Truskolasów

Reklama

Szkoła podstawowa w Truskolasach, maleńkiej wsi na Śląsku. Tradycyjna gablota z osiągnięciami, które przeważnie kończą się na amatorskich zmaganiach sportowych. W tym przypadku to gablota wyjątkowa – przypominająca, że dwaj kapitanowie reprezentacji Polski pochodzą właśnie stąd. Obecny, Jakub Błaszczykowski, i były, Jerzy Brzęczek, będą w sobotę na Wembley, ale w zupełnie innych rolach. Jeden walczący o Puchar Mistrzów, drugi ściskający kciuki za siostrzeńca. Kuba zawdzięcza wujkowi bardzo dużo. Po rodzinnej tragedii to Brzęczek z babcią Felicją wzięli na swoje barki jego wychowanie. Gra w piłkę była naturalnym wyborem. Rozwija swoje umiejętności, zdradza talent, ale wciąż kopie w czwartoligowym KS Częstochowa. Nie chcą go Górnik Zabrze, Lech Poznań, GKS Bełchatów. Do tej pory los traktował go brutalnie. Karta zaczyna odwracać się się w 2005 roku. Brzęczek dzwoni do swojego kolegi z boiska Grzegorz Mielcarskiego – ówczesnego dyrektora sportowego Wisły Kraków. – Powiedział, że ma dobrego chłopaka z czwartej ligi. Wzięliśmy go na testy. Jak mogłem nie ufać człowiekowi, z którym kilka dobrych lat spałem w jednym pokoju w klubie czy reprezentacji – wspomina Mielcarski.

Słynny klub chce Polaka

Włoskie kluby upodobały sobie młodych piłkarzy Zagłębia Lubin. Po Piotrze Zielińskim (19 l.) kolejnym zawodnikiem, który może trafić na Półwysep Apeniński jest Filip Jagiełło (16 l.). Pomocnikiem interesuje się słynny Juventus! Zieliński trafił do Udinese w 2011 roku, nie mając na koncie żadnego występu w ekstraklasie. W tym sezonie otrzymał szansę gry w rozgrywkach ligi włoskiej. Wykorzystał ją do tego stopnia, że interesują się nim angielskie kluby Manchester United i Manchester City. Kolejnym piłkarzem, który może trafić do klubu Serie A jest Jagiełło. Młodym zawodnikiem, reprezentantem U-16, interesuje się Juventus. Pomocnik obserwowany był zarówno w rozgrywkach Młodej Ekstraklasy, podczas zagranicznych turniejów, jak i występów w kadrze. Spodobał się na tyle, że przedstawiciele z Turynu zaproponowali mu grę w ich zespole młodzieżowym. Z naszych informacji wynika, że Jagiełło poprosił o czas do namysłu.

RZECZPOSPOLITA

Tekst przed finałem Ligi Mistrzów pt. Szejków im nie trzeba.

Bayern tak długo szukał sposobu, by wejść na szczyt, że zbliżył się do perfekcji. W rewanżu na Camp Nou, gdy Tito Vilanova zdejmował z boiska kolejne bezradne gwiazdy, narodziła się drużyna, która potrafi grać pięknie i bez kompleksów. To było jak przejęcie władzy. Podobno na długie lata. – Bayern nie ma teraz konkurencji. Oczywiście w finale wszystko może się przytrafić, bo to jeden mecz, a Borussia już kilka razy utarła nosa silniejszym, ale w Monachium zrobili wszystko, by panować przez najbliższą dekadę – mówi „Rz” Andrzej Juskowiak, były zawodnik klubów Bundesligi. Na szczyt europejskiej piłki w ostatnich latach starało się wprowadzić zespół z Bawarii wielu trenerów, ale żadnemu się nie udało. Próbowano różnych szkół – w Monachium pracowali zamordysta Felix Magath, Ottmar Hitzfeld, który już kiedyś wygrał z Bayernem Ligę Mistrzów, Holender Louis van Gaal i Juergen Klinsmann, który przywiózł z Ameryki nowe techniki treningu i koncentracji. Z Bayernem nikt nie ściga się na wysokość budżetu, mistrzostwa odbiera mu się z zaskoczenia, sposobem. Taktyka transferowa klubu z Monachium nie zmienia się od lat, co roku na Allianz Arenę trafiają gwiazdy, stać go na sprowadzenie Arjena Robbena z Realu Madryt czy Javiego Martineza, który kupiony za 40 milionów euro z Athleticu Bilbao jest najdroższym zawodnikiem Bundesligi.

GAZETA WYBORCZA

Błaszczykowski: Borussia jest zadrą Bayernu

To dla piłkarzy Borussii mecz meczów?
– Tak. O taką stawkę żaden z nas nigdy nie grał. Wydarliśmy ten finał, chwilami w dramatycznych okolicznościach. Zdajemy sobie sprawę z potencjału zespołu i marzymy o kolejnych takich meczach, ale nie wiemy, co wydarzy się w następnych latach. Dziś jesteśmy w finale i grzechem byłoby nie zrobić wszystkiego, by wykorzystać szansę.

Jak wyglądają ostatnie godziny Borussii przed finałem?
– Nie ma absolutnie nic nowego, trener Jürgen Klopp nie zmienił sposobu przygotowań. We wtorek mieliśmy dwa treningi, w środę i czwartek trener zaplanował po jednym. W piątek lecimy do Londynu, po południu czeka nas rozruch na Wembley. W sobotę również odbędziemy lekki trening. A potem mecz. Nie dzieje się nic wyjątkowego. Oprócz tego, że gramy finał Champions League.

Przychodziłeś do Borussii latem 2007 r., dłużej w klubie grają tylko bramkarz Weidenfeller i pomocnik Kehl. Co wtedy było szczytem twoich marzeń?
– Przyjeżdżałem, gdy Borussia skończyła Bundesligę na dziewiątym miejscu. Rok później zajęliśmy 13. pozycję, a w finale Pucharu Niemiec przegraliśmy po dogrywce z Bayernem, który wtedy zdobył także mistrzostwo. Klub powoli wychodził z kłopotów finansowych. Można powiedzieć, że razem się rozwijaliśmy. Dziś jesteśmy w innym wymiarze. Z tamtego składu, jak wspomniałeś, zostało tylko trzech piłkarzy. To pokazuje, jak wiele się tutaj zmieniło.

Wielkie zainteresowanie Miłoszem Przybeckim.

– Jakie jest zainteresowanie tym piłkarzem? Bardzo duże. Miłosz ma świetną rundę, strzelił trzy gole, miał sześć asyst – mówi Szymon Pacanowski z Fabryki Futbolu, agencji menedżerskiej reprezentującej piłkarza „Czarnych Koszul”. – Wreszcie nie miał kontuzji, był zdrowy i mógł pokazać swoje możliwości, o których my i wielu trenerów wiedziało od dawna – szybkość, skoczność, ale też umiejętności czysto piłkarskie. Bo chociażby w ostatnim spotkaniu z Górnikiem Zabrze pokazał, że umie w odpowiednim momencie wyjść na pozycję, niekonwencjonalnie wykończyć akcje. Wbrew temu, co się mówi, nie bazuje tylko na szybkości – dodaje Pacanowski. Ale to walor, którym zdecydowanie się wyróżnia. W środę na testach szybkościowych przeprowadzanych w Polonii raz w miesiącu przez fizjoterapeutę Jarosława Steca Przybecki znów wygrał w cuglach najważniejszą dla swojej pozycji konkurencję – bieg na 30 m. Mimo że ma jeszcze ważny do 2015 roku kontrakt, bez żadnych praw poprzedniego właściciela Józefa Wojciechowskiego (stwierdził, że to piłkarz bez przyszłości), Polonia może stracić go, nie dostając ani złotówki.

SPORT

Prezes Podbeskidzia uspokojony sprawą Murapolu.

Wojciech Borecki był zaskoczony i zaniepokojony informacjami, że firma Murapol, która jest sponsorem i akcjonariuszem Podbeskidzia, została również sponsorem Polonii Warszawa. Ale już się uspokoił. Borecki mówi katowickiemu „Sportowi”, że Murapol nie podpisał wcale umowy sponsorskiej z Polonią. – Firma poinformowała nas, że jej zaangażowanie w ten klub to kwestia typowo reklamowa, dotycząca czterech ostatnich meczów w sezonie. Nasz udziałowiec wiele razy reklamował się na różnych imprezach: mistrzostwach świata w piłce ręcznej czy w meczach T-Mobile Ekstraklasy – stwierdził Borecki.

DZIENNIK POLSKI

Rozmowa z Mirosławem Szymkowiakiem o Wiśle Kraków.

Arkadiusz Głowacki powiedział, że jeśli Wisła nie wzmocni składu o doświadczonych zawodników, to w przyszłym sezonie czeka ją walka o utrzymanie. Pan też tak uważa?
– Arek jest w środku tej drużyny, więc pewnie dobrze wie, co mówi. Widzi, że paru zawodnikom kończą się kontrakty, a jest również sporo piłkarzy dość zaawansowanych wiekiem. Młodzi tymczasem stawiają dopiero pierwsze kroki w lidze. Kadra Wisły nie jest zbyt liczna, a jeśli odejdą jeszcze ci, którym kończą się kontrakty, to już będzie bardzo szczupła. W takiej sytuacji z klubu powinien wyjść jasny komunikat, jak będzie wyglądała najbliższa przyszłość. Wisła powinna mieć plan, np. trzyletni, w którym powoli będzie wzmacniać drużynę, sprowadzając co pół roku dwóch, trzech dobrych piłkarzy. Biorąc jednak pod uwagę to, jak obecnie wygląda kadra tej drużyny, już latem trzeba sprowadzić przynajmniej pięciu, sześciu zawodników. Oczywiście można mówić o budowie wielkiej ekipy z marszu i dużych transferach jeszcze większej grupy piłkarzy. Tylko że na to trzeba mieć pieniądze, a tych raczej wielkich nie będzie.

Mówi Pan o jasnym komunikacie, jaki powinien wyjść z klubu na temat przyszłości. Tymczasem w ostatnim czasie wszystko opiera się na spekulacjach.
– Wiadomo jak to wygląda w Wiśle od lat. Wszystko zależy tak naprawdę od pana Cupiała. Dzisiaj jedno jest pewne – na sprzedaży zawodników to Wisła latem zbyt dużych pieniędzy nie zarobi. Odejdą ci, którym kończą się kontrakty. Jeśli prawdą jest, że w tej chwili przy Reymonta mamy do czynienia przede wszystkim z cięciem kosztów, to trzeba to jasno kibicom powiedzieć i wytyczyć plan, który klub będzie realizował. W pierwszym rzędzie należy zatrudnić trenera i dać mu czas na budowę drużyny, skoro realia są, jakie są.

SUPER EXPRESS

Rafał Wolski: Nie zamierzam odchodzić z Fiorentiny

Po debiucie w meczu z Pescarą (5:1), w którym zagrałeś ostatnie 30 minut, napisałeś na Twitterze: „Lepiej późno niż wcale. Liczyłem na więcej w tym sezonie”. Jesteś zawiedziony?
– Marudzić nie wypada, bo niejeden chciałby znaleźć się na moim miejscu. Debiut w Serie A mam za sobą i to też cieszy. Liczyłem jednak, że szansę dostanę kilka tygodni wcześniej.

Dyrektor Fiorentiny podkreślał, że nie brakuje ci umiejętności, ale nie jesteś przygotowany fizycznie…
– I tak było przez pierwszy tydzień we Florencji. Z ręką na sercu przyznaję, że wyglądałem na zajęciach słabiutko, brakowało pewności, czucia piłki… W końcu pół roku nie grałem. Wtedy nie miałem prawa wymagać, aby trener Montella na mnie postawił.

Miałeś specjalny program zajęć, aby nadrobić zaległości?
– Ćwiczyłem normalnie z zespołem, a po treningu zostawałem na dodatkowe ćwiczenia. Poza tym naciągnąłem mięsień dwugłowy i tydzień treningów miałem z głowy. Dopiero po miesiącu czułem, że nie odstaję od chłopaków.

Zieliński o powołaniu do kadry: Piękny prezent na urodziny

Na ostatnim meczu Udinese z Interem w Mediolanie obserwował Zielińskiego trener kadry Marek Wleciałowski. – Rozmawialiśmy, ale szkoleniowiec nic nie wspomniał o powołaniu – mówi pomocnik Udinese. – Z kadrowiczów osobiście znam tylko Bartka Salamona i Kamila Glika, z którymi rozmawiałem przy okazji spotkań z Milanem i Torino w Serie A. O reprezentacji Polski marzył od dziecka. – Rodzina jest ze mnie dumna, a największą satysfakcję ma tata, który był moim pierwszym trenerem – opowiada młody piłkarz. O graczu Udinese zrobiło się głośno, gdy w lidze włoskiej wystąpił w 9 meczach, z czego w 4 w podstawowym składzie. – Miałem już asysty, zabrakło tylko gola w Serie A. Ale… będą i bramki. Chcę pokazać, że stać mnie na wiele – deklaruje. O Zielińskiego pytały m.in. tak wielkie kluby, jak Manchester City, Manchester United oraz Juventus Turyn.

PRZEGLĄD SPORTOWY

PS pisze o kolejnych klubach zainteresowanych Tonewem.

Na 3 mln euro poznaniacy wycenili skrzydłowego, który w ostatnich tygodniach fantastycznie spisuje się nie tylko w polskiej ekstraklasie, ale też w reprezentacji Bułgarii w meczach eliminacyjnych do mundialu 2014. Jeśli znajdzie się klub, który wyłoży tę sumę, Lech puści zawodnika. Ale Kolejorz nie ma zamiaru sam szukać ewentualnego kontrahenta. – Będziemy w tej sprawie bardzo pasywni – mówi odpowiedzialny za sprawy sportowe Piotr Rutkowski. Wiadomo bowiem, że to jedyny gracz z podstawowego składu, który ma zielone światło na ewentualną zmianę pracodawcy. Nie zmienia to jednak faktu, że dla Kolejorza pozbycie się Tonewa jest na rękę. Dlaczego? Zmuszają do tego koszty utrzymania stadionu, którego Lech w konsorcjum ze spółką Marcelin Management jest operatorem. – Nasz udział w kosztach funkcjonowania obiektu przy Bułgarskiej to 8,5 – 8,7 mln zł . Pieniądze na ten cel musimy brać z działalności sportowej, gdyż spółka Marcelin ma ujemny bilans i doszła do kresu możliwości finansowania obiektu. I to mimo wypuszczenia obligacji na 4 mln zł, sprzedaży Roberta Lewandowskiego, Artjoma Rudniewa i za chwilę wytransferowania Aleksandyra Tonewa – odpowiadał prezes Lecha Karol Klimczak.

Beenhakker: Robert nadaje się do każdego czołowego klubu Europy

To zbieg okoliczności, że dwa niemieckie zespoły grają w finale Ligi Mistrzów?
– Nie, są to konsekwencje tego, co dzieje się w niemieckiej piłce od dobrych kilku lat. Jakieś pięć lat temu Niemcy całkowicie zmienili podejścia do futbolu, zmienili filozofię gry. Od tamtej pory prezentują nowoczesną piłkę, kluby finansowo mocno stanęły na nogach. Bayern Monachium znowu jest – i w następnych kilku sezonach będzie – czołową drużyną Europy. Borussia budowana jest nieco inaczej, tutaj największe zasługi ma trener Jürgen Klopp, który zebrał grupę młodych, utalentowanych piłkarzy i doprowadził ich na szczyt. Styl, jaki im narzucił, jest niezwykle atrakcyjny, a przy tym efektywny. Wspaniale, że w tej drużynie doskonale radzą sobie trzej Polacy.

Kibice w Polsce nie mogą się nadziwić, dlaczego ci trzej Polacy nie prezentują się tak dobrze w drużynie narodowej. Pan to wie?
– Nie mam pojęcia, bo nie wiem dokładnie, co się dzieje w waszej drużynie. Być może jednym, ogólnym wytłumaczeniem jest to, że systemy pracy w klubie i reprezentacji bardzo się różnią. W klubie pracuje się codziennie, w reprezentacji parę dni w roku. To jest problem wielu piłkarzy, że nie pokazują pełni możliwości w drużynie narodowej. Nie są zgrani z resztą zawodników. Mogę tylko wyjaśnić, jak to wyglądało za mojej kadencji. Kuba był zawsze bardzo ważnym piłkarzem i z jego gry byłem zadowolony. Lewandowski dopiero wchodził do drużyny, robił w niej pierwsze kroki. فukasz Piszczek grywał u mnie w przednich formacjach i przyznaję, że jestem bardzo zaskoczony jego rozwojem. Z perspektywy czasu decyzja o przestawieniu go na bok obrony – co stało się jeszcze w czasach jego gry w Hercie Berlin – była świetna. Nie mogę się nadziwić, jak świetnie فukasz radzi sobie w defensywie.

Marcin Kowalczyk na dłużej w Śląsku.

W ciągu tygodnia Śląsk Wrocław ogłosi przedłużenie kontraktu z Marcinem Kowalczykiem. Kowalczyk trafił do Wrocławia rok temu. Przychodząc do Śląska miał nie za ciekawy bilans: zaledwie siedem meczów rozegranych w ciągu półtora roku. Zaufanie Śląska do niego musiało być niskie, skoro klub pozabezpieczał się w umowie na wszelkie możliwe sposoby. Dał mu kontrakt tylko na jeden sezon, ale z możliwością pozbycia się zawodnika już w przerwie zimowej. I z zastrzeżeniem, że umowa będzie mogła być przedłużona o kolejne dwa lata pod warunkiem, że piłkarz się sprawdzi. Śląsk może mieć tego gracza do czerwca 2015 roku. Musi mu to jednak zadeklarować do 30 maja 2013. I właśnie ma zamiar z tej opcji skorzystać. To był dla Kowalczyka szalony sezon: przychodził do Śląska jako prawy obrońca, w trakcie rundy jesiennej został przekwalifikowany na środkowego obrońcę, a teraz kończy rozgrywki jako defensywny pomocnik. I jeden z tych piłkarzy, od których trener Stanislav Levy zaczyna ustalanie składu.

Najnowsze

Hiszpania

Były piłkarz o pobycie w Barcelonie: „Nie chciałem z nikim rozmawiać”

Braian Wilma
0
Były piłkarz o pobycie w Barcelonie: „Nie chciałem z nikim rozmawiać”
Anglia

Antyrekord Wolverhampton. „Chcemy być zapamiętani jako tchórze?”

Braian Wilma
0
Antyrekord Wolverhampton. „Chcemy być zapamiętani jako tchórze?”
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama