Komisja Ligi Ekstraklasy SA ukarała Kebbę Ceesaya pięcioma tysiącami złotych grzywny za to, że ten rzekomo, bo na podstawie skargi gracza przeciwnej drużyny (trudno organizować teraz speckomisję, żeby dociec, co tam opowiadali sobie na boisku dwaj goście w krótkich majtkach), zagroził Jakubowi Koseckiemu, że w kolejnym meczu połamie mu nogi. Dziwne, bardzo dziwne, ale skoro precedens wreszcie się dokonał, teraz nie pozostaje nic innego, jak tylko utworzyć przy Ekstraklasie jakąś specjalną komórkę wyszkoloną do wyłapywania boiskowych bluzgów i gróźb wszelkiej maści. Gwarantujemy, że gdyby zaczęła analizować po kolei wszystkie sytuacje, nie odkopałaby się do Bożego Narodzenia.
Parę dni temu w ligowym magazynie Polsatu na temat nośnej afery Kosecki – Ceesay wypowiedzieli się Wojciech Kowalczyk, Marcin Adamski i Tomasz Łapiński. Ludzie, którzy jednak w swoim życiu – i nie tylko w polskiej lidze – parę ważnych meczów rozegrali i jakimś dziwnym trafem wszyscy trzej zgodnie orzekli, że nie ma sensu kruszyć kopii, bo to najnormalniejsze w świecie boiskowe zachowanie. Psychologia. Gra. Element futbolu. Może niespecjalnie chlubny, ale jednak element, z którym każdy z nich spotkał się wielokrotnie. Piętnowanie go zakrawa na walkę z wiatrakami.
Jeden facet powiedział drugiemu, że przy następnej okazji połamie mu nogi, na co ten drugi poskarżył się przed telewizyjnymi kamerami, tak więc pierwszy dostał z automatu pięć tysięcy złotych kary. Suma jak suma, Ceesay pewnie nawet nie odczuje, że parę groszy ubyło mu z konta, ale akurat nie o wysokość grzywny tutaj chodzi, tylko jednak o poczucie rzeczywistości. Czy tego chcemy czy nie, czy nam się to podoba, czy nas gorszy, piłka to nie jest dyscyplina wyłącznie dla grzecznych chłopców, którzy będą sobie w polu karnym recytować Baczyńskiego z podziałem na role. Sorry. Jeśli facet mówi drugiemu w boiskowych nerwach, że połamie mu nogi, nie oznacza to, że to kiedykolwiek zrobi, a na 99,9 procent nie zrobi tego nigdy.
Najpierw narzekamy, że futbol postrzegany jest przez pryzmat wyżelowanych gwiazdek padających przy silniejszych podmuchach wiatru, wylewamy wiadra pomyj na szklanych gości o szklanych psychikach, którzy kruszą się przy pierwszym mocniejszym uderzeniu, a potem wymierzamy kary za jakieś dziecinne przekomarzanki na boisku. Jak chcemy mieć piłkarzy, a nie domowe przedszkole, to traktujmy ten sport po męsku. Inaczej niedługo przerwa w 20 minucie meczu będzie służyła nie tylko do uzupełnienia płynów, ale też wysmarkania nosków, talkowania pupci oraz wiązania sznuróweczek.