„Gdy nie znajdziemy finansów, nie wystartujemy w następnym sezonie. Smutne ale prawdziwe. Szukamy sponsorów bardzo intensywnie nie tylko w Polsce” – pisze na Twitterze Izabella Łukomska-Pyżalska, która ostatnio intensywnie utwierdza wszystkich wokół w przekonaniu, że w Warcie Poznań ciągle bez zmian: klub jest jeszcze bardziej goły niż niegdyś pani prezes na okładce Playboya.
Łukomska pisze dalej:
„Znowu przegraliśmy. Zostały cztery kolejki. Szanse na utrzymanie w I lidze są minimalne. To już wręcz nieprawdopodobne (…) Piłkarska Warta jest w dramatycznej sytuacji. Finansowej i sportowej. Przy średnich zarobkach byliśmy w połowie tabeli, przy bardzo niskich jesteśmy w strefie spadkowej. Są nowe boiska, nowa trybuna, roczniki zdolnej młodzieży…. Ale brak kasy na pierwszą drużynę. II ligę nazywa się ligą bankrutów. Patrząc na obecny sezon, to sformułowanie pasuje tez wielu klubów I ligi”.
Aby obrać za cel awans, trzeba założyć w pierwszej lidze budżet 4 – 5 milionów zł na rok, a średnie zarobki minimum 8-10 tys. miesięcznie. I to na okres kilku lat. Bez tego, o awansie można sobie jedynie pomarzyć. Lub liczyć na cud (…) Przy średnich zarobkach piłkarzy, wyniki były średnie (10 miejsce w tabeli). Przy zarobkach bardzo małych, wyników nie ma. Masakra!”
Przy drastycznie niższych nakładach finansowych drużyna radzi sobie gorzej niż wtedy, kiedy niczego jej nie brakowało, a pensje były dwukrotnie albo i trzykrotnie wyższe, a przy tym wypłacane nieporównywalnie lepszym zawodnikom? Naprawdę, nie do pomyślenia. Wygląda na to, że pani prezes wreszcie zrozumiała, że do prowadzenia klubu nie wystarczy tylko ładna buźka (zresztą, kwestia gustu), ale warto by dorzucić do tego jeszcze trochę grosza. Tylko czekać na jej kolejne odkrycie, że jednak trudno walczyć na ogólnopolskim szczeblu, kiedy w połowie sezonu puszcza się wolno z klubu trzy czwarte podstawowego składu, zatrudnia na ich miejsce paru anonimów za groszowe pensje, a potem trenera – dopiero na ostatnią chwilę – żeby i na nim trochę zaoszczędzić.
Trzeba napisać wprost – państwo Pyżalscy okazali się za krótcy na piłkarskie zabawy na poważnym szczeblu i teraz pozostaje już tylko strzelać pretensjami jak do kaczek, że wsparcia nie ma znikąd.
Może gdyby pani Izabella razem z mężem od początku miała choć ogólne pojęcie jak wygląda ten biznes, nie zwalniała miliona trenerów – jednego po drugim, za to miała świadomość, że pieniądze na klub potrzebne są nie tylko tu i teraz, ale za pół roku, za rok i za dwa lata także, to może dziś nie spadałaby z pierwszej ligi i jakakolwiek dotacja na rzecz Warty miałaby uzasadnienie. Teraz najłatwiej zasłaniać się historią, marką klubu i zgrywać oburzoną, że nikt nie pomaga, jakby rada miejska miało co najmniej obowiązek, zapisany gdzieś w statucie, ratować każdy wykolejony biznes, znajdujący się w prywatnych rękach. W rękach, które ostatnio – niestety – najzręczniej operują hasłami na Twitterze.