Kibice chcą zalać Króla szambem, czołówka kusi Pawłowskiego, Monaco zaprasza do raju

redakcja

Autor:redakcja

16 maja 2013, 08:44 • 11 min czytania

Zapraszamy na czwartkowy przegląd prasy, w której dziś z każdej strony porusza się temat licencji na grę w Ekstraklasie i zbliżającego się szlagieru ligowego – sobotniego meczu Legii z Lechem.

Kibice chcą zalać Króla szambem, czołówka kusi Pawłowskiego, Monaco zaprasza do raju
Reklama

FAKT

Araszkiewicz: Lech wygra, zdobędzie mistrzostwo i będzie wielka feta

Reklama

Musiał pan przejść w 1985 roku z Lecha do Legii? Pewnie powie pan, że takie były czasy.
– Takie były czasy (śmiech). W tym samym roku Jurek Wijas z Widzewa wolał pójść do wojska niż przenieść się do Legii. I jego kariera piłkarska stanęła, bo nie mógł na poważnie grać w piłkę. Ja byłem zdeterminowany, by kontynuować karierę. Zresztą w tej Legii bardzo się rozwinąłem.

Nie zdobył pan z nią żadnego trofeum.
– A dwa wicemistrzostwa Polski to co? Ł»aden sukces? A europejskie puchary, gdzie eliminowaliśmy węgierski Videoton, finalistę Pucharu UEFA? A mecze z Interem Mediolan? Grałem w największym w tym czasie klubie w Polsce z największymi indywidualnościami w składzie. Ale przyznaję, że po półtorej roku gry stęskniłem się za Lechem i chciałem do niego wracać.

Kibice nie mieli za złe gry w Legii? Nie rzucali jajkami w pana balkon?
– A skąd! Nigdy nie spotkałem się z żadną otwartą niechęcią z ich strony. Myślę, że zrozumieli mój wybór.

Leszek Ojrzyński: Trener, który sprzedawał odkurzacze

Oto człowiek, który żadnej pracy się nie boi. Leszek Ojrzyński (41 l.), gdy był jeszcze studentem co chwilę szukał nowych źródeł utrzymania. – Zapieprzałem od nocy do rana. Miałem sześć różnych etatów – mówi trener Korony. Jednym z nich było handlowanie odkurzaczami. – Gdy kończyłem studia kombinowałem, jak się dało. Byłem trenerem młodzieżowym w Legii i prowadziłem drugą drużynę Łomianek. W Łomiankach grałem jeszcze w piłkę, prowadziłem treningi indywidualne, uczyłem szkole, no i sprzedawałem odkurzacze – wylicza Ojrzyński. Dzięki takiej postawie szybko zarobił na postawienie domu. – Akwizycją odkurzaczy zajmowałem się nie tylko ja, ale też kilku innych zawodników AZS. Produkt był dobry, więc można było zarobić. Potem zacząłem grać na giełdzie i też sporo zarobiłem – wylicza kolejne źródła zarobku. Mimo tego, miał również czas, by podczas studiów nieco pobalować. – Wychodzę z założenia, że wiek młodzieńczy musi się wyszumieć – mówi. Nie wszyscy podzielali jego podejście. Maciej Skorża (41 l.), dla przykładu, wolał siedzieć nad książkami. – Podchodził do nauki poważniej i był to jego wybór – mówi Ojrzyński.

Rozmowa z Arturem Jędrzejczykiem.

Boicie się Lecha?
– A dlaczego mamy się bać?

Bo ostatnio grają bardzo dobrze w piłkę. Większość ekspertów twierdzi, że lepiej niż Legia.
– Zawsze będą mówić, że Legia gra gorzej, zawsze będą nas krytykować. Przyzwyczaiłem się. Ja nie mam się czego obawiać, inaczej w ogóle nie wychodziłbym na boisko. Znamy swoją wartość.

Wolisz pilnować Teodorczyka czy Ślusarskiego?
– Bez różnicy. Obaj są podobnymi napastnikami, choć więcej strzela ostatnio Ślusarz. Mi jest wszystko jedno.

Czujesz się najlepszym piłkarzem Legii w tej rundzie?
– Gdzie tam! Cała drużyna zasługuje na pochwały. Ja jestem tylko jednym z piłkarzy, żadną gwiazdą.

RZECZPOSPOLITA

Ma rosyjskie miliony, ma zwolnienia podatkowe. I nie zawaha się ich użyć. AS Monaco.

Menedżerowie piłkarscy otwierają szampany, ligowi rywale zgrzytają zębami: wprowadzili się do wielkiego futbolu kolejni głośni sąsiedzi. Z Monako, niby znajomi, ale podczas dwuletniego zesłania do drugiej ligi zmienili się nie do poznania. Wymachują pieniędzmi swojego rosyjskiego właściciela Dmitrija Rybołowlewa i zaproszeniami do raju podatkowego w księstwie. Robią nawet więcej rabanu niż kiedyś Manchester City, a ostatnio Paris Saint Germain. Tak nie rozpychali się nawet w czasach, gdy wygrywali ligę francuską (siedem razy), gdy pod ręką Arsene’a Wengera byli na przełomie lat 80. i 90. piękni i zwycięscy (w składzie mając m.in. George’a Weaha, Thierry’ego Henry’ego, Liliana Thurama i Emmanuela Petita), ani wtedy, gdy Didier Deschamps wprowadzał ich w 2004 r. do finału Ligi Mistrzów. Na tamte sukcesy potrafili czekać, wychowywać sobie piłkarzy. Teraz szykują letni blitzkrieg transferowy. Przygotowali ponoć 200 mln euro na świętowanie awansu do Ligue 1, który zapewnili sobie pięć dni temu. Pierwsze 60 mln wydadzą na wykupienie Radamela Falcao z Atletico Madryt. Jeśli wierzyć spekulacjom, chcą też z Barcelony Victora Valdesa i Daniego Alvesa, z Realu Gonzalo Higuaina, z Manchesteru United Wayne’a Rooneya i Patrice’a Evrę, który grał z nimi w finale LM 2004, z City Carlosa Teveza.

GAZETA WYBORCZA

Tekst o transferach Legii i Lecha.

Skauting to podstawa. Tak mówi „Gazecie” Andrzej Dera, jeden z czterech etatowych skautów Lecha. Mieszka w polskich górach i odpowiada m.in. za ligę węgierską, słoweńską, słowacką i czeską. Poznań podzielił Europę na cztery strefy, według klucza geograficznego. Szefem skautów jest Tomasz Wichniarek, kuzyn Artura – byłego napastnika „Kolejorza”. Pomagają im zatrudniani na umowę zlecenie studenci-pasjonaci. Ich zadaniem jest np. spisanie wniosków po obejrzeniu w telewizji meczów jednej kolejki ligi chorwackiej. Kolejny krok należy do skautów. – To, co robimy, nie jest pomysłem z kosmosu. Dziwię się, że w innych klubach ze skautingiem jest tak słabo. Na południe Europy jeżdżę raz w tygodniu, wyjazd zgłaszam Tomkowi, mówię, gdzie będę, i później się rozliczam. Dostaję zwrot za hotel i kilometrówkę. Ostatnio była podwyżka z 50 na 60 groszy. Może się wydać, że to sporo, ale warto inwestować, by potem nie kupować anonimowego gracza podpowiedzianego przez jego agenta – opowiada Dera. Piłkarzem, którego oglądał od początku do końca, jest wypożyczony z Lombard Papa Lovrencsics. – W lutym ubiegłego roku pojechałem obejrzeć napastnika Danilo z Honvedu, ale w oko wpadł mi Gergo – wspomina Dera. – Zobaczyłem go jeszcze w trzech meczach, później dwukrotnie oglądali go inni skauci Lecha, aż w końcu został polecony trenerowi Mariuszowi Rumakowi. Na jego oczach Gergo zagrał bardzo słabo, ale trener był zbudowany determinacją Węgra, któremu bardzo zależało na transferze do Lecha. Przyszedł na roczne wypożyczenie za 70 czy 80 tys. euro. Zarabia 3 tys. euro miesięcznie.

GKS Bełchatów liczy, że otrzymał wielką szansę na utrzymanie.

PGE GKS Bełchatów za pierwszym podejściem otrzymał licencję na grę w ekstraklasie w sezonie 2013/2014. I większą szansę na utrzymanie. Komisja ds. Licencji PZPN nałożyła jednak na bełchatowski klub karę finansową w wysokości 5 tys. zł i zakazała występów w europejskich pucharach. – Co do drugiego obostrzenia to wiadomo, że właściwie nas nie dotyczy. Naszym celem jest utrzymanie się w ekstraklasie. Szansy na grę w pucharach nie mamy. Kara finansowa dotyczyła naruszenia dyscypliny licencyjnej, ale nie wynikała z winy klubu. Konkretnie chodzi o dwudniowe opóźnienie z dostarczeniem dokumentu w kwestii zadłużenia do Komisji ds. Licencji – tłumaczy Michał Antczak, rzecznik prasowy PGE GKS. – Fatalna wiadomość dla Polonii nie wywołała u nas euforii. Podchodzimy do tego na spokojnie. Przede wszystkim zależy nam na tym, żeby sportowo utrzymać się w lidze. Trener Kamil Kiereś też nie chce słyszeć o jakichkolwiek tego typu spekulacjach. Mobilizuje zespół na to, aby w najbliższych czterech meczach wydostać się ze strefy spadkowej. Drużyna wykonała ogromną pracę, niemal odrobiła całą stratę. Brakuje tylko trzech punktów. Poza tym klub z Warszawy z pewnością odwoła się od tej decyzji. Nie jest przecież wykluczone, że do tego czasu Polonia uporządkuje wszystkie swoje sprawy i wtedy znów będą się liczyć tylko punkty – przestrzega Antczak.

DZIENNIK POLSKI

Wisła będzie odwoływać się w sprawie licencji na puchary.

Licencje UEFA na grę w europejskich pucharach otrzymały: Legia, Lech, Korona, Lechia, Zagłębie i Piast. Ze względu na kryteria finansowe nie dostały ich: Wisła, Bełchatów, Śląsk, Widzew, Pogoń, Polonia i Ruch, a infrastrukturalne – Górnik, Podbeskidzie i Jagiellonia. Dlaczego licencji nie dostała Wisła? – Chodzi o budżet, który zakłada, że klub będzie zdolny pokrywać koszty przychodami przy bardzo drastycznej redukcji kosztów. Nawet o 45 procent. Problem w tym, że do tej pory nie przedstawiono nam dokumentów wykazujących, jaki sposób Wisła zamierza to zrobić. Dopiero we wtorek prezes Bednarz przedstawił nam satysfakcjonujące wyjaśnienia, ale na razie tylko ustnie. Jeśli przedstawi je na papierze, to zapewne nie będzie problemów z uzyskaniem licencji – tłumaczył Sachs. Jego słowa potwierdza Jacek Bednarz. – Wiadomo, że jesteśmy cały czas w czasie restrukturyzacji klubu – mówi. – UEFA bardzo restrykcyjnie podchodzi do płynności finansowej klubów, co związane jest z tzw. finansowym fair play. Gwarantem tego, że Wisła stabilności finansowej nie straci, jest jej właściciel. Pewne dokumenty, które przygotowaliśmy, wystarczyły, żeby uzyskać licencję na grę w ekstraklasie, ale musimy jeszcze uzupełnić parę rzeczy, żeby dostać licencję na europejskie puchary. Odwołamy się zatem od decyzji komisji licencyjnej i liczymy, że przyniesie to skutek.

SUPER EXPRESS

Kibice zaleją Ireneusza Króla… szambem?

Wprawdzie klub z Konwiktorskiej może się jeszcze odwołać od decyzji komisji do spraw licencji, ale szanse na pozytywne rozpatrzenie są minimalne, ponieważ „Czarne Koszule” toną w długach, a właściciel, Ireneusz Król, nie daje żadnych gwarancji, że wyprowadzi Polonię z kryzysu. – Polonia ma czas do 28 maja, aby spłacić zaległości. Jeśli tego nie zrobi, to może się ubiegać o występy co najwyżej w IV lidze, choć najbardziej prawdopodobnym wariantem jest start od B-klasy – powiedział Krzysztof Sachs, przewodniczący wspomnianej komisji. Wściekli fani „Czarnych Koszul” chcą wynająć szambiarkę i wylać zawartość przed domem Króla. „Wycieczce” ma towarzyszyć transparent: „Oto przelew z Wiednia. Trochę szedł, więc się zaśmierdł”. To nawiązanie do słynnych słów nieszczęsnego biznesmena, który w jednym z wywiadów powiedział, że jest w Wiedniu i zaraz zrobi przelew regulujący zaległości. Niestety większość obiecanych pieniędzy nigdy nie dotarła.

Ślusarski przed Legią: Strzelę, wygramy i będzie wspaniale

Legia prowadzi w tabeli, gracie w Warszawie. Presja będzie olbrzymia.
– Na pewno, ale jestem doświadczonym zawodnikiem. Będę skupiony, ale nie przemotywowany. Już nie mogę się doczekać tego meczu. Wierzę, że strzelę, wygramy i będzie wspaniale.

Jak chcecie pokonać Legię?
– Grając tak jak przez ostatnie tygodnie: szybko, kontratakując, utrzymując się przy piłce.

Mecz z Legią zadecyduje o tytule?
– Będzie miał duże znaczenie, ale historia zna niesamowite przypadki ligowych finiszów, więc wszystko może się jeszcze wydarzyć. Będziemy walczyć o każdy punkt do samego końca.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Lech i Legia chcą Bartłomieja Pawłowskiego.

Trener Mariusz Rumak ostatnio podróżował po Europie i rozmawiał z kandydatami do gry w Poznaniu. Nie oznacza to jednak, że piłkarze z naszej ligi nie znajdują się na liście życzeń wicelidera. – Znajdują się i już dawno zostali wyselekcjonowani. Powiedziałem prezesom, których piłkarzy z polskiej ekstraklasy chciałbym mieć u siebie – mówi szkoleniowiec. Na pewno w tym gronie jest Pawłowski, który na razie jest tylko wypożyczony do Widzewa z Jagiellonii Białystok. فódzki klub ma zagwarantowane prawo pierwokupu – musi o tym zdecydować do końca grudnia, bo wtedy kończy się transfer czasowy. Cena do zapłacenia nie jest wygórowana, można wręcz stwierdzić, że promocyjna – to tylko 200 tysięcy złotych. Jest niemal przesądzone, że łodzianie zdecydują się na ten krok i to już teraz, po trwających obecnie rozgrywkach. Wiedzą bowiem doskonale, że utalentowanego pomocnika można sprzedać ze sporym zyskiem. Lechowi przyda się nowy lewoskrzydłowy, jeśli zostanie sprzedany Aleksandyr Tonew, a to jest bardzo prawdopodobne. Sęk w tym, że poznaniacy mają dużą konkurencję na polskim rynku. Bardzo mocno zainteresowana jest bowiem również Legia Warszawa, jak się okazuje konkurent Kolejorza nie tylko w grze o mistrzostwo Polski. Ekipa ze stolicy ma w swoich rękach mocniejsze argumenty finansowe.

Alfabet Rafała Murawskiego.

AMBICJA
Murawski trafił do Lecha w 2006 roku po połączeniu z Amiką i tak bardzo zależało mu na pokazaniu się, że w pierwszych meczach w zasadzie się nie zatrzymywał. O tamtym etapie kariery opowiadał: „Biegałem wszędzie i gra najczęściej mnie… mijała. Dlatego trzeba było z tego wyciągnąć wnioski i poruszać się inaczej po boisku. To już raczej przeszłość, bo teraz gram nieco inaczej. Na pewno zmądrzałem przez te lata i staram się przede wszystkim trzymać swojej pozycji na boisku”.

BARCELONA
Jeden z niewielu polskich piłkarzy, którzy nie tylko w zagranicznej prasie znaleźli się w jednym zdaniu obok nazwisk „Xavi” i „Iniesta”, i to wcale nie w negatywnym kontekście. Po wygranej 2:1 Rubina Kazań na Camp Nou jesienią 2009 roku rosyjscy dziennikarze napisali: „Z Noboą niemal wyłączył z gry Xaviego i Iniestę. Pod koniec meczu kontrolował wydarzenia w środku pola”. Rok później – znów po meczu z Barceloną – wrócił na czołówki gazet, gdy okazało się, że przebiegł w 90 minut więcej niż jakikolwiek inny gracz na murawie. Jego licznik zatrzymał się w okolicach 12 kilometrów.

CIERPLIWOŚÄ†
Zimą 2011 roku Murawski wrócił do Lecha i się zdziwił. Musiał pełnić nieco inną funkcję niż wcześniej. Wymyślił mu ją trener Jose Mari Bakero. Grał bliżej bramki rywala niż w trakcie pierwszego pobytu w Kolejorzu (2006-2009). Wtedy za zadanie miał rozpoczynać ataki z własnej połowy. Bakero zdecydował, że Murawski będzie czekał na piłkę, ale znacznie wyżej, jako ofensywny pomocnik. Tamten okres piłkarz Lecha zapamięta jako naukę cierpliwości. Tygodniami poznawał, jak poruszać się po boisku.

Zbigniew Boniek o procesie licencyjnym.

Spodziewał się pan aż takich kar dla klubów?
– Powiem szczerze, że nie. Ale bardzo zależy nam, by wszystkie kluby ekstraklasy spełniały europejskie standardy. PZPN został niedawno przez UEFA ukarany symboliczną kwotą 50 tysięcy euro za to, że przyznał licencję na grę w europejskich pucharach klubom, które na to nie zasłużyły. Dlatego teraz jesteśmy bardziej restrykcyjni. PZPN chce pomóc zespołom i zarazem nie chce ryzykować nowych kar. Bo następnym razem sankcje mogłyby wzrosnąć do nawet 500 tys. euro. Komisja Licencyjna, która działa w bardzo dobrym składzie, chce zaprowadzić porządek, a nie przyznawać licencję, bo ktoś jest kolegą kogoś. Jeżeli chcemy mieć lepszą piłkę, musimy mieć zdrowe kluby.

To sprawiedliwe, że kosztem Polonii, która jest w pierwszej połówce tabeli, może utrzymać się klub, który w normalnym przypadku zleciałby z ligi?
– A czy to uczciwe, że Podbeskidzie ryzykuje spadek, płaci piłkarzom regularnie, spełnia wszystkie wymogi, a Polonia gra w sposób nieuczciwy, jest w tej lidze, a żadnych wymogów nie spełnia? Czy to jest uczciwe?

Czy w związku ze nieprzyznaniem licencji Polonii PZPN nie myśli nad zmianą regulaminu rozgrywek?
– Zastanawialiśmy się nad tym problemem. Chcieliśmy zrobić nawet baraż: trzecia drużyna I ligi gra z tą, która dzięki Polonii wyszła ze strefy spadkowej, ale regulamin jest inny i nie można go zmienić. Warunek dodawania drużyn w takim przypadku chcemy zmienić w przyszłości.

Najnowsze

Ekstraklasa

Jagiellonia w więzieniu! W Alkmaar „nie chcieli Polaków”, jak jest teraz?

Szymon Janczyk
YouTube Logo
Jagiellonia w więzieniu! W Alkmaar „nie chcieli Polaków”, jak jest teraz?
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama