Bereś chce strzelić Lechowi, kolejne podchody pod Króla, komitet transferowy w Wiśle

redakcja

Autor:redakcja

15 maja 2013, 08:49 • 11 min czytania

Zapraszamy na środowy przegląd prasy, a w nim m.in. Ottmar Hitzfeld wypowiada się dla Faktu, Bereszyński chce strzelić Lechowi, a Boniek opowiada PS o reformie ligi.

Bereś chce strzelić Lechowi, kolejne podchody pod Króla, komitet transferowy w Wiśle
Reklama

FAKT

Ottmar Hitzfeld dla Faktu o Robercie Lewandowskim.

Reklama

Z Borussią i Bayernem wygrywał pan Champions League. Kto jest faworytem Ottmara Hitzfelda 25 maja i czego my kibice możemy oczekiwać po finałowym meczu na Wembley?
– To będzie ekscytujące spotkanie! W jednym meczu wszystko jest bowiem możliwe. W Bundeslidze Bayern jest zbyt mocny, żeby skończyć rozgrywki za kimś innym, ale co innego w jednym finałowym spotkaniu. Jeśli popatrzymy na ostatnie dziesięć konfrontacji drużyn z Monachium i Dortmundu, to widać, że Borussia nie przegrała wielu z nich. Poza tym chcę zwrócić uwagę, że dortmundczycy byli bliscy wyeliminowania w konfrontacji z Malagą. To cud, że dalej są w grze. To znaczy, że sprzyja im szczęście.

Myśli pan, że Borussia da radę?
– Bayern jest pod dużą presją, że porażką w finale przekreślą swój sezon rekordów. Zdobyli mistrzostwo z największą w historii liczbą punktów, są bliscy wywalczenia Pucharu Niemiec. Jeśli jednak przegrają na Wembley, to nikt nie będzie wspominał o żadnych rekordach. To dlatego Bayern wolałby w finale grać z takim Realem Madryt, niż z Borussią. Przegrany finał bardzo boli, przegrać jednak finał z Dortmundem to najgorsza kara, jakiej obawiają się w Monachium.

W BVB gra trójka reprezentantów Polski. Co pan sądzi o Lewandowskim, Błaszczykowskim i Piszczku?
– Wszyscy są bardzo dobrymi piłkarzami. Darzę ich wielkim szacunkiem. Świetnie dają sobie radę i mają swoje zasługi w tym, że drużyna zakwalifikowała się do finału Champions League i ma za sobą kolejny znakomity sezon. Lewandowski jest oczywiście najbardziej znany, jako to jest z zawodnikami, którzy strzelają gole. Ale pozostała dwójka też ma swoje zasługi.

Ireneusz Król ewakuowany radiowozem z siedziby komisji licencyjnej

W poniedziałek od 11 do 20:30 obradowała Komisja ds. Licencji Klubowych PZPN. Na swoje obrady zaprosiła m.in. przedstawicieli Polonii Warszawa. W siedzibie PZPN pojawił się właściciel Ireneusz Król (50 l.), na którego przed budynkiem czekali rozwścieczeni kibice. Biznesmen musiał być ewakuowany przez policję. Złość fanów jest uzasadniona. To Król przejmując Polonię stał się na początku jej zbawicielem, ale ostatecznie grabarzem. – Faktycznie dyskutowaliśmy. Chodziło o spotkanie w cztery oczy, zadanie pytań, rozwianie wątpliwości. Im więcej ciszy i spokoju w tym temacie, tym lepiej – powiedział Faktowi فukasz Wachowski, dyrektor Departamentu Rozgrywek Krajowych PZPN. Czarne Koszule na sto procent pożegnają się z Ekstraklasą. – Może nas uratować tylko szóstka w totolotka – mówią przy Konwiktorskiej. W poniedziałek Król i dyrektor Polonii Anna Sykała zostali poinformowani, że bez uregulowania wielomilionowych zaległości nie mają co marzyć o licencji na przyszły sezon. „Albo kasa, albo do widzenia” – taki jest prosty i brutalny przekaz dla warszawskiej drużyny. Na pieniądze nie ma co liczyć. Na pewno nie od Króla, który na poniedziałkowym posiedzeniu Komisji nie odczuwał żadnej skruchy. Trudno spodziewać się, że do końca maja pojawi się zbawiciel, który ureguluje zaległości. W Polonii pogodzili się ze swoim losem.

RZECZPOSPOLITA

Niecierpliwy szejk, arogancki Mancini

Nie odchodzi dlatego, że przegrał w sobotę finał Pucharu Anglii z Wigan, kończąc sezon z pustymi rękami. Jego los został przesądzony już wcześniej. Odchodzi, bo znów nie potrafił podbić z drużyną Ligi Mistrzów. A może jeszcze bardziej przez konflikt z władzami klubu, którym od kilku miesięcy przy każdej okazji wypominał, że odpuścili walkę o Robina van Persiego, o którego on tak bardzo zabiegał. Mancini do spełniania zachcianek był przyzwyczajony. Zawsze dostawał wszystko, o co prosił. Latem 2010, pół roku po przyjściu do Manchesteru, wydał na transfery ponad 100 mln funtów. Z zakupów wrócił m.in. z Mario Balotellim, Davidem Silvą i Yayą Toure. Wystarczyło na awans do LM i pierwsze od 35 lat trofeum – Puchar Anglii. I oczywiście na miłość kibiców, która przerodziła się w uwielbienie, gdy City wygrali na Old Trafford 6:1, a w maju 2012 roku w ostatniej kolejce zepchnęli z tronu Manchester United i zdobyli tytuł po 44 latach. Nic dziwnego, że kiedy wczoraj jeden z byłych pracowników klubu Stephen Aziz porównał Manciniego na Twitterze do kameleona, uśmiechniętego w mediach, a za zamkniętymi drzwiami zmieniającego się w „aroganckiego, nerwowego, egocentrycznego ignoranta pozbawionego manier”, w Internecie zawrzało.

GAZETA WYBORCZA

Stadion Widzewa i ŁKS-u – odcinek 134543

Nowy obiekt na Widzewie, jedna trybuna wraz z centrum szkoleniowym na ŁKS-ie – to najnowszy pomysł prezydent فodzi na rozwiązanie stadionowego problemu. – To ostateczna decyzja – zapewniła Hanna Zdanowska po wtorkowym spotkaniu z szefami klubów. Przed tygodniem Zdanowska zapowiedziała, że w Łodzi powstanie jeden stadion: albo na terenach Orła przy al. Włókniarzy, albo przy al. Piłsudskiego, gdzie gra Widzew. Wczoraj w magistracie doszło do spotkania prezydent z szefami Widzewa i ŁKS-u. Tematem miały być przygotowane przez magistrat analizy finansowe inwestycji w obu miejscach. Po zakończeniu ponadgodzinnego spotkania okazało się jednak, że decyzje już zapadły… Na wspólnej konferencji z szefami klubów Zdanowska poinformowała, że zaproponowała następujące rozwiązanie: nowy stadion powstanie przy al. Piłsudskiego, a przy al. Unii miasto zbuduje boisko z jedną trybuną i centrum szkoleniowe dla فKS-u. Tym samym upadł pomysł z Orłem. – Na stadion na Widzewie przeznaczymy 170 mln zł. Klub sam podejmie decyzję, jak będzie chciał te pieniądze zagospodarować: czy od razu wybudować cały stadion, czy sukcesywnie stawiać większy. Natomiast przy al. Unii chcemy wybudować stadion z jedną trybuną na blisko 5 tys. osób i trzy boiska treningowe, bo tyle się zmieści na tym terenie. Gdy ŁKS wróci do wyższej ligi, będzie czas, żeby dobudować kolejne trybuny – poinformowała Zdanowska.

Maciej Murawski przed meczem Legii z Lechem.

Lech wygrał siedem meczów z rzędu. Jest w tym momencie w lepszej formie niż Legia?
– Nie da się tego stwierdzić, bo to dwa inaczej grające zespoły. Lech gra z kontry – być może najlepiej w Polsce. Legia, poza jesiennym meczem w Poznaniu, nie miała okazji tak zagrać, bo nikt inny jej na to nie pozwolił. Każdy zespół, grając z warszawiakami, cofa się na własną połowę. Z Lechem niekoniecznie, choć w tym przypadku to trochę naiwne. A poznaniacy na tym korzystają.

W której formacji Lech ma przewagę nad Legią, a w której to warszawiacy dominują?
– Legia na pewno w bramce. Krzysztof Kotorowski zastępujący Jasmina Buricia jest jednak piłkarzem gorszym od Duszana Kuciaka. Najważniejszym obrońcą Legii jest Inaki Astiz. Kieruje defensywą i potrafi naprawić błędy kolegów. Ale w najlepszej formie jest Artur Jędrzejczyk, niezależnie od tego, czy gra w środku, czy na prawej obronie. Jakub Wawrzyniak angażuje się w ataki, ale jest niebezpieczeństwem w obronie. Nigdy nie wiadomo, czy nie spóźni się za piłkarzem i czy nie popełni błędu. Za to na prawej obronie Bartosz Bereszyński jest objawieniem. Ma ciąg na bramkę. Potrafi, co w ekstraklasie niespotykane, wyjść z obrony zwodem, zamiast wybijać piłkę na aut lub byle do przodu.

Nie brakuje panu u niego asyst i goli?
– To prawda, przebiega olbrzymi dystans w każdym meczu, ale niewiele z tego wynika. Czasem nie patrzy, gdzie są koledzy. W Górniku jeszcze jesienią grał na boku obrony Michal Bemben. Niewiele biegał, nie był szybki, mało efektowny. Ale grał z podniesioną głową. I miał asysty.

SPORT

Połowie składu Piasta po sezonie kończą się kontrakty.

Wraz z końcem sezonu kończą się kontrakty kilkunastu zawodników beniaminka. Linia obrony Piasta Gliwice może przestać istnieć. „Sport” wylicza piłkarzy, którym kończą się kontrakty. Są to: Jakub Szumski, Paweł Oleksy, Damian Zbozień, Adrian Klepczyński, Jan Polak, El MehdiSidqy, Rudolf Urban, Artis Lazdins, Matej Izvolt, Ruben Jurado, Jakub Świerczok, Adrian Sikora. – Nie ma co ukrywać, że chłopaki mogą być dla innych klubów łakomymi kąskami. Wierzę jednak w to, że sprawę przesądzi atmosfera, jaka panuje w naszej szatni. Ta drużyna naprawdę trzyma się razem, dzięki czemu każdemu z nas byłoby trudno odejść – uważa Wojciech Kędziora, napastnik Piasta, który leczy aktualnie kontuzję kolana.

Adam Danch ostatni mecz Górnika obejrzał z młyna.

Piłkarz pojechał na mecz z kibicami, a potem zajął razem z nimi miejsce w sektorze gości. Danch opuścił pierwszy mecz w sezonie, a stało się ta za sprawą nadmiaru żółtych kartek. – Pośpiewałem. Jak się siedzi wśród kibiców, to nie ma wyjścia. Przyznam, że nie wszystkie piosenki znałem od początku do końca. Na boisku koncentrujemy się jednak przede wszystkim na grze. Generalnie szybko wpadają w ucho – mówi „Sportowi” Danch, który jednak jednej piosenki nie zaśpiewałby na pewno. Chodzi o zaśpiew rozpoczynający się od słów „Co wy robicie…” – Tego bym nie śpiewał. Piłkarze, którzy grają, naprawdę chcę wygrywać, tylko nie zawsze wychodzi. Słabszy dzień, czasami umiejętności, często trochę szczęścia… I jeszcze rywal, który też chce wygrać – przypomina kapitan.

DZIENNIK POLSKI

Wisła ma nie tylko nowego dyrektora sportowego, ale jeszcze komitet transferowy.

Zdzisław Kapka został dyrektorem sportowym Wisły Kraków. Ten były zawodnik „Białej Gwiazdy” pełnił w ostatnim czasie funkcję szefa działu skautingu, w skład którego wchodzą również Marcin Kuźba i Maciej Ł»urawski. Teraz kompetencje Kapki w klubie z ul. Reymonta będą większe. Z naszych informacji wynika, że nie tylko został dyrektorem sportowym, ale wejdzie do nowego tzw. komitetu transferowego, w którym znajdzie się również prezes Jacek Bednarz, a sporo do powiedzenia ma mieć też Krystian Rogala. Ten ostatni formalnie nie pełni w Wiśle żadnej funkcji, ale nie jest tajemnicą, że jako doradca właściciela „Białej Gwiazdy”, Bogusława Cupiała ma duży wpływ na to, co dzieje się w klubie. Decyzje o pozyskiwaniu nowych piłkarzy będą teraz podejmowane wspólnie.

SUPER EXPRESS

Bereszyński: Strzelić gola Lechowi? Byłoby super!

Legia – Lech to najważniejszy mecz w twojej karierze?
– Tak, a poza tym najważniejszy mecz w Polsce od bardzo dawna. Spotykają się kluby, które zawsze mocno rywalizowały, a teraz dodatkowo stawką jest mistrzostwo Polski. Jest o co grać. Dla mnie będzie to pewna nowość, bo nigdy przeciwko Lechowi nie grałem.

Czujesz mobilizację, by udowodnić szefom Lecha, że zbyt pochopnie oddali cię do Legii?
– Udowadniać chcę tylko sobie to, że mogę grać w piłkę na wysokim poziomie. W Poznaniu również grałem na 100 procent, ale nie zawsze wychodziło to tak, jak bym chciał. Z kolei w Legii rozwinąłem się. Trener mi zaufał, dzięki czemu jestem pewniejszy siebie. Potrzebowałem tego, by ktoś na mnie postawił.

Twój tata, Przemysław, przez wiele lat grał w Lechu. Komu będzie w sobotę kibicował?
– Na pewno mnie (śmiech). Przez wszystkie lata tata i cała rodzina dopingowali zawodników w niebieskich koszulkach, teraz będą liczyli na zwycięstwo tych w białych. Ale to normalne, chcą przede wszystkim mojego dobra, by moja drużyna była górą.

Tekst pod tytułem: Jak ubierają się trenerzy Ekstraklasy.

– Mecz to święto. Weryfikacja tego, co robisz na treningach. Coś, na co czeka się przez cały tydzień. Garnitur, elegancka koszula, wypastowane buty to wyraz szacunku dla moich piłkarzy, kibiców i przeciwników. Nauczył mnie tego jeszcze na studiach mój mentor, trener Rudolf Kapera – twierdzi zawsze elegancki trener Korony Kielce Leszek Ojrzyński (41 l.). Na przeciwnym biegunie znajduje się trener Śląska Wrocław Stanislav Levy. W swoim debiucie zaprezentował styl z ligi albańskiej (stamtąd trafił do Wrocławia). Na czerwoną kurtkę od dresu założył… czarną skórę. Szybko został upomniany przez działaczy Śląska i od tamtej pory nosi się już schludnie. – Ja garnitur ostatnio miałem na sobie w tamtym sezonie, kiedy graliśmy z ŁKS o utrzymanie. Wygraliśmy, a piłkarze śmiali się, że garnitur przyniósł mi szczęście. Ale w tych rozgrywkach powiesiłem go do szafy, bo ogranicza mi ruchy. Na sportowo, w dresie jest praktyczniej, czuję się swobodnie, mogę łatwiej gestykulować – tłumaczy reprezentujący grupę „dresiarską” szkoleniowiec GKS Bełchatów Kamil Kiereś (39 l.).

PRZEGLĄD SPORTOWY

Boniek o reformie: Nie musiałem tupać nogą

Pana zdaniem już na pewno w przyszłym sezonie rozgrywki będą się toczyć według nowej formuły?
– Dostałem właśnie pismo z Ekstraklasy z informacją, że kluby rekomendują reformę uwzględniającą dzielenie punktów po sezonie zasadniczym. Czyli jest tak, jakie były wcześniejsze ustalenia, jeszcze z grudnia. Nie widzę więc powodów, by reforma nie obowiązywała już od najbliższego sezonu. Oczywiście poczekajmy do 22 maja na decyzję zarządu PZPN, bo to on musi zatwierdzić zmiany.

Jeszcze pod koniec kwietnia większość klubów chciała przeforsować zmodyfikowaną reformę – bez dzielenia punktów. Musiał pan tupnąć nogą, by wróciły do poprzednich ustaleń?
– Nikt nie tupał nogą. Kluby po prostu musiały jeszcze raz przedyskutować swoją decyzję. Dałem im taką możliwość.

Ale bez pana interwencji reformy nie byłoby w ogóle?
– Reforma bez dzielenia punktów traciła sens. Dlatego postawiłem sprawę jasno: albo reforma w pierwotnej wersji, albo teraz dajmy sobie z nią spokój. Decyzja należała do klubów.

Ireneusz Król dostał oficjalną ofertę przejęcia Polonii, ale…

Stowarzyszenie Polonia Warszawa, na czele z Grzegorzem Popielarzem i Jerzym Engelem, wysłało we wtorek prezesowi Czarnych Koszul Ireneuszowi Królowi oficjalną ofertę przejęcia klubu. Ludzie, którzy chcą uratować Polonię zaproponowali, że spłacą główne zadłużenie klubu, niezbędne do uzyskania licencji na grę w ekstraklasie, przede wszystkim dotyczące piłkarzy i sztabu szkoleniowego. Wynosi ono około 10 milionów złotych. Nie stoi za nimi żadna bogata firma, chcą zawrzeć ugody z zawodnikami, zapłacić im w najbliższych miesiącach. Stowarzyszeni stawia jednak Królowi warunek – musi on przedstawić zabezpieczenie, że ureguluje pozostałe długi, które audytor stowarzyszenia oszacował na niecałe 60 milionów złotych. I tu pojawia się problem, Król nie jest w stanie przedstawić żadnych gwarancji, jego firmy toną bowiem w długach. Członkowie stowarzyszenia nie wypowiadają się na ten temat w obawie, że Król znajdzie pretekst, by odmówić. Ten na razie w ogóle się do tej oferty nie odniósł. Zresztą wygląda na to, że zainteresowany nie będzie, bo nie zamierza wydawać pieniędzy na Polonię. Wydaje się, że znalazł inny sposób, jak pozbyć się problemu. Polonię miałaby przejąć kameruńska firma Sotracog, która dopiero niedawno powstała, a jej kapitał zakładowy wynosi około 1500 euro. Najczarniejszy scenariusz wygląda więc tak, że firma WoodinterKom GmbH sprzedaje klub firmie Sotracog, która znika i ślad po niej ginie. Nie jest w Unii Europejskiej, nie obowiązują jej przepisy unijne, nie musi nawet ogłaszać upadłości. Umiera śmiercią naturalną, a wraz z nią klub z 101-letnią tradycją. Dłużnicy nie mają od kogo domagać się swoich pieniędzy, bo Król teoretycznie jest już czysty.

Najnowsze

Ekstraklasa

Jagiellonia w więzieniu! W Alkmaar „nie chcieli Polaków”, jak jest teraz?

Szymon Janczyk
YouTube Logo
Jagiellonia w więzieniu! W Alkmaar „nie chcieli Polaków”, jak jest teraz?
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama