Smuda dyrektorem w Wiśle , Paulinho o czasach gry w ŁKS-ie, Hajto ostry jak zwykle

redakcja

Autor:redakcja

14 maja 2013, 08:51 • 11 min czytania

Zapraszamy na wtorkowy przegląd prasy, w którym między innymi znajdziemy krótkie rozmówki z Brazylijczykami – Paulinho i Rodrigo Moledo czy wywiad z Tomaszem Hajtą.

Smuda dyrektorem w Wiśle , Paulinho o czasach gry w ŁKS-ie, Hajto ostry jak zwykle
Reklama

FAKT

Smuda w Wiśle. Ma być dyrektorem sportowym!

Reklama

Zamieni dres na marynarkę? W Krakowie coraz częściej mówi się, że Franciszek Smuda (65 l.) ma wrócić do Wisły nie po to, by objąć stanowisko trenera. „Franz” miałby zostać dyrektorem sportowym Białej Gwiazdy. Wiele wskazuje na to, że właściciel klubu Bogusław Cupiał (57 l.) nadal nie ma klarownej koncepcji na nowy sezon. Co chwilę pojawiają się nowe pomysły, które rodzą kolejne plotki. Smuda jako dyrektor sportowy to podobno kolejny rozpatrywany wariant. Sensacją byłby już sam powrót Smudy. Cupiał do tej pory dawał ludziom maksymalnie dwie szanse. Tak było z Henrykiem Kasperczakiem (67 l.), Bogdanem Basałajem (52 l.), tak było z piłkarzami i szeregowymi pracownikami. Smuda byłby pierwszą osobą, która dostałaby od Cupiała trzecią szansę. Skąd pomysł, by Smuda objął stanowisko dyrektora? Nieoficjalnie wiadomo, że wraz z jego powrotem, z klubu odszedłby Jacek Bednarz (46 l.), który nie wyobraża sobie współpracy z byłym selekcjonerem reprezentacji Polski. „Franz” miałby kierować polityką sportową klubu. Na stanowisku trenera mógłby pozostać nawet Tomasz Kulawik (44 l.).

Rozmowa z Paulinho, reprezentantem Brazylii, byłym piłkarzem فKS-u.

Dlaczego w Polsce grałeś tylko przez rok?
– Na początku miałem duże problemy z przystosowaniem się do systemu panującego w Europie. W Brazylii grało się zupełnie inaczej. Pierwszym krajem europejskim, w którym występowałem, była Litwa. Tam pokonałem największe trudności. A dlaczego mi nie poszło? Widzę dwa główne powody. Było u was bardzo zimno, a w dodatku moja żona była w ciąży, dlatego często myślałem o powrocie do swojej ojczyzny.

Nauczyłeś się czegoś w naszej lidze?
– Bardzo dużo, szczególnie jeśli chodzi o twardą grę w środku boiska. Kiedy przyjechałem do Polski, byłem młodym zawodnikiem. W ŁKS-ie najczęściej występowałem jako defensywny pomocnik, a to nie jest moja ulubiona pozycja. Najlepiej czuję się jako rozgrywający i właśnie tak ustawia mnie trener w Corinthians. Dlatego ciężko porównać moją formę i umiejętności sprzed paru lat i teraz.

Śledzisz wyniki w polskiej ekstraklasie?
– Czasami sprawdzam. Wiem też, że ŁKS spadł z ekstraklasy i ma duże kłopoty. Wielka szkoda, bo ten klub zasługuje na grę w najwyższej lidze. Chciałbym, żeby wrócili na szczyt. Mocno im kibicuję.

I jeszcze Rodrigo Moledo, który grał w Odrze Wodzisław.

Rodrigo Moledo (26 l.) w polskiej ekstraklasie rozegrał tylko 3 mecze. Piłkarz występował w Odrze Wodzisław, ale po jednej rundzie wrócił do Brazylii. Dziś jest zawodnikiem Internacionalu Porto Alegre i właśnie dostał powołanie do reprezentacji narodowej. – To było fajne doświadczenie. Spędziłem w Polsce pół roku i starałem cieszyć się życiem. فatwo jednak nie było. Mieszkałem sam, byłem bardzo młody, nie znałem języka – mówi w rozmowie z Faktem Rodrigo. Zawodnik został ściągnięty do Wodzisława przez ówczesnego dyrektora sportowego klubu, Martina Pulpita (46 l.). Co ciekawe, umowa miała obowiązywać do grudnia 2012 roku. Moledo zawinął się z Odry już po jednej rundzie. – Miałem kłopoty z dokumentami, chodziło o pozwolenie na pracę. To był główny powód mojego powrotu do Brazylii. Wiem, że Odra miała duże problemy i nie gra już w ekstraklasie. Dopinguję ich, żeby jak najszybciej wrócili – dodaje Moledo.

RZECZPOSPOLITA

Tekst o Franku Lampardzie.

Lampard chciał zostać blisko rodziny, dlatego odmówił Mourinho przejścia do Interu. Kiedy Portugalczyk został zwolniony ze Stamford Bridge, Frank był jednym z tych, którzy rozpaczali najgłośniej. Nie pasuje do profilu gwiazdy Premiership. Zaręczony ze znaną prezenterką telewizyjną unika mediów i nie trafia na plotkarskie kolumny. Ma IQ powyżej 150. Anglicy piszą, że od ziemi odrywa się tylko przy walce o piłkę, na co dzień jest normalny do bólu. Nigdy nie odmawia autografów, ma czas na rozmowy ze zwykłymi kibicami. W Chelsea stał się piłkarzem symbolem, nikt nie pamięta już, że na początku kariery zarzucano mu, że ciągnięty jest w górę za uszy przez futbolową rodzinę. Bo Frank na wielką karierę był skazany. Jako dzieciak co tydzień siedział w oknie z matką, patrząc jak ojciec macha mu na pożegnanie i jedzie na mecz West Hamu. Frank senior grał dla tego klubu przez 18 lat, wystąpił w 674 spotkaniach, dwa razy zdobył Puchar Anglii. Jego szwagrem jest Harry Redknapp, który później jako menedżer West Hamu zatrudnił Franka seniora jako swojego asystenta.

GAZETA WYBORCZA

Marcin Kubacki o odejściu Stępińskiego z Widzewa: – To była decyzja Mariusza.

Nie wiem, czy to, że Mariusz będzie grał za granicą, a nie w Widzewie, to jego i pana sukces? Czy mam panu gratulować?
– Na razie nie ma czego, bo Mariusz jeszcze nie ma nowego klubu. Na razie podjął decyzję, że nie będzie już grał w Widzewie, że chce dalej się rozwijać. Usłyszałem w niedzielę od Sylwestra Cacka, szefa łódzkiego klubu, że na dzisiaj nie są w stanie utrzymać w Widzewie takiego zawodnika jak Mariusz. To dla mnie są wiążące słowa, które potwierdzają, że Mariusz musi z klubu odejść.

Czyli usłyszał pan, że Widzewa nie stać na Stępińskiego?
– Usłyszałem, że Widzew nie może teraz utrzymać tak utalentowanego piłkarza jak on, że klub nie jest na to organizacyjnie i finansowo przygotowany. Pan Cacek się do tego oficjalnie przyznał. Słyszałem to ja, Mariusz, słyszał فukasz Masłowski, który też w niedzielę był na spotkaniu.

Powiedział pan, że Mariusz chce się dalej rozwijać. Ale czy nie jest za wcześnie, by wyjeżdżał za granicę? Według wielu fachowców, w tym trenera Radosława Mroczkowskiego, powinien jeszcze przynajmniej przez rok pograć w Polsce.
– Możliwe, że Mariusz powinien jeszcze przez rok grać w naszej lidze, też z nim o tym rozmawiałem. Ale on zdecydował, że chce jechać za granicę, że chce spróbować tam swoich sił, że chce się uczyć gry w piłkę. Zresztą to byłoby nawet z większą korzyścią dla Widzewa, bo jeśli Mariusz podpisze kontrakt za granicą, to klub dostanie więcej pieniędzy za wyszkolenie zawodnika, niż dostałby, gdyby został w Polsce. Poza tym Mariusz nie chciał zostać w kraju ze względu na Widzew, nie chciał grać w żadnym innym polskim klubie.

Lech zadecyduje, czy Bereszyński otrzyma medal za ewentualne mistrzostwo Polski?

Pytanie, czy Bartosz Bereszyński otrzyma medal za ewentualny sukces Lecha Poznań? Czy się mu on należy? Okazuje się, że … niekoniecznie. Bycie mistrzem Polski nie jest bowiem tożsame z otrzymaniem medalu. Waldemar Gojtowski, specjalista ds. komunikacji Ekstraklasa S.A. wyjaśnia: – Mistrz Polski otrzyma od nas komplet 35 medali. To, komu je rozda jest jego suwerenną decyzją. Sam klub wybiera osoby, którym te medale wręczy. Lech Poznań na razie nie zajmuje się jeszcze takimi kwestiami, jak lista osób, którym należą się medale. Walka o mistrzostwo Polski nie jest bowiem zakończona, a w sobotę odbędzie się kluczowy mecz Lecha Poznań z Legią Warszawa. Sam Bartosz Bereszyński już zapowiedział, że nie chce medalu za ewentualny sukces Kolejorza . Interesuje go tylko mistrzostwo z Legią Warszawa.

POLSKA THE TIMES

Rozmowa z Arturem Borucem. Słabiutka.

Jakie były kulisy przejścia do Southampton?
– To wszystko trwało bardzo szybko. Dostałem telefon z zapytaniem, czy chcę dla nich grać. Decyzję podjąłem właściwie w pół godziny. Nie zwlekałem, brakowało mi gry i rytmu meczowego. Z perspektywy czasu uważam, że to był naprawdę dobry wybór.

Trenował Pan także z Evertonem. Nie dostał Pan sygnału, że chcą podpisać umowę?
– To są już takie detale, które nie powinny ujrzeć światła dziennego. Obecnie jestem graczem Southampton i skupiam się na dobrych występach w tym klubie.

33 lata na karku. Czy można jeszcze grać na światowym poziomie w tym wieku?
– Jeżeli chodzi o bramkarza to jest na pewno dużo bardziej uproszczone zadanie. Bramkarze mają tę przewagę, że nie muszą biegać jak zawodnicy z pola. Poza tym tutaj na Wyspach przyjęło się, że im bramkarz starszy, tym lepszy. Nie cieszę się, że mam już tyle lat (śmiech). Nie ukrywam jednak, że bagaż doświadczeń pozytywnie wpływa na moją postawę na boisku.

DZIENNIK POLSKI

Emmanuel Sarki chce zostać w Wiśle Kraków.

Pańska półroczna umowa z Wisłą upływa wraz z końcem sezonu. Nie jest tajemnicą, że nie miał Pan tu rewelacyjnych warunków finansowych. Co dalej?
– Trzeba zrozumieć aktualną sytuację klubu, są pewne problemy z pieniędzmi. Nie przyszedłem tu jednak dla nich, tylko po to, by odbudować formę i znów być w świetle reflektorów. W końcu przez pół roku nie grałem w piłkę. Chciałem znów zacząć grać i wzbudzić zainteresowanie moją osobą. Na razie korzystam z czasu spędzanego w Krakowie. Jeśli Wisła powie mi: „chcemy, byś grał tu nadal”, z radością zostanę. Klub może skorzystać z automatycznej opcji przedłużenia mojej umowy, a to oznacza już dla mnie większe zarobki. Decyzja zależy od działaczy. Ja uważam, że Wisła to świetny klub, w którym pracują fantastyczni ludzie. Tacy, którzy potrafią się zawodnikiem zająć, zaopiekować. Zresztą, wystarczy popatrzeć, jaka była atmosfera w drużynie podczas ostatniego meczu. Wszyscy cieszyli się grą.

Jak na zawodnika, który wrócił po półrocznej przerwie, radzi Pan sobie świetnie. Stał się Pan nawet jednym z liderów gry drużyny.
– Myślę, że Wisła docenia to, co udaje mi się ostatnio robić dla tego zespołu. Każdy z kolegów szuka mnie na placu gry. Mówią mi: Manu, jesteś najszybszym graczem, jakiego mamy. W Polsce nie ma obrońcy, który by cię dogonił. Jesteś naszą bronią, której musimy używać przeciwko każdemu rywalowi.

SUPER EXPRESS

Listkiewicz: Ljuboja i Radović nie są tuzami klasy Darka Dziekanowskiego

Skoro godnych uwagi wydarzeń boiskowych malutko, to uwaga Sz.P. skupia się na dyskotekach i nocnych klubach, ulubionych miejscach przedmeczowych przygotowań wielu piłkarzy. Legioniści Ljuboja i Radović nie są pierwszymi ani ostatnimi z balangowiczów. Ich pech polegał na tym, że instynkt kazał zajrzeć do siedliska rozpusty prezesowi Legii, a oni sami nie są tuzami klasy Paula Gascoigne’a, George’a Besta czy choćby Darka Dziekanowskiego, którym zabawa nie przeszkadzała w grze. Prezes Leśnodorski – wzorem działaczy górniczego klubu z filmu „Święta wojna” – wybrał się nocą na szklaneczkę mineralnej, zobaczył swoich pracowników sączących bynajmniej niemineralną i zareagował, jak należy. Ale po co o tym trąbić na cały świat? Znane były balangowe upodobania premiera z zamierzchłego PRL-u, Józefa Cyrankiewicza. Lubił urwać się ochroniarzom i popędzić w siną dal. Kraj się od tego nie zawalił, ale pół wieku temu skok w bok był tajemnicą skaczących. Dziś, w czasach Wielkiego Brata, nawet drogi zegarek i skarpetki są przedmiotem narodowej dyskusji.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Hajto: Za Jagiellonię jestem gotów wyjść na ulicę i się bić

Prawdą jest to, co powiedział nam jeden z pracowników Jagiellonii?
– Jestem ponad tym wszystkim. Zrobię co w mojej mocy, żeby Jagiellonia zakończyła sezon w pierwszej szóstce. Będę wspierał moich zawodników. Wstawię się za nimi nawet po takim meczu jak ten z Legią. Będę bronił wszystkich niezależnie od tego czy nazywają się Kupisz, Słowik, Kowalski, Norambuena czy Frankowski. To moi zawodnicy, a ja jestem ich trenerem. Na dobre i złe. A anonimowe wypowiedzi niech sobie wszyscy schowają do kieszeni. Jak ktoś ma jaja niech powie to pod nazwiskiem. Takie donosy to wyraz chorych kompleksów informatora. Jeśli chce coś powiedzieć, niech podejdzie do mnie w klubie i powie to prosto w twarz. Dla mnie taki człowieka to śmieć. Mówi coś za plecami, a nie powie tego wprost. Za Jagiellonię, za ten zespół, który buduje jestem gotów wyjść na ulicę i się bić.

To jak naprawdę było z Frankowskim? Po przedmeczowej odprawie był w składzie czy nie?
– Nie mieści mi się w głowie, że zawodnicy mieliby wpływać na mnie i żądali, żebym kogoś wstawił do składu, bądź nie. Nic takiego nie miało miejsca. Piłkarze są od tego, żeby ciężko trenować i grać. Nie są od ustalania składu i podważania decyzji trenera. Na coś takiego nigdy bym sobie nie pozwolił. OK, w sztabie szkoleniowym rozmawiamy o tym, kogo by wystawił Dźwigała, kogo Jankowski, kogo Popieluch itd. Na końcu jednak decyzję podejmuje ja, bo za to wszystko odpowiadam. Jak komuś się nie podoba, możemy się rozstać. Oczywiście, jak w każdym klubie zdarzają się naciski. Ktoś coś sugeruje, ale nigdy się tym przy ustalaniu składu nie kierowałem. Bądźmy poważni. Dla mnie najważniejsze jest dobro drużyny. Jak komuś to przeszkadza, może faktycznie powinienem odejść. Mam jednak kontrakt do 30 czerwca i zrobię wszystko, żeby na koniec sezonu Jagiellonia była jak najwyżej. Nie wiem co się stanie 1 lipca, ale nawet jak odejdę i nie przedłużę umowy, będę dalej żył. Świat się nie skończy. Swoją drogą fajnie, że wszyscy się tak o mnie martwią. Jeżeli mam być zwalniany po meczu z najlepszą drużyną ligi, to OK. Legia ma najwyższy budżet, 30 topowych jak na nasze warunki piłkarzy, a my w meczu z nimi dostajemy bramkę w drugiej minucie, a od dziewiątej gramy w „dziesiątkę”. Skoro ktoś twierdzi, że po takim meczu powinienem odejść, nie zna się na profesjonalnej piłce.

Leszek Pisz o sytuacji w Legii.

Legia ma problemy dyscyplinarno-kadrowe. Jest pan na bieżąco?
– Staram się. Danijel Ljuboja w ostatnich meczach wyglądał słabo. Ł»adna to strata.

Podoba się panu decyzja prezesa?
– Nie wyobrażam sobie, żeby nie było kary za takie zachowania w decydującym momencie sezonu. Bardzo prawdopodobne, że piłkarze pili, bo byli sfrustrowani tym, ile grali w meczu ze Śląskiem. Ale to żadne usprawiedliwienie.

Z Ljuboi śmieją się, że częściej niż na treningach, bywa w klubach nocnych.
– Jak tak bardzo chciał się napić i nie mógł wytrzymać mógł to zrobić skrycie. Na przykład w domu, pod kołdrą (śmiech).

Ljuboja jest potrzebny Legii?
– Powiem tak – jego czas w tym zespole już się skończył. Nie wydaje mi się, żeby miał w ogóle jakiekolwiek szanse, by z „Elką” jeszcze kiedyś zagrać.

Najnowsze

Ekstraklasa

Jagiellonia w więzieniu! W Alkmaar „nie chcieli Polaków”, jak jest teraz?

Szymon Janczyk
YouTube Logo
Jagiellonia w więzieniu! W Alkmaar „nie chcieli Polaków”, jak jest teraz?
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama