Mundial w Brazylii, derby Buenos Aires, Belgradu, Stambułu czy mecz Mariboru. Do tego jeszcze kolejne liczone w dziesiątkach, a może nawet i setkach, spotkania piłkarskie na całym świecie. Jedne na najwyższym poziomie i zaplanowane od A do Z, drugie – nieco spontaniczne i przypadkowe… Magdalena Warszawska z Łodzi rozpoczęła właśnie wyprawę życia. Blisko dwa i pół roku ciągłych podróży po świecie, obecność przynajmniej na stu meczach i podróże autostopem.
Wystartowała w ten weekend, po meczu ukochanego Widzewa w Poznaniu i obrała kierunek na Zachód, przez Wschód. Po spotkaniu z Lechem wyruszyła na Litwę, stamtąd do Moskwy na ostatni w tym sezonie domowy mecz CSKA, a potem przez Petersburg do Skandynawii. Bo tam, jak tłumaczy, liga trwa znacznie dłużej, niż w pozostałej części Europy.
– Nigdy nie bawiło mnie siedzenie na plaży i picie drinków z plastikowych kubeczków. Ja takich ludzi nazywam okołobasenowymi morświnami. Do Egiptu pojadę sobie po pięćdziesiątce. A teraz zamierzam spełniać marzenia, o podróży dookoła świata marzyłam od zawsze. Zresztą, w moim słowniku nie ma słowa „niemożliwe”. Wystarczy chcieć. A ja chcę i tą podróżą to udowodnię. Chciałam spróbować tego już wcześniej, ale mój ówczesny partner tego nie popierał. Bo za drogo. A przecież, żeby podróżować po świecie, nie trzeba mieć pieniędzy, można jeździć autostopem. Trzeba tylko mieć czas – opowiada Magda, dla przyjaciół „Poziomka”.
Jak zrodził się sam pomysł? To pytanie uważa za banalne, wszyscy je zadają. Ale że faktycznie może to wypalić, przekonała się na niskobudżetowej wyprawie na Maltę. Pojechała, mając w kieszeni osiem euro, a wróciła z dwudziestoma, bo w przerwach między zwiedzaniem pracowała na plantacjach przy zbieraniu arbuzów.
– Bywałam na stadionach w Stanach Zjednoczonych, w Rosji, na Ukrainie, kilku innych krajach europejskich, ale największe emocje zawsze dawał mi Widzewek – przyznaje „Poziomka”. Swój pierwszy mecz przy alei Piłsudskiego pamięta doskonale: rok 1996, mecz z Rakowem Częstochowa i wygrana 4:1. To była miłość od pierwszego wejrzenia.
– Nie mogę się doczekać Indonezji. Tam kibice na mecze wyjazdowe jeżdżą, siedząc na dachach pociągów i nikomu to niestraszne – mówi. Jeśli wszystko ułoży się po jej myśli, będzie tam za półtora roku. A wcześniej zaprasza swoich znajomych: skoro już planują wakacje, to niech wpadną tam, gdzie ona będzie. Przynajmniej, jak mówi, przywiozą pierogi i zdjęcia z meczów Widzewa.
– Niedawno w Warszawie dziewczyna z Legii zaczepiła mnie i zapytała, czy to ja jestem „Poziomka”. Zdjęła rękawiczkę i powiedziała: „Chapeau bas za to, co robisz. Mimo, że normalnie nie podałabym ci ręki, bo jesteśmy z dwóch antagonistycznie do siebie nastawionych spotkań, to masz taką samą pasję jak ja i cię szanuję”. Ale nie każdy taki jest. Dlatego o meczach, na których się pojawię, będę informowała z opóźnieniem – twierdzi Magda.
Na razie rozgłos jej pomaga. Ludzie po usłyszeniu historii są życzliwsi, sami proponują noclegi i transport, ktoś wyszedł też z ofertą sponsorską butów i sprzętu na podróż. Przed wyjazdem wystąpiła w prasie, radiu, a także programie TVP „Pytanie na śniadanie”. – Pani z telewizji poprosiła mnie jedynie, żebym nie szła do „Dzień Dobry TVN”, bo oni lubią podbierać gości. Spokojnie, odpowiadam, ani do TVN-u, ani do Gazety Wyborczej nigdy nie pójdę. To nie są media, które w obiektywny sposób pokazują pasję, którą kocham – mówi. – Był zresztą wywiad, z którego w trakcie nagrywania zrezygnowałam. Chcieli mnie włożyć w ramy dobrego, ułożonego kibica, który siedzi na trybunie A i co najwyżej macha szalikiem. Ł»adnych moich wypowiedzi, że jesteśmy patriotami, że race są bezpieczne. To, ich zdaniem, nie mogło pójść. Chcieli, żebym robiła herbatę w kuchni i tak zainteresowała ludzi. Podziękowałam. Jestem kibicem od siedemnastu lat, a bycie kibicem nie jest tak złe, jak to niektóre media przedstawiają. Do niedawna wszyscy myśleli, że każdy kibic to niewykształcony dres, który nie potrafi się wypowiedzieć, nie ma rodziny, pracuje w magazynie albo nie pracuje w ogóle, bo przecież kibice to banda złodziei i głupków. Ale cieszę się, że ludzie zmieniają o nas zdanie.
I jako przykład podaje własną mamę. Ona też kiedyś nie rozumiała kibicowskiej pasji, a dziś sama ogląda filmy z oprawami i dopingiem. A Magda? Właśnie rozpoczyna przygodę życia i, licząc na pomoc w podróży, przypomina motto spod Zegara: You’ll Never Walk Alone…