Legia ma puchar, ale po takim meczu feta nie będzie smakować tak, jak powinna

redakcja

Autor:redakcja

08 maja 2013, 23:03 • 4 min czytania

Nie da się wygrać meczu nie stwarzając ani jednej naprawdę groźnej okazji, ale można wygrać dwumecz. I tylko to uratowało dziś Legię. Kto spodziewał się widoku Furmana próbującego wturlać się na murawę, żeby w końcówce ukraść jeszcze parę cennych sekund, leżąc w obrębie boiska? Rewanż miał być formalnością. Okazał się drogą przez mękę z założeniem – byle nie przegrać dwoma golami. Śląsk grał w Warszawie, Legia grała we Wrocławiu i w ostatecznym rozrachunku cieszą się tylko ci drudzy. Świętują zdobycie Pucharu Polski, ale to święto musi dziś smakować inaczej niż mogło. Inaczej brzmi „niepokonane miasto, niepokonany klub” – hasło z sektorówki rozwijanej na „Ł»ylecie”. Aż przypomina się ostatnia mistrzowska feta na Wiśle i odbieranie medali za triumf w lidze zaraz po przegranej w bardzo nędznym stylu z Polonią.
Patrząc z perspektywy bezstronnego obserwatora – spotkało nas dziś najlepsze, co mogło spotkać. Finałowy rewanż od pierwszej do ostatniej minuty był walką o coś, a nie tylko o dotrwanie do końcowego gwizdka. Pachniało drugim golem. Każda akcja mogła przynieść dogrywkę i jeszcze więcej emocji. Szkoda, że tylko jedna drużyna jako tako umiała te akcje dziś konstruować.

Legia ma puchar, ale po takim meczu feta nie będzie smakować tak, jak powinna
Reklama

Śląsk to drużyna nieobliczalna. Najczęściej w negatywnym znaczeniu, bo po jednym dobrym meczu potrafi zagrać drugi, a czasem trzeci i czwarty słaby. Ale dziś tak samo nieobliczalni w tym złym rozumieniu byli legioniści. Jodłowiec, który w drugiej minucie zapomniał, że jest środkowym obrońcą, co jednak wiąże się z odpowiedzialnością za każde, nawet najprostsze zagranie. Później Ł»ewłakow, przed przerwą przyprawiający kibiców Legii o palpitacje serca przy co drugim kontakcie. On chyba jako jeden z nielicznych po meczu czuł, że coś tu nie grało i kiedy wszyscy rzucali się sobie w ramiona, schodził z mocno niewyraźną miną.

Stanislav Levy wreszcie doszedł do wniosku, że nie ma ani jednego poważnego napastnika, wobec czego zaatakował Legię fałszywą dziewiątką. Tyle że w osobie Cetnarskiego była to jedna z bardziej FAفSZYWYCH dziewiątek w historii futbolu. Rewolucja taktyczna. Innowacja na miarę rezygnacji z machania rękami w skokach narciarskich. Choć najbardziej pluć sobie w brodę i tak może Ćwielong. Bohater Śląska w ostatnich tygodniach, który zmarnował dwie bardzo dobre okazje, jakby potwierdzając, że w tym sezonie gole strzela tylko w końcówkach. I to zwykle gdy wchodzi z ławki. Oczywiście, Śląsk całościowo zagrał naprawdę dobre spotkanie. Gdyby dyspozycję z pierwszej połowy potrafił utrzymać przez większość sezonu, byłby pewnie mocnym kandydatem do obrony mistrzostwa. Ale gra tak średnio raz na dziesięć kolejek i to góra przez kilkadziesiąt minut (co potwierdziło się zresztą w drugiej odsłonie, w której zabrakło trafienia na 2:0). Urban już w 33. minucie odesłał na ławkę gotującego się z nerwów Janusza Gola, choć do odesłania nadawała się cała linia pomocy plus para stoperów. Niczego nie wniosła zmiana Radovicia. Dwaliszwili też dał swoją grą tyle samo jakości, ile mogły dać wytaczane w końcówce z ławki Śląska ciężkie armaty – Gikiewicz i Więzik.

Reklama

Mówią, że zwycięzców się nie sądzi. Taki jest futbol. Legia zapracowała sobie na ten puchar meczem sprzed tygodnia. A jednak patrząc już szerzej, wracając do Ekstraklasy – nie sposób znów zastanawiać się, jak ma się jej obecna forma do dyspozycji Lecha i co przyniesie ligowy finisz.

Dwa słowa wypada poświęcić także kibicom, bo z jednej strony atmosfera i cała oprawa meczu była genialna. Aż chciałoby się zapytać, co musiał przeżywać wojewoda Kozłowski, ile rac i przebranych na różne sposoby złoczyńców mogło się kryć przed pierwszym gwizdkiem pod tymi tysiącami kartonów. Chciałoby się… Tylko że jeśli wojewoda szukał argumentów na obronę swoich irracjonalnych pomysłów, to przyjezdni z Wrocławia przynieśli mu je dzisiaj podane na tacy. Race są może i fajne, ale jeśli potrafi się ich używać zgodnie z zastosowaniem. Jeśli nie trafiają na murawę i w innych kibiców.

Trzeba być naprawdę bandą idiotów bez wyobraźni, żeby w tak bezmyślny sposób psuć ten pozytywny obraz spotkania. Mógł zostać nieskazitelny, gdyby nie kilkunastu „mądrych” z sektora wrocławian, którzy zrobili sobie konkurs, kto rzuci racą dalej i celniej. Szkoda, że w widownię. Za moment pewnie poskutkuje to zamknięciem sektora dla gości. Szykujący się na mecz z Legią poznaniacy będą płakać, że karę ponoszą niesłusznie, ale niestety tak to się kończy. Kibice Śląska, a przynajmniej ten element, który tak uaktywnił się dzisiaj po przerwie, wniósł kolejny ważny głos do dyskusji…

Najnowsze

Polecane

Polski talent błyszczy w PŚ. Tomasiak z nawiązaniem do Małysza

Wojciech Piela
1
Polski talent błyszczy w PŚ. Tomasiak z nawiązaniem do Małysza
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama