Sytuacja Artura Sobiecha w Hannoverze to dla nas zawsze spory znak zapytania. Kiedy już Polak gra, to zazwyczaj strzela, ale co z tego, skoro za moment i tak wypada ze składu na kilka kolejek. Po ostatnim meczu, w którym spisał się znakomicie, postanowiliśmy więc zasięgnąć opinii u Edwarda Kowalczuka, trenera przygotowania fizycznego Hannoveru. Zapytaliśmy o sytuację Artura, ale padło też kilka słów na temat Pawła Wszołka.
Za każdym razem, kiedy Sobiech wskakuje do składu i strzela gola, można mieć nadzieję, że teraz nadchodzi jego moment i faktycznie wygryzie któregoś z rywali. Potem jednak polski napastnik przepada i znów grają inni, następnie znów wraca i tak dalej, i tak dalej. Sinusoida.
Z zewnątrz rzeczywiście można to tak odbierać. Problem polega na tym, że mamy czterech-pięciu klasowych napastników. Pierwszym jest Mame Diouf, który trafił do nas z Manchesteru United, numer dwa to Didier Ya Konan, reprezentant Wybrzeża Kości Słoniowej, a trzy – Mohammed Abdellaoue, reprezentant Norwegii. Równy poziom prezentuje też Jan Schlaudraff, były reprezentant Niemiec. Jeżeli wszyscy są zdrowi, trener ma spory ból głowy przy doborze dwóch najlepszych do systemu 4-4-2. Artur wchodził głównie jako joker, ale jego występy były dość udane. Raz tylko bolało go kolano, a innym razem złapała go grypa, gdy akurat miał szansę załapać się do pierwszego składu. Ale w gruncie rzeczy taki był nasz cel – żeby go przygotować na to, by w przyszłości grał w podstawowym składzie. Myślę, że do takiego poziomu sportowego już dorósł i jest w pełni równowartościowym zawodnikiem. Może nawet na poziomie pozostałych, choć oni do tej pory minimalnie go przewyższali – przede wszystkim renomą.
Myśli pan, że tym jednym meczem Sobiech pokazał, że jest w stanie rywalizować z przeciwnikami, którzy na papierze są dużo lepsi?
To był najlepszy dowód, że Artur znajduje się w świetnej formie. Jest też przede wszystkim efektywny – jedną bramkę strzelił, przy drugiej dograł. Pokazał się z jak najlepszej strony i myślę najbliższe dwa mecze będą dobrą okazją, by pograł od początku.
W Polsce często podnosi się głosy, że tacy zawodnicy jak Milik czy Sobiech, siedzący głównie na ławce, tracą w Bundeslidze czas, marnują się i popełnili błąd, wyjeżdżając. Wy, trenerzy, macie chyba na temat trochę inne spojrzenie.
Nasze założenie jest takie, by zawodnicy z innych krajów jak najszybciej się zintegrowali pod względem społecznym i kulturowym, a także wyrównali zaległości czysto sportowe. Od początku wiedzieliśmy, że Artur jest wysoki, skoczny, szybki i ma ogromny potencjał. Brakowało mu natomiast wyszkolenia taktycznego i zgrania z zespołem. Oczywiście nie jest to korzystne, gdy zawodnik siedzi na ławce, bo wtedy dochodzenie do optymalnego poziomu trwa dłużej, ale gdy takich możliwości nie ma, to sama opcja treningów, meczów towarzyskich daje więcej, niż gdyby został w Polsce. Mamy tu inny poziom intensywności treningów, ale też kwestii technicznych. Nawet nie grając regularnie, można tu rozwinąć swoje umiejętności.
Po boomie na Roberta Lewandowskiego i pozostałych Polaków z Borussii, marka naszych zawodników w Bundeslidze wzrosła i domyślam się, że coraz więcej osób w Hannoverze ma nadzieję na wychowanie „swojego Lewandowskiego”.
Ł»yczeniem każdego klubu jest wychowanie zawodnika, który rozwinąłby się aż tak jak Lewandowski. Te skojarzenia z Arturem są słuszne, choć to troszeczkę inny typ napastnika. Niewątpliwie ma on jednak wielki talent i klub przedstawił mu już propozycję przedłużenia kontraktu. Podejrzewam, że to tylko formalność, bo Artur zaprezentował się tu dobrze nie tylko pod względem sportowym, ale też po prostu jako człowiek. To bardzo kulturalny, grzeczny, ułożony i ambitny chłopak. Nauczył się świetnie języka niemieckiego, swobodnie udziela wywiadów. Jest dla nas przykładem na pozytywną integrację obcokrajowca. Czy strzeli tyle goli co Lewandowski, pokaże życie, ale chcemy go zatrzymać, bo naprawdę mocno się u nas rozwinął. Ponadto pojawiły się informacje, że dwóch, a może nawet trzech naszych napastników – Ya Konan, Diouf i Abdellaoue – ma propozycje z innych klubów, więc zobaczymy, jak to wszystko się zakończy. Ale nawet jeśli wszyscy zostaną, i tak widzę dużą szansę, by Sobiech był absolutnie podstawowym zawodnikiem.
Pan jako trener przygotowania fizycznego ma dostęp do wszystkich wyników badań i parametrów piłkarzy Hannoveru. Proszę powiedzieć, czy między Sobiechem wyjeżdżającym z Polski a tym dzisiejszym faktycznie jest przepaść? Tak nawet czysto liczbowo.
Trudno mi mówić o dokładnej skali, bo wszystkie testy robimy co pół roku, ale Artur po każdej rundzie poprawiał swoje wartości. Jeśli chodzi o skoczność i szybkość, jest jednym z najlepszych piłkarzy Hannoveru. Wszystkie parametry poszły u niego w górę w przedziale od dwudziestu do trzydziestu procent.
Gdy rozmawialiśmy przed kilkoma miesiącami, był pan zbulwersowany zachowaniem Pawła Wszołka, który – mówiąc krótko – was wystawił. Jak pan z perspektywy czasu ocenia tę sytuację? Czy ten zawodnik ma choćby cień szansy na transfer do Hannoveru lub jakiegokolwiek innego niemieckiego klubu?
Do Hannoveru na pewno nie (śmiech). Sytuacja z Wszołkiem była dla nas bardzo nieprzyjemna i rozczarowująca, więc wydaje mi się, że ten temat jest u nas absolutnie zamknięty. Jakie ma szanse w innych klubach Bundesligi? Wiem, że informacje o jego fanaberiach pokazały się w niemieckiej prasie i wszystkie kluby to czytały. Nie wiem, czy ktoś miałby jeszcze ochotę, żeby tego piłkarza zatrudnić.
Domyślam się, że o nazwiskach nie może pan mówić, ale monitorujecie jakichś innych polskich piłkarzy?
Teraz mamy dość specyficzną sytuację, bo od tygodnia pracuje u nas nowy dyrektor sportowy, Dirk Dufner, który wcześniej działał we Freiburgu. Trudno mi związku z tym powiedzieć, jaką będziemy mieli teraz strategię, bo to Dufner będzie odpowiedzialny za kształt zespołu w przyszłym sezonie. Jestem jednak przekonany, że cała nasza ofensywa w obserwacjach zawodników z zagranicy, także z Polski, będzie w dalszym ciągu aktualna.
Rozmawiał TOMASZ ĆWIÄ„KAŁA