Reportaż z Bytomia, Wszołek planuje wyjechać, a Kosecki chce powiększenia ligi

redakcja

Autor:redakcja

07 maja 2013, 09:40 • 9 min czytania

W dzisiejszej prasie polecamy przede wszystkim reportaż „Faktu” z Bytomia, a także dwa analityczne teksty z „Przeglądu Sportowego”.
FAKT

Reportaż z Bytomia, Wszołek planuje wyjechać, a Kosecki chce powiększenia ligi
Reklama

Reportaż z Bytomia.

– Oczywiście, że mogliby zostać kasjerami w Biedronce i zarabiać trochę większe pieniądze, ale oni tego nie chcą. Wie pan dlaczego? Bo wtedy nigdy nie mogliby grać w piłkę, a to jest ich miłość – mówi nam Trzeciak. Niskie zarobki nie są jednak jedynym problemem klubu. Gdy na koniec pytamy Trzeciaka, czego mu życzyć na przyszłość, ten odpowiada: – Chciałbym, żeby tutaj na Polonii zapanowała normalność. Przez normalność rozumiem to, że te i tak małe pieniążki trafiają do moich piłkarzy na czas.

Reklama

Jest wtorek przed 13, piłkarze wraz ze sztabem szkoleniowym właśnie jedli obiad. Widać, że mają do siebie dystans, bo na drzwiach szatni ktoś napisał flamastrem: „Megakozaki”. W środku jest ich tylko kilku, nie chcą być obecni na zdjęciach, nie są też zbyt rozmowni. Nikt nie wypowie się pod nazwiskiem. Gdy pytamy, co ich skłania do gry w Polonii, słyszymy tę samą odpowiedź: – Trener Trzeciak. To jedyna pozytywna osoba w tym klubie.

I tekst o Sławomirze Peszce, który znalazł się na celowniku Herthy.

Menedżer Peszki Andrzej Grajewski rozmawia teraz z Herthą Berlin. Klub ten wraca do Bundesligi, co zapewnił sobie na cztery kolejki przed zakończeniem sezonu. Grajewski dobrze zna ludzi w Berlinie, w końcu kiedyś grał tam inny jego zawodnik, Artur Wichniarek (36 l.). Niemieccy dziennikarze, pytani przez nas o możliwość realizacji tego transferu żartują, że „Grajewski zawsze rozmawia z Herthą”, ale po chwili dodają: „może to załatwić, bo zna działaczy”.

RZECZPOSPOLITA

Rozmówka z Sebastianem Milą. Nuda.

Można jeszcze marzyć 
o pucharze po przegranej na swoim boisku 0:2?
Marzyć zawsze można. Ale powiem szczerze – kiedy we Wrocławiu sędzia zakończył mecz, wszyscy mieliśmy poczucie, jak niewiele mogliśmy zrobić. Legia nas zdominowała, a efektem tego były dwie bramki. Teraz, dzień przed rewanżem, jesteśmy większymi optymistami.

Coś się zmieniło w ciągu tygodnia?
Śląsk złapał drugi oddech. W tym sezonie gramy nierówno, przez kilka wiosennych kolejek byliśmy niepokonani, potem zdarzyła się nam porażka z Bełchatowem, a po niej zwycięstwa nad Górnikiem w lidze i Wisłą w pucharze. Bardzo nas to podbudowało, ja miałem powody do satysfakcji, bo zdobywałem gole w czterech kolejnych meczach. I kiedy już wydawało się, że złapaliśmy Pana Boga za nogi, przyszła klęska w Lubinie 0:4, a potem porażka z Legią. Mieliśmy wszystkiego dość.

DZIENNIK POLSKI

Wywiad z Michałem Listkiewiczem.

– Warszawskie lobby polonijne nie będzie tym razem walczyć o klub w ekstraklasie?
– Polonia nie zginie na pewno. Będziemy najwyżej grać w czwartej lidze. Wolę zdrową czwartą ligę niż chorą ekstraklasę. Czyściec czwartoligowy przeszła i Lechia Gdańsk, i Pogoń Szczecin, i Korona Kielce. Jakoś z tego wyszli i dziś są w ekstraklasie. Od Polonii kibice się nie odwrócą. Tyle samo będzie chodziło na czwartą ligę. Problem jest jednak w mieście. Władzom Warszawy Polonia tylko przeszkadza. W ogóle sport przeszkadza. Poza tym, że Legia dostała piękny stadion w prezencie, to nic więcej się nie dzieje.

– Według Pana wiedzy jest już niemal przesądzone, że Polonia w sezonie 2013/2014 będzie grać w czwartej lidze?
– Nie na sto procent. Wiem, że Jurek Engel coś kombinuje. To też jest polonista, zdobywał z tym klubem mistrzostwo Polski, był trenerem, dyrektorem. Jego żona była jedną z najwybitniejszych koszykarek Polonii w historii. Też go to boli, a jest świetnym organizatorem, mam nadzieję, że coś wymyśli, znajdzie jakiś kapitał. Takie miasto jak Warszawa powinno być stać nie na dwa, a na cztery kluby w ekstraklasie.

SUPER EXPRESS

Rozmówka z Grzegorzem Sandomierskim.

– W Genk masz jeszcze kontrakt przez 3 lata.
– Tak, jestem z nimi w kontakcie. Jeśli Blackburn nie będzie chciało mnie zatrzymać, może tam wrócę… na chwilę. Najważniejsze, żeby ktoś mnie chciał.

– Powrót do Polski wykluczasz?
– W tym momencie tak. Na tym etapie kariery chcę jeszcze grać za granicą. Ale do Polski zawsze można wrócić. To żadna ujma. Najważniejsze jednak teraz to zakotwiczyć gdzieś na dłużej, znaleźć swoją przystań i spokój. A czy to będzie Blackburn, Genk, czy jakikolwiek inny klub… sam chciałbym to wiedzieć (śmiech).

I tekst o Gergo Lovrencsicsu.

– W ogóle nie mam auta. Na treningi chodzę piechotą, ale to żaden problem, bo mieszkam blisko stadionu i dojście zajmuje mi 10 minut. A jak chcę jechać na miasto, to zamawiam taksówkę. Często przyjeżdża ten sam taksówkarz, który zawsze mówi do mnie: „Polak Węgier dwa bratanki i do bitki, i do szklanki”. To powiedzenie dzięki niemu znam już na pamięć – śmieje się Lovrencsics, który z kolei sam uczy węgierskiego kolegów z drużyny.

– Zwłaszcza Arboledę i Henriqueza, bo to moi przyjaciele. Dzięki moim lekcjom zawsze przy wejściu do szatni witają się ze mną perfekcyjnym węgierskim – zapewnia skrzydłowy Lecha, który do Poznania jest tylko wypożyczony.

GAZETA WYBORCZA

Rozmowa z Krystianem Nowakiem.

Wielkimi krokami zbliża się prestiżowy pojedynek z Legią. Powoli myślicie o tym klasyku?
– Najważniejszy jest teraz mecz z Lechem. Ale o Legii też już powoli myślimy. Wiemy, że dla naszych kibiców to najważniejsze spotkanie w tej rundzie. Będziemy chcieli dla nich wygrać i sprawić im radość. Zasługują na to.

Obecny tydzień będzie dla ciebie bardzo nerwowy. Przed tobą matura. Stresujesz się?
– Egzaminy mam we wtorek, środę i w czwartek, więc nie będzie to kolidowało z treningami ani tym bardziej z meczami ligowymi. Będę zdawać tylko język polski, angielski i matematykę. Trochę się denerwuję, ale czuję, że jestem dobrze przygotowany. Powinno być dobrze.

Tekst o dennym poziomie polskiej piłki.

Nic nie dzieje się bez przyczyny. Z naszej ligi błyskawicznie „wyciągani” są najzdolniejsi piłkarze już ograni, tacy jak Lewandowski, Piszczek czy Błaszczykowski. Poza tym skauci z zagranicznych lig transferowali z Polski zawodników dobrze się zapowiadających: Sobiecha, Milika czy Rybusa, a nawet takich, którzy w ekstraklasie nie zdążyli zadebiutować, jak Zieliński z Udinese czy Horoszkiewicz z Herthy.

Zostają przeciętniacy, starzy wyjadacze i „wiecznie młodzi”, którzy nie mają talentu. Ale na polską kopaninę się nadają. I jest tak, że „wiecznie młody” 22-letni napastnik w barwach mistrza Polski debiutuje w ekstraklasie. Wiele można zrzucić na tremę, na zły dzień. Ale pewnych rzeczy oszukać się da. Piłkarsko 22-latek nie umie praktycznie nic. Jest niby napastnikiem, ale kompletnie nie ma instynktu napastnika, ma 195 centymetrów wzrostu, ale nie skacze go główek, więc pewnie kiepsko gra w powietrzu. Na ziemi też słabo. Jak w PRL brakowało czekolady, sprzedawano wyroby czekoladopodobne. Teraz mamy wyroby piłkarskopodobne.

I o Pawle Wszołku, który zamierza wyjechać za granicę.

Pożegnanie reprezentanta Polski z Konwiktorską jest raczej przesądzone. – Jest mi trudno, niech pan uwierzy. Ostatni raz jakiekolwiek pieniądze z Polonii dostałem w grudniu. Ciężko mi się żyje. Gdzie odejdę? Chyba wyjadę za granicę – powiedział.

Wszołkowi bliżej jest do Niemiec. Uczy się niemieckiego, tam mieszka jego rodzina. Niewykluczone, że ofertę złoży Hanower, który chciał go kupić już w styczniu. Piłkarz postawił na swoim, stwierdził, że to nie jest dla niego dobry termin. I został: mimo braku wypłat w klubie i kadrowego dramatu. Dziś mówi, że postąpiłby identycznie. – Było półtora tygodnia do rozpoczęcia ligi, nie miałbym czasu dobrze się przygotować. Być może straciłbym więcej niż teraz. Nie żałuję i nigdy nie będę żałować, że wtedy nie odszedłem. Dla polskiego piłkarza najlepszym czasem na transfer jest lato. Nie uważam, żebym teraz grał słabiej. Tak już jest, że piłkarza ocenia się po strzelanych golach. Gdybym z Bełchatowem zamiast w poprzeczkę trafił do siatki czy wykorzystał okazję w Kielcach, byłbym inaczej oceniany. Ale czy dostaję tyle samo dobrych podań co jesienią, żeby wymagać ode mnie tylu goli? – pyta Wszołek.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Rozmowa z Romanem Koseckim.

Dlaczego miałaby zaszkodzić?
Pewnie, że fajnie by było, gdybyśmy grali 37 kolejek w sezonie, ale musimy myśleć o interesie polskich drużyn narodowych. Przecież one muszą mieć terminy na mecze i zgrupowania. Nie może być tak, że przychodzą nowi ludzie do Ekstraklasy i rzucają hasło „robimy reformę” bez rozmów z osobami, z którymi należy to skonsultować. Czy się to komuś podoba, czy nie – ja nie mam wątpliwości, że sens wszelkich reform należy przeanalizować również ze szkoleniowego punktu widzenia.

Ale przecież coś z tą ligą trzeba zrobić. Piłkarze u nas grają zbyt mało.
Zgoda. Ale czy to usprawiedliwia nieodpowiednio przygotowaną reformę? Chcemy zmian? Proszę bardzo, ale wymyślmy takie, które będą służyć polskiej piłce.

Czyli jakie?
Powiększmy ligę do 18 drużyn. Potem niech dwie spadają bezpośrednio z ekstraklasy, a dwie kolejne grają w barażach z 3. i 4. drużyną pierwszej ligi. Albo inny pomysł: zostawmy 16 drużyn, czyli nadal dwie by spadały, ale 14. zespół grałby baraż z 3. drużyną pierwszej ligi. Pod obiema koncepcjami jestem gotowy podpisać się obiema rękoma.

I ciekawy tekst o rewolucji w Lechu.

Czynnikiem, który ostatecznie rozłożył tamten zespół było odejście Peszki. Przez Zielińskiego był różnie wykorzystywany w zależności od meczu, ale często schodził do środka. Agresywny, chwilami wręcz nadpobudliwy, jeździł po całym boisku. – Nazywałem go chodzącym Red Bullem. Jego świetna gra wynikała z tego, że dostał od nas dużo swobody. Za Franciszka Smudy był karany za faule, a u nas wiedział, że to go nie spotka. Z tej swobody wynikały takie jego decyzje jak strzał z ostrego kąta w jednym z meczów, po którym piłka wpadła do bramki, dając nam punkty. Nauczyliśmy go też, że gdy akcja jest z lewej strony, to on koniecznie musi ją zamykać, dzięki czemu strzelił parę goli – wylicza Juskowiak.

Niestety Peszko skorzystał z klauzuli odstępnego w kontrakcie, a zespół niemal przez dwa lata grała bez dobrego skrzydłowego. Próbowano mu nadać innego wymiaru za sprawą transferu Tonewa (2011) i Lovrencsicsa (2012), ale dopiero teraz można powiedzieć, że Lech świadomie wybiera grę bokami.

A także o drużynach zagrożonych pucharami.

O pieniężnych tarapatach Polonii wspominaliśmy wielokrotnie. Przy Konwiktorskiej myślą obecnie wyłącznie o uzyskaniu licencji i utrzymaniu klubu na powierzchni. Sam właściciel Ireneusz Król przyznał niedawno, że długi wynoszą kilka milionów złotych. Długi, i to znacznie większe, ma także Górnik. Stabilna jest za to sytuacja Piasta i Zagłębia, ale tam na puchary nie są gotowi.

– Ł»artujemy sobie z europejskich pucharów – przyznają piłkarze Piasta, a trener Marcin Brosz mówił na naszych łamach, że prawdziwą wartość gliwickiego zespołu poznamy w meczach z Lechem i Legią. Pierwszy z nich zakończył się kompromitującą porażką (0:3), w drugim było nieco lepiej (0:0).

Marek Bestrzyński, prezes Zagłębia, pytany, czy drużyna zasługuje w tym sezonie na puchary, przyznaje, że ma wątpliwości. – Dzisiaj mamy sytuację, w której gramy dobry mecz, taki jak wygrany 4:0 ze Śląskiem, aby kolejny z Podbeskidziem zremisować. Chcę, żebyśmy zagrali w europejskich pucharach, tak aby w nich mocno powalczyć. Występy na międzynarodowej arenie mają sens, jeśli sportowo będziemy na tyle silni, że pokażemy się z dobrej strony – zauważa działacz.

Najnowsze

Anglia

Kolejne zwycięstwo Aston Villi! Błąd Casha nie przeszkodził [WIDEO]

Wojciech Piela
0
Kolejne zwycięstwo Aston Villi! Błąd Casha nie przeszkodził [WIDEO]
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama