Paradoksalnie nie ma dziś w Ekstraklasie wielu piłkarzy, którzy w jego wieku mieliby na koncie więcej tytułów mistrza kraju. Ćwielong ma trzy – dwa zdobyte z Wisłą i jeden ze Śląskiem, mimo że w żadnym z tych mistrzowskich sezonów nie był dla swoich zespołów kluczową postacią. Łącznie rozegrał 35 meczów, strzelił trzy gole, po czym zawiesił na szyi tyle samo złotych medali.
Obecny kontrakt wygasa mu w czerwcu, ale coraz biedniejszy Śląsk z przedłużeniem się na razie nie kwapi. Kiedy krytykujemy, to krytykujemy, Ćwielong to postać ogólnie dosyć zabawna, ale czasem trzeba oddać, co mu się należy. Jeśli kiedykolwiek piłkarsko zasługiwał na przedłużenie umowy, to zdaje się, że właśnie w tej chwili. Tu i teraz ze Śląskiem. W niedzielę zapewnił trzy punkty w meczu z Pogonią. Sama zmiana za Waldemara Sobotę na papierze wyglądała mało rozsądnie, bo jeśli któryś z wrocławian starał się szarpać w ofensywie, to był to właśnie Sobota, ale efekt przyniosła – Ćwielong strzelił siódmego gola w sezonie.
A nawet ósmego, jeśli liczyć z Pucharem Polski i zarazem szóstego na wiosnę.
Ekipa sympatycznego czeskiego szkoleniowca zdobyła w tej rundzie czternaście punktów z czego sześć swoimi bramkami bezpośrednio zapewnił jej Ćwielong. A w międzyczasie dał przecież jeszcze zwycięstwo z Flotą w Pucharze Polski. Brzmi niewiarygodnie, ale ciężko dyskutować z faktami.
Mecz z Flotą – gol w 90. minucie dający wygraną 3:2
Mecz z Koroną – gol w 82. minucie dający remis 1:1
Mecz z Górnikiem – gol w 88. minucie dający wygraną 2:1
Mecz z Lechią – gol w 88. minucie dający remis 1:1
Mecz z Pogonią – gol w 85. minucie dający wygraną 1:0
Król ostatnich sekund. We wszystkich tych spotkaniach Ćwielong przebywał na boisku łącznie 200 minut. Ale może to lepiej. Po ostatnim już stwierdził, że rundę coraz bardziej czuć w nogach i to już nie jest to samo, co na początku sezonu. Jak widać, grunt to odpowiednio dysponować siłami. Z tego akurat „Pepe” znany jest nie od wczoraj. Dobrze, że już nie tylko z tego.