Rewanż niepotrzebny, Legia zdobyła Puchar Polski

redakcja

Autor:redakcja

02 maja 2013, 21:40 • 3 min czytania

Legia Warszawa ma już Puchar Polski w rękach. Rewanż będzie tylko formalnością, zbyteczną zresztą, chociaż dla stołecznej publiki miłą: 90 minut świętowania, bez cienia niepokoju. Śląsk w ostatnich kilkunastu miesiącach potrafił podchodzić do futbolu zadaniowo: wygrywał te mecze, które musiał wygrać, remisował wtedy, kiedy było to wskazane i przegrywał, gdy mógł sobie na to pozwolić. W dodatku całkiem nieźle radził sobie z Legią. Dzisiaj jednak okazało się, że tej mistrzowskiej drużyny już kompletnie, ale to kompletnie nie ma. Jedyne, co pozostało wrocławianom, to kibicować zespołowi Jana Urbana w walce o tytuł.
Plan Śląska na dziś był bez wątpienia taki: wypracować przewagę, którą da się obronić w rewanżu, albo w najgorszym razie zremisować 0:0, dzięki czemu bramkowy remis przy فazienkowskiej pozwoli cieszyć się z Pucharu Polski. Nie udało się ani jedno, ani drugie. Okazja była, bo przecież legioniści przyjechali w składzie ewidentnie nie najmocniejszym: bez Radovicia, bez Ljuboji, bez Wawrzyniaka i bez Bereszyńskiego (a także bez Rzeźniczaka, który byłby jego naturalnym zastępcą). Nawet jeśli Śląsk nie zachwycał w ostatnim czasie, to przeciwko tak osłabionemu przeciwnikowi i w przy takiej oprawie, miał obowiązek zaprezentować się lepiej. Tymczasem przez 90 minut gospodarze nie oddali ANI JEDNEGO groźnego strzału i gdyby zamiast Wojciecha Skaby na bramce stanął przypadkowy golkiper z piątej ligi, wynik byłby dokładnie taki sam.

Rewanż niepotrzebny, Legia zdobyła Puchar Polski
Reklama

Śląsk to już nie jest drużyna, której strzelenie bramki wymaga i wysiłku, i szczęścia. Tak było jeszcze rok temu. Teraz strzelić wrocławianom, to jak… splunąć. Legia zdobyła dwa gole, przy obu skompromitowała się w zasadzie cała linia defensywna, zwłaszcza ten pierwszy był przykładem zbiorowej indolencji. Pawelec, który ciągle gra tylko dlatego, że nikt dotąd mu nie powiedział, że nie powinien (ciekawostka: wedle naszych informacji ten wybitnie nieutalentowany zawodnik zarabia 48 tysięcy złotych miesięcznie netto). Wasiluk na środku, który już któryś sezon pokazuje, że ekstraklasa – a co dopiero finał PP – to dla niego zbyt wysokie progi. Tadeusz Socha, który od półtora roku cofa się w rozwoju. Gdzieś to się wszystko rozlazło, zarówno drużynowo, jak i indywidualnie. Dzisiaj dodatkowo fatalnie grała linia pomocy, beznadziejny był Sebastian Mila i beznadziejny (ostatnio to akurat norma) Przemysław Kaźmierczak. Swoje (nie)robił Stevanović. O ataku nie wspominamy, bo Śląsk ataku nie ma.

A Legia po prostu wykonywała zadania. Jeszcze w początkowej fazie meczu trafiła sporo piłek w środku pola, ale potem ustabilizowała grę i przepychała się w kierunku szesnastki gospodarzy. – To był nasz najlepszy mecz w tym roku – powiedział uśmiechnięty Jan Urban i dodał: – Losy pucharu wydają się przesądzone.

Reklama

Marek Saganowski strzelił dwa gole, ale w sumie trudno było nie odnieść wrażenia, że gdyby legionistom bardzo zależało na trzecim, to także daliby radę go wcisnąć. Niespełna dwanaście miesięcy po tym, jak pozwolili się wyprzedzić Śląskowi na finiszu ekstraklasy, są zespołem mocniejszym taktycznie, technicznie, mentalnie i dysponującym znacznie szerszą i wyrównaną kadrą. Chyba można zaryzykować stwierdzenie (o ile to w ogóle jest ryzyko), że wszystko co najlepsze już za Śląskiem i… dopiero przed Legią. Gdzieś się te kluby właśnie mijają – jeden z góry schodzi, drugi się wspina.

Na koniec dwie drobnostki.

PZPN bardzo poważnie rozważa zmianę przepisu, aby od przyszłego roku finalista Pucharu Polski nie grał w europejskich pucharach i by z automatu to miejsce przechodziło na ligę, jeśli mistrz i zdobywca PP to ten sam zespół. Ponadto – to już nasz apel do związku – warto zmienić sam puchar, w sensie jego wyglądu. Ktoś kiedyś stworzył to paskudztwo, wygląda jak kawałek żelastwa wygrzebany na złomowisku. Mówiąc krótko: PRL-owski szrot. Aż wstyd go stawiać w gablocie.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama