Spektakularne powroty w pucharowej historii

redakcja

Autor:redakcja

30 kwietnia 2013, 13:18 • 5 min czytania

Dziś i jutro jedynym tematem w hiszpańskich mediach sportowych będzie tzw. „remontada”. Odrobienie potężnych strat z pierwszych meczów między Realem i Borussią oraz Barceloną i Bayernem, przypominanie podobnych przypadków w historii, analiza możliwości hiszpańskich gigantów. Już dziś madrycka „Marca” na okładce wymalowała duży wynik: 3:0, „As” z kolei krzyczy z czołówki: „operacja trzy zero”. Barcelonę czeka jeszcze trudniejsze zadanie, więc po raz pierwszy od lat Kastylia i Katalonia przemawia jednym głosem, wspominając najbardziej spektakularne powroty w historii futbolu.
Jakie najsłynniejsze „powroty zza światów”, czy, jak przyjęło się już daleko poza Hiszpanią, „remontady” przeszły do historii europejskich pucharów? Poniżej siódemka naszych faworytów, czyli spotkań, które przywracają dzisiaj wiarę kibicom z Madrytu i Barcelony.

Spektakularne powroty w pucharowej historii
Reklama

1/16 finału Pucharu Zdobywców Pucharów: Leixões Porto – FC La Chaux-de-Fonds 5:0 (pierwszy mecz: 2:6)

Najstarszy przypadek odrobienia czterobramkowej straty z pierwszego meczu. Marki dość anonimowe, portugalskie Leixoes w całej swojej ponad stuletniej historii tylko raz zwyciężyło w Pucharze Portugalii, jednocześnie nigdy nie mając większych sukcesów w lidze. La Chaux-de-Fonds w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych istotnie było potentatem, ale w Szwajcarii, która nigdy nie znaczyła na mapie futbolowej tyle co Hiszpania czy Włochy. Mimo to obie ekipy zapisały się na stałe w historii europejskich pucharów, choć nie jesteśmy pewni, czy to jakiś wybitny powód do dumy. Szczególnie dla Szwajcarów, którzy stali się tym samym protoplastami wielkiego rodu piłkarskich frajerów, nie potrafiących utrzymać ogromnej przewagi z pierwszego meczu.

Reklama

Druga runda Pucharu Europy 1975/76: Real Madryt – Derby County 5:1 (pierwszy mecz: 1:4)

Dwumecz, który z pewnością przypomina się dziś w co najmniej połowie madryckich mieszkań. Pierwsza odsłona tej konfrontacji przebiegała bardzo podobnie jak starcie w Dortmundzie – rolę Lewandowskiego objął Charlie George, który zdobył wówczas trzy gole, dwa razy pokonując Miguel Angela z rzutu karnego.

W rewanżu już po kilku minutach było 1:0, a niesieni dopingiem kibiców szczelnie zapełniających stadion (naprawdę szczelnie, zwróćcie uwagę na trybuny na poniższym filmiku) zawodnicy Realu niespełna kwadrans po przerwie mieli wynik, który dawał im awans. Wtedy nadzieję Anglikom przywrócił raz jeszcze Charlie George, zdobywając gola, który ustalał wynik dwumeczu na 5:4 dla Derby. Wyrównujące trafienie padło z rzut karnego, na osiem minut przed końcem, więc potrzebna była dogrywka. W niej błysnął Santillana i historyczna „remontada”, będąca do tej pory jedynie marzeniem madryckich kibiców i prasy z tego miasta, stała się rzeczywistością.

Druga runda Pucharu UEFA 1984/85: Partizan Belgrad – Queens Park Rangers 4:0 (pierwszy mecz: 2:6)

W pierwszym meczu – absolutny pogrom. Anglicy na własnym stadionie zmasakrowali gości z Jugosławii 6:2, a pomijając już rozmiary zwycięstwa, warto zwrócić uwagę na fenomenalne gole.

W rewanżu z kolei – gładkie 4:0 i to po takich bramkach, które nie tylko u Stefana Szczepłka wywołałyby poważne wątpliwości co do uczciwości meczu. Szczególnie polecamy faul przy drugiej bramce oraz interwencję angielskiego bramkarza przy trzeciej. Tak czy owak, Partizan odrobił cztery bramki straty, Queens Park Rangers zaś zluzowało szwajcarskie La Chaux-de-Fonds z pozycji największych przegrańców w historii europejskich pucharów.

1/8 finału Pucharu UEFA 1984/85: Real Madryt – RSC Anderlecht 6:1 (pierwszy mecz: 0:3)

Kolejna słynna „remontada” Realu Madryt, tym razem po tragicznym występie w Belgii, podczas którego „Królewscy” otrzymali trzy gongi. Anderlecht mógł już powoli zastanawiać się nad tym, kto będzie jego rywalem w ćwierćfinale. Nie wiemy czy właśnie tym zajmowali się Belgowie podczas rewanżu, jedno jest pewne – na murawie ich nie było. Nie dojechali. Real tymczasem zapisywał kolejny rozdział w historii swoich dramatycznych „powrotów z zaświatów”. Hat-trick Emilio Butragueno, dwa gole Jorge Valdano i otwierające mecz już w 2. minucie trafienie Miguela Sanchisa. 6:1. Pogrom, deklasacja, gwałt.

1/8 finału Pucharu UEFA 1985/86: Real Madryt – Borussia Moenchengladbach 4:0 (pierwszy mecz: 1:5)

Zaledwie rok po fenomenalnym odrobieniu trzybramkowej straty w dwumeczu z Anderlechtem, Real po raz kolejny stanął przed ogromnym wyzwaniem. Ponownie 1/8 Pucharu UEFA, ponownie pierwszy mecz w czapkę, tym razem nie 0:3, ale 1:5. W Moenchengladbach, w Niemczech, gdzie Real nigdy nie miał szczęścia, Borussia wręcz rozjechała „Królewskich”. Ale od czego są goście tacy jak Santillana czy Jorge Valdano, którzy już niejedną „remontadę” Realu widzieli.

W rewanżu obaj zdobyli po dwa gole. Real zwyciężył 4:0 i udowodnił tym samym, że nie tylko trzy, ale nawet cztery bramki przewagi wypracowane w pierwszym meczu, nie mogą rywalom Madrytu gwarantować spokojnego snu.

Eliminacje LM 1999/2000: Widzew – Liteks فowecz 4:1 (k. 3:2) (pierwszy mecz: 1:4)

Czas na tzw. „polski akcent”, a nawet dwa polskie akcenty. Co prawda faza mocno przedwstępna, rywal nieszczególnie paraliżujący ruchy, stawka meczu niezbyt wielka, bo i tak zwycięzca trafiał na silnego europejskiego potentata (w tym konkretnym wypadku okazało się, że Widzew trafił na Fiorentinę z Chiesą i Rui Costą). Tak czy owak jednak, odrobienie trzech bramek straty z Bułgarii zasługuje na uwagę. Wichniarek, Gęsior i oldschoolowa relacja Wizji Sport.

Pierwsza runda Pucharu UEFA 2000/01: Wisła Kraków – Real Saragossa 4:1 (k. 4:3) (pierwszy mecz: 1:4)

Kolejny polski dwumecz, w którym nasz zespół kompletnie przespał pierwsze spotkanie i połowę drugiego. Dowód trenerskiego geniuszu Oresta Lenczyka? Niespotykana mowa w szatni, odważne zmiany, jakaś boska interwencja? Jakkolwiek by tego nie określać, to jedno z najbardziej dramatycznych i bezsprzecznie jedno z najpiękniejszych spotkań polskiej drużyny w europejskich pucharach. To wprawdzie była dopiero pierwsza runda Pucharu UEFA, ale te cudowne czterdzieści pięć minut drugiej połowy meczu na Reymonta na długie lata zapadło w pamięć każdemu wiślakowi.

Sytuacja w przerwie rewanżowego starcia – użycie słowa „nieciekawa” byłoby sporym eufemizmem. Wisła przegrywa 0:1 po samobójczym trafieniu Baszczyńskiego, w pierwszym spotkaniu zaś przerżnęła koncertowo 1:4. Orest Lenczyk zdejmuje z boiska Kulawika, Czerwca i Moskalewicza, zastępując ich Ikeanacho, Sosinem i Nicińskim. Dziesięć minut po przerwie jest już 2:1, mija kolejne kilka minut i Moskal podwyższa na 3:1. Brakuje jednego gola do dogrywki, ale piłka nie chce wpaść do siatki. Wreszcie w 88. minucie wrzutka na chaos, w gąszczu nóg najlepiej odnajduje się Frankowski i mamy 4:1. W karnych Wisła wygrywa 4:3 i przechodzi dalej…

Ćwierćfinał Ligi Mistrzów 2003/04: Deportivo – AC Milan 4:0 (pierwszy mecz: 1:4)

Wreszcie najpopularniejszy i najświeższy przykład – dwumecz Deportivo La Coruna z AC Milan. Włosi z Mediolanu zawsze mieli szczęście do zaprzepaszczania, wydawałoby się pewnych, zwycięstw. Czy to pozwalając Liverpoolowi na odrobienie trzech goli w finale Ligi Mistrzów, czy nieco wcześniej, rozkładając się przed hiszpańskim Deportivo.

Czy dziś i jutro będziemy mogli dopisać do tej listy kolejne spotkania? Bez wahania odpowiedzielibyśmy „nie”, gdyby nie fakt, że gra Real i Barcelona. Kto, jeśli nie te dwa kluby?

Najnowsze

Niemcy

Potulski rośnie w siłę, ale Mainz bez zwycięstwa w polskim meczu

Wojciech Piela
1
Potulski rośnie w siłę, ale Mainz bez zwycięstwa w polskim meczu
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama