Roger chciałby wrócić, kibice czekają na ruch Króla, Stoiczkow chwali Lewego

redakcja

Autor:redakcja

29 kwietnia 2013, 09:34 • 12 min czytania

Zapraszamy na poniedziałkowy przegląd prasy, w której znajdujemy dziś między innymi wywiad z Rogerem Guerreiro, ciekawy tekst o Marku Citce, magazynowy materiał o Mario Goetze i szereg innych rozmów, na które warto spojrzeć.

Roger chciałby wrócić, kibice czekają na ruch Króla, Stoiczkow chwali Lewego
Reklama

FAKT

Rybus dla Faktu po udanym meczu: Noga wreszcie nie boli

Reklama

Na bramkę w lidze rosyjskiej Maciej Rybus (24 l.) czekał od sierpnia 2012 roku. Odblokował się z Ankarem Perm, zdobył dwa gole, które dały zwycięstwo Terekowi Grozny 2:1. – Przede wszystkim cieszę się, że strzeliłem drugiego gola z prawej nogi. Po kontuzji miałem blokadę w głowie. Noga służyła tylko do biegania. Bałem się nią strzelać z całej siły. No, ale mam to już za sobą – powiedział Faktowi Rybus. Przed kontuzją o Polaka pytały największe moskiewskie kluby. Na razie „Ryba” nie myśli o zmianie klubowych barw, chociaż najbliższe mecze to może być dla niego prawdziwe okno wystawowe na rosyjskim rynku transferowym. – Zainteresowanie przed kontuzją było, ale teraz o tym nie myślę. Najważniejsze to zagrać dobre mecze do końca sezonu. W Tereku jest mi bardzo dobrze. Fajnie byłoby awansować do europejskich pucharów i teraz to się dla mnie liczy. Rybus uważnie śledzi to, co dzieje się w ekstraklasie. Byłego legionistę zmartwił sobotni remis lidera ekstraklasy z Piastem. – Sprawdziłem wynik w drodze powrotnej do Kisłowocka, gdzie mieszkamy. Oby nie powtórzył się poprzedni sezon. Jak teraz nie uda się wygrać mistrzostwa, to nie wiem kiedy. Mecz z Lechem zapowiada się na super widowisko. Spotkanie o wszystko. Wierzę w chłopaków, że wytrzymają do końca – kończy Rybus.

Fakt przypomina również jak jeszcze niedawno Niemcy śmiali się z Lewego.

Nie tylko w naszym kraju kilka osób nie poznało się na talencie Roberta Lewandowskiego (25 l.). Początki polskiej gwiazdy Borussii w Dortmundzie też nie były łatwe. Po meczach, w których „Lewy” nie zdobył bramki, w sieci pojawił się nawet filmik, wyśmiewający jego nieskuteczność. Zanim Robert trafił z Lecha do Borussii, kilka zachodnich klubów zrezygnowało z transferu polskiego napastnika. Teraz gdy o Lewandowskim mówi praktycznie cała Europa, na jaw wychodzą coraz to ciekawsze informacje z przeszłości. Nie tylko polscy „eksperci” nie poznali się na napastniku Borussii. Barceloński dziennik El Mundo Deportivo ujawnił, że latem 2008 roku na stół prezesów dwóch hiszpańskich klubów Realu Saragossa i Sportingu Gijon trafiła konkretna oferta pozyskania Lewandowskiego za stosunkowo niewielką sumę. Oba kluby z niej nie skorzystały, kupując innych piłkarzy. W 2009 roku Lewandowski był przymierzany do Tottenhamu, suma transferu miała wynieść ok. 5,2 mln euro, lecz ostatecznie londyński klub nie zdecydował się na finalizację tej transakcji.

RZECZPOSPOLITA

Dłuższy tekst o Mario Goetze.

Ten niemiecki Messi, Mario Goetze, być może lepiej niż ostatni tytuł Niemców pamięta Borussię Dortmund wygrywającą w 1997 roku Ligę Mistrzów. Tyle że jego ten sukces niespecjalnie wtedy interesował. Był kibicem Bayernu, spał w pościeli w klubowe barwy, mieszkał o godzinę drogi od Monachium. W niewielkim Ronsbergu, u podnóża Alp Algawskich. Tam się uczył grać w piłkę, w miejscowym S.C. Ronsberg, razem ze starszym bratem Fabianem, dziś lewym obrońcą w VfL Bochum. Młodszy brat, Feliks, był wtedy na treningi za mały, ale teraz też gra w piłkę w młodzieżowej drużynie Borussii. Ojciec tej trójki, matematyk i informatyk Juergen Goetze, na monachijskiej politechnice – z krótką przerwą na Yale – robił naukową karierę. Aż w 1998 roku jako doktor habilitowany uznał, że w rodzinnych stronach osiągnął już wszystko, co mógł, i przystał na propozycję z Zagłębia Ruhry: profesura na politechnice w Dortmundzie, przeprowadzka na stałe. Zabrał swój mały domowy fanklub Bayernu z Ronsbergu do dortmundzkiej dzielnicy Hombruch. Tam Mario chodził do szkoły i grał w piłkę. Początkowo w Eintrachcie Hombruch, cały czas ze starszymi od siebie i tak dobrze, że wybrali go w końcu kapitanem drużyny, choć prawie w ogóle się nie odzywał. Opaski kapitana nie przyjął, powiedział, że chce się skupić na graniu. A w 2001 roku, gdy Bayern ostatni raz zdobywał Puchar Europy, nastąpiło nieuchronne: Mario jako największy talent w okolicy trafił do Borussii, jej akademii i dziecięcych drużyn.

GAZETA WYBORCZA

Stowarzyszenie kibiców Polonii czeka na spotkanie z Królem.

Nie dojdzie do zaplanowanej w poniedziałek konferencji prasowej Stowarzyszenia Polonia Warszawa poświęconej sytuacji występującego w ekstraklasie klubu. – Liczymy, że pan Ireneusz Król przystąpi z nami do rozmów – powiedział prezes SPW Grzegorz Popielarz. Spotkanie z dziennikarzami było reakcją na odstąpienie prezesa „Czarnych Koszul” od rozmów ze stowarzyszeniem. Popielarz zapowiadał, że w takim razie udostępni mediom dokumenty w których zawarte są informacje o dziwnych machinacjach Króla. – Postanowiliśmy poczekać. Liczymy, że pan Ireneusz Król przystąpi z nami do rozmów. Dajemy mu ostatnią szansę, oferta z naszej strony jest aktualna. Trwa proces licencyjny i nie chcielibyśmy przeszkadzać panu Królowi we właściwym przygotowaniu wniosku. Ale jeśli nadal nic konkretnego się nie stanie w kwestii przyszłości klubu, nie zamierzamy czekać. Po długim weekendzie chętnie spotkamy się z dziennikarzami – powiedział Popielarz. W biurze Polonii tymczasem pracownicy kończą przygotowanie poprawionego wniosku licencyjnego. Papiery do Komisji Licencyjnej mają zostać wysłane już we wtorek, choć ostatecznym terminem jest 6 maja. W pozbawionej kadry administracji klubu – pracownicy pozwalniali się z pracy albo poszli na zwolnienie – nikt nie zamierza pracować (za darmo) w długi weekend. Od merytorycznej jakości tego wniosku oraz przedstawionych wraz z nim gwarancji finansowych spłaty zadłużenia i na przyszły sezon, zależy kolejna już niemal ostateczna decyzja komisji.

Jak Jan Urban podaje rękę piłkarzom.

Czy któryś z legionistów ma niepodważalne miejsce w pierwszej jedenastce? – W przekroju całego sezonu chyba nie – odpowiada po dłuższym zastanowieniu Jan Urban. – Piłkarzom zdarzają się okresy, w których rzeczywiście trudno ich ściągnąć z boiska. Przed ostatnią kontuzją kimś takim był Bartosz Bereszyński. Co wchodził, to grał bardzo dobrze. Teraz w świetnej formie jest Władimir Dwaliszwili, był w niej Miroslav Radović. A jesienią trudno było posadzić na ławce Danijela Ljuboję – wylicza trener Legii. Po zimowych wzmocnieniach (Dwaliszwili, Bereszyński, Tomasz Brzyski, Tomasz Jodłowiec) Urban musiał znaleźć klucz do rotowania piłkarzami i go znalazł. Nawet rezerwowy bramkarz Wojciech Skaba może czuć zadowolenie, bo grał w Pucharze Polski i trener obiecał mu, że wystąpi też w finałowych spotkaniach ze Śląskiem Wrocław. Piłkarze doceniają podejście Urbana. – Nigdy nie miałem poczucia, że jestem niepotrzebny. Nawet gdy nie gram, to wiem, że w każdej chwili mogę się przydać – mówi 21-letni pomocnik Dominik Furman, który w poprzednim sezonie zagrał 20 minut w mniej ważnym meczu Pucharu Polski, a u Urbana uzbierał już 1318 w lidze, pucharze i eliminacjach Ligi Europejskiej.

SPORT

Stanisław Oślizło po derbach Górnika z Ruchem.

– To chyba najlepsze derby od kilku lat. Oba zespoły pokazały po kilka świetnych akcji, ale zasłużyliśmy na wygraną – ocenił 98. Wielkie Derby Śląska Stanisław Oślizło, legenda Górnika Zabrze. Mecz z trybuny zabrzańskiego obiektu oglądał dyrektor sportowy Ruchu Chorzów. Jak ocenił spotkanie? – Mecz był dobry. Po takich derbach nikt nie może mieć pretensji do piłkarzy, że nie chcieli. Szkoda, że my przegraliśmy, o czym zadecydowała pierwsza połowa. Wtedy Górnik był lepszy i to wykorzystał. Nam nie udało się to po przerwie. Trzeba to przeżyć i czekać na nowy sezon – powiedział dla „Sportu” Mirosław Mosór. Na takim spotkaniu nie mogło oczywiście zabraknąć Stanisława Oślizło. – Inni aktorzy niż przed laty, ale mi się podobało. To chyba najlepsze derby od kilku lat. Oba zespoły pokazały po kilka świetnych akcji, ale zasłużyliśmy na wygraną – skomentował doradca zarządu zabrzańskiego klubu.

POLSKA THE TIMES

Dłuższy tekst o rujnowaniu Polonii Warszawa.

– Nie ma co ukrywać, gramy tylko po to, by po sezonie przejść do lepszych klubów – przyznał Miłosz Przybecki. – Nie wiadomo, co się stanie z klubem, ale raczej nic dobrego. Dlatego każdy gra na swoje konto – dodał młody napastnik po porażce z GKS Bełchatów. Mecz z ostatnią drużyną w tabeli wyglądał jak spotkanie dwóch równorzędnych rywali. Trzeba jednak przyznać, że GKS jak na czerwoną latarnię zagrał bardzo dobrze. Również Polonia nie grała źle, ale czerwona kartka, którą w 56. min dostał Adam Pazio, kompletnie podłamała piłkarzy Piotra Stokowca. – Najgorsze jest to, że nie wiemy, co z nami będzie w przyszłości – mówił jakiś czas temu Stokowiec w programie „Cafe Futbol” w Polsacie. – Jest źle, ale nie zapominajmy, że bez prezesa Króla Polonii pewnie by nie było – dodał trener. – Mimo że nam nie idzie, to w każdym meczu robimy wszystko, by przynajmniej nasi kibice byli zadowoleni. Oni zawsze są z nami, cokolwiek by się działo, czujemy ich wsparcie. Jesteśmy im bardzo wdzięczni – powiedział Przybecki. Po meczu z GKS kibice brawami pożegnali piłkarzy, dziękując im za walkę.

DZIENNIK POLSKI

Małecki nie boi się pracy ze Smudą.

Jak Pan sobie wyobraża Wisłę w przyszłym sezonie?
– Trudno mi coś powiedzieć na ten temat. Nie wiem, kto dołączy do zespołu, kto będzie trenerem. Mam nadzieję, że zostanie trener Tomasz Kulawik.

Wśród kandydatów na trenera wymieniany jest Franciszek Smuda. Kiedy był selekcjonerem, mówiło się o konflikcie między wami.
– Już tego nie pamiętam. W reprezentacji grałem bardzo dawno temu.

Gdyby trener Smuda objął Wisłę, to miałby Pan problem?
– Dlaczego? Jakby przyszedł, to pewnie byśmy sobie porozmawiali i robiłbym co w mojej mocy, aby udowodnić, że nadaję się do drużyny. Teraz liczy się dla mnie tylko piłka, a nie jakieś afery.

SUPER EXPRESS

Rozmowa z Rogerem Guerreiro.

Widziałeś popis Lewandowskiego w meczu z Realem?
Roger Guerreiro: – Widziałem i bardzo się cieszyłem, bo Robert to mój kolega. Graliśmy razem w reprezentacji Polski, zetknęliśmy się w Legii. Od dawna wiadomo było, że to wielki talent, ale chyba nikt, włącznie z samym Robertem, nie miał pojęcia, że któregoś dnia strzeli cztery gole Realowi! Moim zdaniem, aby zagrać taki mecz, trzeba dostać pomoc od Boga. A tego dnia Bóg wskazał właśnie na „Lewego”.

W Borussii idzie mu świetnie, ale w kadrze brakuje mu podań. Nie chciałbyś wrócić i asystować „Lewemu” przy kolejnych bramkach?
– Pewnie, że chciałbym! Zawsze podkreślałem, że jestem do dyspozycji polskiego selekcjonera, bez względu na to, kto nim jest. Choć AEK Ateny ma za sobą fatalny sezon, bo po raz pierwszy w historii klub spadł z greckiej ekstraklasy, to swojej gry nie muszę się wstydzić. Wiele razy byłem wybierany na gracza meczu, a greccy dziennikarze, widząc moją formę, nieraz pytali, kiedy wrócę do reprezentacji Polski. Nie miałem sygnału z polskiej federacji, ale się nie poddaję. Mam niecałe 31 lat i uważam, że mogę pomóc kadrze.

Z Grecji napływały alarmujące sygnały w ostatnim czasie. Jako piłkarz AEK ledwie uniknąłeś linczu. Potem spadliście z ligi, wszyscy płakaliÂ… Co się tam dzieje?
– AEK od dłuższego czasu miał kłopoty finansowe. Klub dostał zakaz transferów i musiał się posiłkować piłkarzami z własnej szkółki. Tyle że ci chłopcy nigdy wcześniej nie grali na poziomie ekstraklasy. Robiliśmy wszystko, co możliwe, choć na końcu i tak spadliśmy. To i tak cud, że walczyliśmy do ostatniej kolejki.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Tekst o Marku Citko.

Po bramkach zdobywanych w Lidze Mistrzów i trafieniu na Wembley w kraju wybuchła citkomania. – Gol strzelony Anglikom nie odmienił mojego życia, ale trochę mi popsuł. Skończył się spokój – mówi były piłkarz, dziś menedżer. Jesienią będziemy świętować jej 17-lecie. Do Widzewa zaczęły spływać oferty z zagranicznych klubów. Inter, Liverpool, Arsenal Londyn. – Inter na transfer i mój trzyletni kontrakt przeznaczył 10 milionów dolarów. Ale skoro mieli zapłacić Widzewowi 9 milionów, bo tyle żądali, to nie miałem zamiaru iść, żeby w trzy lata zarobić milion dolarów – opowiada Marek Citko. – Zostały albumy, wspomnienia. Niedawno je przeglądałem. I dopiero wtedy do mnie dotarło, jaki byłem popularny. Czytałem artykuły o sobie i ciarki mi po plecach przechodziły. Jeszcze dziś, idąc z dziećmi, ktoś pyta: „Pan Citko?”. „Nie, podobny” – odpowiadam, ale moje dzieci prostują: „Tak, tak! Tata to ten Marek Citko.” Autografy biorą dzieciaki, których na świecie jeszcze nie było, kiedy strzelałem gole Anglikom czy w Lidze Mistrzów. Znają mnie z internetu. Z citkomanii zapamiętałem dwa pragnienia: być anonimowym i nie jeść hamburgera w szczerym polu – wspomina piłkarz.

Stoiczkow: Lewandowski pasowałby do Barcelony

Co powie pan o Robercie Lewandowskim?
– To wielki piłkarz. Przyznam szczerze, że Robert bardzo mnie zaskakuje, ponieważ z roku na rok, z miesiąca na miesiąc, prezentuje się na boisku coraz lepiej. W bardzo szybkim tempie staje się zawodnikiem coraz bardziej kompletnym. Myślę, że Polska może być absolutnie spokojna, ponieważ ma napastnika wielkiego kalibru i wielkiej klasy. Mam nadzieję, że będzie podążał śladem innych wielkich polskiego futbolu, jak Boniek, Kosecki, Urban i pozostałych polskich piłkarzy, którzy dawniej wyjechali z kraju i zapisali się w historii światowego futbolu. Robert posiada olbrzymi talent, jest urodzonym zwycięzcą, a do tego skromnym człowiekiem. Zresztą już w poprzednim sezonie wykonał wspaniałą pracę w Borussii.

Pan najlepiej wie, że niełatwo jest strzelić gola Realowi Madryt, a co dopiero cztery.
– Tak. Ale czasem im strzelają (śmieje się). Kiedy ma się dobry dzień, wtedy wchodzi wszystko. Każde dotknięcie piłki może zamienić się na gola i tak było w środę w przypadku Roberta.

Nie ustają spekulacje odnośnie przyszłości Lewandowskiego, mówi się też o Hiszpanii. Uważa pan, że bardziej pasowałby do Realu czy do Barcelony?
– Moim zdaniem do Barcelony. Jednak nie wiem, czy ostatecznie tam trafi, nie wiem też, czy Barca jest zainteresowana kupieniem go. Robert to wspaniały piłkarz, a tacy jak on nie mają żadnych problemów, by dostosować się do każdego stylu gry, chociaż wiele zależy też od zawodników, jakimi jest otoczony. Ale powtarzam: on jest niezwykle utalentowany, posiada spektakularną siłę fizyczną, łatwość strzelania goli. To oznacza, że może grać w każdym klubie świata i odnieść sukces.

Wojciech Kowalczyk: Real i Barca wyglądały jak dwie ścierki

Słychać już głosy, że to koniec panowania hiszpańskiej piłki w Europie.
– W przypadku spotkania Bayernu z Barceloną spodziewałem się porażki Katalończyków. No może nie aż takiej. Pamiętajmy, że dwa gole nie powinny zostać uznane, ale Barca pokazywała w ostatnich miesiącach, że w obronie gra tragicznie. Z Bayernem nie można rywalizować, mając takie dziury z tyłu. Poza tym Katalończycy grali w chodzonego, ale nic dziwnego, skoro Leo Messi nie trenował przez dwa tygodnie. Zaskoczony byłem za to wygraną Borussii, bo nie spodziewałem się, że drużyna prowadzona przez Jose Mourinho może wyglądać tak słabo fizycznie. Co do końca epoki, to spokojnie. Już kilka razy to słyszeliśmy, zwłaszcza o Barcelonie. Widzę tu problem przede wszystkim w tym, że z jakiegoś względu obu drużynom zabrakło sił.

Po meczu Barcelony wszyscy zastanawiali się, czy rozsądne było wystawianie nie w pełni zdrowego Messiego. To był błąd Tito Vilanovy?
– Na tym etapie nie da się grać bez jednego zawodnika, i to jeszcze takiego, na którego wszyscy liczą. Domyślam się jednak, że przy stanie 0:1 czy 0:2 liczono na jego jedną akcję, która da cennego gola. Okazało się jednak, że tego dnia Argentyńczyk nie mógł nic zrobić. Błędy widzę jednak gdzie indziej: największą winę złożyłbym na trenera Jordiego Rourę, który pod nieobecność Vilanovy grał ciągle tym samym składem. Zwłaszcza w styczniu, gdy niemieckie drużyny ładowały akumulatory, a Barca grała co trzy dni – w Pucharze Króla i lidze.

Najnowsze

Niemcy

Potulski rośnie w siłę, ale Mainz bez zwycięstwa w polskim meczu

Wojciech Piela
1
Potulski rośnie w siłę, ale Mainz bez zwycięstwa w polskim meczu
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama