Czas na drugą część naszego przyglądania się ligowym piłkarzom. Tydzień temu wzięliśmy pod uwagę Grzegorza Bonina (plus Tomasza Zahorskiego), a dziś bierzemy na tapetę Adama Deję, 20-letnią nadzieję Podbeskidzia Bielsko-Biała. Deja nazywany jest przez komentatorów „młodym Deją” (w sumie prawda) i niezmiennie chwalony. Wzięliśmy pod lupę jego dwa ostatnie spotkania, ponieważ sami się zastanawialiśmy: czy to komentatorom coś się wydaje, czy nam? Bo my mieliśmy wrażenie, że gra toczy się… obok tego gościa. Teraz się tylko w tym utwierdziliśmy. Ł»eby wejść na stadion, powinien kupić bilet!
Możecie się zastanawiać – po co w ogóle rozmawiać o takim piłkarzu? Kto to jest? A naszym zdaniem to ważne. Otóż co jakiś czas wmawia nam się narodziny nowych talentów, nie tak dawno nawet przeczytaliśmy, że ktoś mówił, iż Deja kopie jak Platini (serio). Ten materiał nie powstał po to, by się nad 20-latkiem znęcać, ale po to, by mu uświadomić, że jego gra póki co nie ma żadnego sensu. Ł»e trzeba coś zmienić! A może i komentatorzy przestaną nad piłkarzem roztaczać parasol ochronny – zwłaszcza, że nic dobrego z takiej specjalnej troski nie wyniknie. Niech Deja to przeczyta, obejrzy i poważnie zastanowi się, co poprawić. Jeśli bowiem tak ma wyglądać jego gra w przyszłości, to już teraz dobrze byłoby kupić książki, zapisać się do szkoły i znaleźć konkretny zawód.
Wiadomo, że 20-letni piłkarze potrafią być chimeryczni, dlatego pod uwagę wzięliśmy nie jeden, ale dwa ostatnie mecze pomocnika Podbeskidzia. W meczu Podbeskidzie – Bełchatów Deja został zdjęty w 55. minucie, natomiast w spotkaniu Górnik – Podbeskidzie już w 45. minucie. Przeanalizowaliśmy więc dokładnie 100 minut. 100 minut – szmat czasu!
Wnioski: Deja nie traci wielu piłek, ale… nawet nie ma ku temu okazji. Przede wszystkim ten chłopak źle biega. Jest notorycznie z dala od akcji, zawsze w innym sektorze boiska, porusza się truchtem, w jednym tempie, zbyt daleko od przeciwników, nie wychodzi do podań. Po prostu – ślamazarnie się snuje (ani jednego sprintu i ani jednego dryblingu!), nie nadąża, przeciwnicy grają mu piłką przed nosem. W efekcie jest bardziej kibicem niż piłkarzem. Uwaga: wedle naszych obliczeń, w obu tych meczach miał piłkę przy nodze przez około 30 sekund! W obu razem wziętych! A to – przypominamy – środkowy pomocnik.
Oczywiście, Deja może mieć pretensje też do kolegów z obrony, że często wolą zagrać długą piłkę do napastników, niż próbować rozegrać z pomocnikami. Ale mimo wszystko Łatka piłkę ma co chwilę, a Deja nie. Bo Łatka się pokazuje do gry, natomiast Deja na coś czeka. Na co dokładnie – nie wiadomo. Chłopaku, ty w swoim wieku powinieneś chodzić jak nakręcony, tymczasem tempo w jakim poruszać się po boisku przynależne jest raczej oldboyom!
Poniżej możecie zobaczyć 100 minut w wykonaniu 20-latka z Podbeskidzia. Przypominamy, że to wszystkie jego zagrania. Wszystkie! Podaje głównie do najbliższego, krótko, bez ryzyka. Jak raz zdecydował się na podanie długie (przerzut), to nie wyszło. Oddał jeden strzał, ale bardzo niecelny. W ogóle nie drybluje. Praktycznie nie odbiera piłek, generalnie nie uczestniczy aktywnie w grze defensywnej. W ofensywnej też nie – ani razu nie podał do napastnika, ani razu nie zdecydował się na trudne podanie. Nie potrafi wywalczyć rzutu wolnego, sam natomiast czasami fauluje. Oto on, numer 27 na koszulce…
100 minut, żeby zanotować kilkanaście marnych, krótkich podań do najbliższego kolegi. Nawet szkoda sznurować buty.