PZPN ponoć walczy o normalność. Nie tylko na boisku, w szatniach i gabinetach prezesów, ale też w traktowaniu kibiców. Jednak nigdy nie będzie normalnie, jeśli o ich losie w dalszym ciągu będą mogli decydować ludzie bez wyobraźni, podejmujący decyzje – napiszmy wprost – kompletnie z czapy. Wojewoda małopolski Jerzy Miller właśnie postanowił zamknąć sektor gości na stadionie Wisły w związku z „oburzającymi” wydarzeniami z niedawnego meczu z Legią.
Jak wiadomo, na sektorze legionistów odpalono kilkanaście rac świetlnych i sporo petard hukowych. Nikomu nic złego się nie stało, spotkanie miało wręcz świetną oprawę, ale w porządku: w końcu środki pirotechnicznie nie należą na stadionach do dozwolonych. Jest zakaz, jest też kara. 20 tysięcy złotych – dokładnie tyle wymierzyła Legii Komisja Ligi Ekstraklasy SA. Niestety, pan wojewoda uznał, że to niedostateczna kara, więc trzeba demonstracyjnie sektor zamknąć.
Pytanie tylko: kogo karze? Legię? A może jednak Widzew, którego kibice nie będą mogli obejrzeć meczu, mimo że: wykupili już bilety, zorganizowali transport pociągiem specjalnym, no i – gdyby ktoś miał wątpliwości – nie odpalali żadnych rac podczas meczu Wisła – Legia. Niczym nie zawinili, ale de facto to oni właśnie zostają ukarani. Łodzianie zresztą już zapowiedzieli, że z wyjazdu nie zrezygnują. – Mamy opłacony przejazd oraz rozdysponowane bilety wśród kibiców. Ponieśliśmy już na tym etapie ogromne koszty organizacji wyjazdu, dlatego też nie zamierzamy odpuszczać podróży za swoim klubem – piszą w oświadczeniu. Zapowiadają, że jeśli nie zostaną wpuszczeni, Wojewoda Małopolski może spodziewać się zbiorowych roszczeń dotyczących zwrotu poniesionych kosztów, sięgających 100 tysięcy złotych.
Normalność ciągle w deficycie.