O tym, dlaczego Lewandowskiemu byłoby lepiej w Dortmundzie, ile pieniędzy w ostatnich miesiącach zarobiła Borussia i w czym największą rolę odegrał Juergen Klopp. O najmocniejszym Bayernie wszechczasów, ciągle głodnym sukcesów Matthiasie Sammerze i perspektywach Pepa Guardioli… Na te tematy porozmawialiśmy z Dariuszem Pasieką, trenerem i cenionym fachowcem od Bundesligi.
W środowy wieczór historia polskiej piłki dopisała nie tyle kolejną stronę, co cały nowy rozdział.
A i tak materiału z tej edycji Ligi Mistrzów starczyłoby na całą książkę. Po pierwszej, gra i wyniki Borussii Dortmund. Po drugie, trójka Polaków z pierwszoplanowymi rolami. Jeśli nie przegrywa się w Champions League ani jednego meczu, a u siebie wygrywa się wszystkie i to w sposób – poza szczęśliwym z Malagą – przekonywujący, jest to wielka sprawa. Borussia jedną nogą, a nawet odrobinę więcej, jest już na Wembley.
Mimo pięciu zwycięstw w pięciu meczach w Dortmundzie i bilansie bramkowym 10:3, patrzyło się na Borussię z przymrużeniem oka. A rywale byli przecież nieprzypadkowi: Real, City, Ajax, Szachtar, Malaga…
Po wynikach losowania grup jedyną wątpliwością było – trzecie miejsce dla Borussii czy dla Ajaxu? A jeszcze w trakcie rozgrywek grupowych pojawiły się opinie, że BVB to czarny koń tych rozgrywek. I to się sprawdza. Jeśli wygrywa się dwa mecze z Realem, trzeci się remisuje, nie ma w tym przypadku. To potwierdzenie wielkiej klasy drużyny.
I ogromnej roli trenera Juergena Kloppa.
On nigdy nie mówi, że te wyniki to jego zasługa. Nigdy się nie wywyższa, nie powtarza, że jest autorem sukcesu. Jak już pozytywnie się wypowiada, to o sztabie trenerskim i fantastycznej grupie piłkarzy. Ale to wynik tego, że dostał trochę czasu i sporo zaufania. W dwóch pierwszych sezonach, kiedy Borussia zajmowała szóste-siódme miejsce, on tę drużynę budował, a skauci próbowali dopasować zawodników do jego koncepcji. Zresztą, ten sezon od poprzedniego jest lepszy. Mistrzostwo jest fajne, ale dziś klub ma półfinał Ligi Mistrzów, na którym zarobił 60 milionów euro. Dołożymy transfer Goetze i w ciągu roku mamy blisko 100 milionów.
Borussia potwierdziła, że najgroźniejsza jest w sytuacji, kiedy nikt niczego od niej nie oczekuje. Wie o tym sam Klopp, który przy każdej okazji powtarza, że jego zespół nie jest faworytem.
To jest umiejętność trenera ściągania presji z piłkarzy i psychologiczny element pracy z drużyną. Klopp potrafi na konferencjach prasowych odwrócić uwagę od zespołu, skupić ją na sobie i jest w tym bardzo mocny. Wszyscy obawiali się, że po ujawnieniu ostatnich informacji Goetze wyjdzie przestraszony, zostanie w cieniu, a był jednym z najlepszych na boisku. Klopp potrafi dać zawodnikom pewność siebie, wyłączyć u nich myślenie o tym, co dzieje się dookoła.
Odniosłem wrażenie, jakby kilku zawodników pozazdrościło Goetze tego transferu. Jakby Lewandowski, Reus i Gundogan chcieli pokazać, że oni też są do wzięcia.
Gundogan zrobił ogromną robotę. Fakt, to była najlepsza trójka, plus Goetze. Jednak nie po to Borussia tak długo budowała ten zespół, żeby teraz się wszystkich pozbyć. Nie po to rok temu w miejsce Kagawy ściągano Reusa, żeby dziś go sprzedać. Zawodnicy zdają sobie z tego sprawę. Zresztą, w tej chwili nie ma wielu klubów, które byłyby od Borussii lepsze. Jeśli dwukrotnie zdobywa się mistrzostwo Niemiec, jeśli trafia się do półfinału Ligi Mistrzów, to jest się w ścisłej europejskiej czołówce. Nie wiem, czy szukając lepszych, zapełnilibyśmy palce u obu dłoni… A co do Lewandowskiego, nie jestem pewien, czy latem odejdzie.
No właśnie, co dalej z Lewym?
Myślę, że lepiej, gdyby na razie został w Borussii, gdzie wszyscy go uwielbiają, gdzie cały stadion wczoraj krzyczał „Lewandowski, Lewandowski!”. To się rzadko zdarza. Od 1. lipca Goetze zniknie z listy płac, więc klub jest w stanie więcej zaproponować Robertowi. Jeśli Lewy odrzucił ofertę za trzy i pół miliona rocznie, to nad sześcioma milionami – przy ogromnych zyskach BVB – pewnie by się zastanowił. A sam transfer w tym okienku nie będzie taki prosty, bo Robert nie ma takiej klauzuli, jaką miał Goetze.
Jest takie powiedzenie: pokaż mi swoją ławkę, a powiem ci, jak mocną masz drużynę. Borussia, rozgrywając cały sezon w czternastu, kompletnie temu przeczy.
Myślę, że wyciągnięto wnioski z poprzedniego roku. Wtedy skoncentrowano się na obronie mistrzostwa kosztem szybkiego pożegnania się z Ligą Mistrzów, a teraz priorytety były odwrotne. W Dortmundzie zobaczyli, jaki skład i jakie możliwości ma Bayern i zweryfikowali cele… Czapki z głów dla BVB za takie wyniki, jakie osiągnęła tak małą liczbą piłkarzy. Czternastką na trzech frontach by nie powalczyli. Ale na mecze Champions League byli już zawsze w optymalnej formie, na maksymalnej koncentracji i maksimum sił. Byli optymalnie przygotowani i psychicznie, i fizycznie, nie łapali też kontuzji.
Spodziewał się pan takiej dominacji Niemców nad Hiszpanami?
Wiedziałem, że mogą wygrać, ale… żeby w stosunku 8:1?! Szok. Strzelić cztery gole Barcelonie, strzelić cztery Realowi nie zdarza się co chwila, a teraz wydarzyło się dzień po dniu. Barca już męczyła się w ćwierćfinale z PSG i to był pierwszy sygnał. A drugi, z rozgrywek grupowych, że Klopp chyba znalazł sposób na Mourinho. Stawiałem na zwycięstwo 1:0 dla BVB, ale nie w takich rozmiarach i nie w takim stylu. Myślę, że wcześniejsze wyniki Niemców w pucharach i najnowsze z Ligi Mistrzów pokazują, że Bundesliga wychodzi na przodownictwo w piłce europejskiej.
Zachwycaliśmy się Realem i Ronaldo, ale ich pech polegał na tym, że w Hiszpanii były jeszcze i Barcelona, i Messi. Dziś Borussia też niesamowicie rośnie w siłę, tylko że… ma obok siebie Bayern.
Dwa ostatnie tytuły dla BVB podłechtały wszystkich w Monachium. Postanowili zaryzykować, ale w sposób przemyślany, i dziś słychać, że to najmocniejszy Bayern wszechczasów – mocniejszy od Bayernu Beckenbauera i Muellera. Coś w tym jest. Cały czas mówi się o zawodnikach, ale zapomina o innych, jednym z najważniejszych transferów: Matthias Sammer. Człowiek ambitny, genialny organizator, ze świetnym rozeznaniem w grupach młodzieżowych, niedawny dyrektor sportowy DFB. To on wszystkiego w Bayernie pilnuje. Ł»eby jednemu nie odbiła woda sodowa po sukcesach, ale przy porażkach to on przepycha się łokciami, wychodzi przed szereg i przyjmuje ciosy na klatę.
Często po wysokich wygranych lubi wylać kubeł zimnej wody na zawodników, żeby nikt nawet na sekundę nie odleciał. Ale to idealny przykład, jak funkcjonuje dyrektor sportowy w Polsce, a jak w Niemczech. U nas najczęściej nie zna przyszłości trenera i o niczym nie jest informowany, a tam – jest człowiekiem-orkiestrą.
Dokładnie. Jeśli jednego trzeba obudzić, a drugiego złapać za szyję – Sammer to zrobi. On ma niesamowite wymagania wobec piłkarzy, jest głodny sukcesów i ciągle nienasycony. Niezależnie od tego, jak wysoko Bayern wygra i jak dobrze zagra, on nigdy nie jest zadowolony. Ktoś taki, kto wszystko będzie napędzał do przodu, był potrzebny. Bo najgorsze jest w piłce samozadowolenie i brak nowych celów.
Zmiany, które zajdą teraz w Bayernie, to pójście z założeniem „lepsze jest wrogiem dobrego” czy ogromne ryzyko? Heynckes oprócz kilku rekordów zostawi po sobie dwa, jeśli nie trzy tytuły.
W styczniu, kiedy ogłoszono nowego trenera, nikt się tego nie spodziewał. Ale może właśnie to pobudzająco zadziałało na piłkarzy? Dowiedzieli się, że nie ma żadnej napinki, że nie ma pytań o przyszłość Heynckesa, że prasa dała spokój i każdy z zawodników wie, co go czeka. Patrząc na wyniki Guardioli w Barcelonie i obecną siłę Bayernu, to może być pierwsza siła w Europie na najbliższe lata.