Stażysta w biurach Borussii, niespełniony kadrowicz i fan Snoop Dogga – garść ciekawostek o Mario Goetze

redakcja

Autor:redakcja

24 kwietnia 2013, 16:36 • 3 min czytania

Jeśli twoje nazwisko jest w stanie wyprzeć z niemieckiej prasy mecze półfinałowe Ligi Mistrzów, w których udział bierze Real, Barcelona, Borussia oraz Bayern – jesteś naprawdę wysoko. Zresztą, nie ma co się dziwić dziennikarzom, że czołówki o masakrze zafundowanej przez monachijczyków Messiemu i spółce poświęcili na rzecz artykułów o wartym 37 milionów euro transferze. W końcu nie codziennie dwóch półfinalistów LM wymienia między sobą graczy. Ale i nie codziennie trafia się talent tej klasy. Talent taki, jak Mario Goetze.
Kim jest ten chłopak, który do Monachium tak właściwie… powraca, po czternastu latach od momentu wyprowadzki z Bawarii? Urodzony w Memmingen, piłkarsko wykształcony w Dortmundzie i – o tym akurat wie każdy – diabelnie utalentowany. Ale co jeszcze? Poniżej cztery szerzej nieznane fakty z życia człowieka, który zeżarł pod względem medialnego rozgłosu mecz Bayernu z Barcą, a dzisiaj popija spotkaniem swojego aktualnego klubu z Realem Madryt.

Stażysta w biurach Borussii, niespełniony kadrowicz i fan Snoop Dogga – garść ciekawostek o Mario Goetze
Reklama

– Mario jest efektem rewolucji transferowo-organizacyjnej, jaka nastąpiła w Borussii ok. 2007 roku. Mniej więcej w tym czasie władze klubu, zmagające się ze sporymi problemami finansowymi, zdały sobie sprawę, że nie ma już sensu wykładać grubych milionów na gwiazdy pokroju Marcio Amoroso i lepiej zainwestować w młodzież, a także w siatkę skautów wyszukujących najzdolniejszych juniorów. – Zdecydowaliśmy się na kupowanie wyłącznie młodych zawodników, którzy daliby Dortmundowi to, czego oczekują ludzie: wysiłek. Postawienie na takich piłkarzy rozszerza ci kredyt zaufania. Jeśli oni popełnią błąd, ludzie im wybaczą – tłumaczył w jednym z wywiadów Hans-Joachim Waetzke.

Goetze jednak nie został w typowy sposób wyłowiony przez skautów Borussii. On trafił do Dortmundu tylko dzięki swojemu ojcu, który dostał propozycję pracy… na tamtejszym uniwersytecie. Młody Mario szybko jednak udowodnił, że zasługuje na miano „wonderkida”, przechodził kolejne szczeble jako gwiazda, a w latach 2007-10 strzelił 20 goli i zaliczył 13 asyst w 41 meczach. – Kiedy pierwszy raz go zobaczyłem, zacząłem liczyć dni, kiedy będę mógł dać mu szansę w pierwszym zespole, nie postępując nieodpowiedzialnie” – tłumaczył po latach Juergen Klopp.

Reklama

– do pierwszego składu Borussii “Supermario” dostał się w dużej mierze dzięki kontuzji Shinjiego Kagawy, a już rok później zadebiutował w drużynie narodowej. Stał się tym samym – razem z Andre Schuerrle z Bayeru Leverkusen – pierwszym reprezentantem urodzonym po zjednoczeniu Niemiec. Kariera międzynarodowa wiąże się jednak ze sporym niedosytem, związanym z olbrzymią konkurencją. Sam Joachim Loew stwierdził zresztą, że nie widzi Goetze na bokach pomocy, a jego umiejętności prędzej predestynują go do gry w środku, co – cytując selekcjonera – jest pewnym problemem. Regularna gra w Bayernie powinna jednak ten kłopot rozwiązać.

– prywatnie Mario jest bardzo skromnym i unikającym rozgłosu facetem, który do niedawna mieszkał ponoć z rodzicami w kompletnie zwyczajnym domu w okolicy Signal Iduna Park. Na temat jego prywatnego życia niewiele jednak wiadomo. W nielicznych wywiadach, jakie udzielił – Borussia zabroniła mu nadmiernej aktywności medialnej – udało nam się jednak wygrzebać, że popularność mu przeszkadza, w wolnych chwilach słucha Snoop Dogga, uwielbia kawałek „Sweat”, ale na mecz nie wyjdzie bez odsłuchania „Just can’t get enough” w wykonaniu Black Eyed Peas. A po ukończeniu liceum pracował jako stażysta w… klubowych biurach Borussii.

– jego odejście z Dortmundu, mimo olbrzymiego przywiązania do klubu, było jednak tak naprawdę kwestią czasu, mimo że nazwisko Goetze wymieniano w zasadzie w kontekście każdego poważniejszego klubu. Sam zainteresowany zawsze jednak z pełną dyplomacją powtarzał, że jest szczęśliwy w BVB i nie interesuje go żaden transfer. Ani do Arsenalu – dokąd przymierzano go razem z Kevinem Grosskreutzem – ani do Manchesteru, gdzie miał zostać następcą Paula Scholesa. Od czasu do czasu padały też nazwy Realu i Barcelony, ale brakowało konkretów. Dziś wiadomo, że jego menedżer, w przeciwieństwie do pewnego polskiego agenta, rozegrał sprawę po mistrzowsku – zamiast podburzać dortmundzkich kibiców przeciwko Mario, załatwił transfer po cichu i zamiast latać po mediach i rozpowiadać, kto obserwował jego klienta dziś, a kto wczoraj, skupił się na konkretach. 37 milionów, klauzula aktywowana, kilka podpisów i Goetze jest w Monachium.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama