Gdy ogląda się w ostatnim czasie mecze Legii i Lecha, to trudno nie odnieść wrażenia, że warszawski zespół w walce o mistrzostwo ma tylko jeden, ale kluczowy atut: czteropunktową przewagę w tabeli. Gdyby nie ten „szczegół”, wszystkie argumenty w swoich rękach mieliby zawodnicy „Kolejorza”. Aktualnie grają lepiej, z większym polotem, mają chyba więcej możliwości zdobywania goli – bo i z pola karnego, i górą, i dołem, i przede wszystkim z dystansu. I piszemy to nawet pomimo dzisiejszego, w drugiej połowie bardzo miernego występu przeciwko Zagłębiu Lubin.
Tak jak ślizgnęła się Legią, którą pokarać mógł Frączczak, tak ślizgnął się też Lech, który mógł zostać pokarany przez Horvatha. Jednak patrząc szerzej, nie na tę kolejkę, ale na ostatnie tygodnie, legioniści ostatnie takie bardzo mocne i przekonujące zwycięstwo odnieśli ponad miesiąc temu – z Górnikiem Zabrze. Lechici natomiast nabierają rozpędu. Mecz przy Łazienkowskiej pomiędzy tymi zespołami zapowiada się pasjonująco. I patrząc na formę oraz potencjał poznaniaków do gry z kontry – chyba można w nich widzieć lekkiego faworyta.
Gola – przyznajemy, że ładnego – strzelił blisko 41-letni Piotr Reiss, który przebił osiągnięcie ostatniego 40-latka, który zdobywał bramki w ekstraklasie: Mariana Janoszki. O tyle jednak historia tych zawodników jest różna, że Reiss miał blisko pięcioletnią przerwę w strzelaniu, natomiast Janoszka w swoich ostatnich trzech sezonach – jako „dziadek” – zdobył 20 goli. Czyli więcej niż teraz niby utalentowani zawodnicy przez całą karierę.
Bohaterem meczu był natomiast Hamalainen, który przywrócił Lecha do życia po stracie pierwszego gola. Dużo się mówi, że „Kolejorz” pierwszy raz w tym sezonie odwrócił losy spotkania – w znaczeniu: wygrał, mimo że stracił gola jako pierwszy – nie tylko w tym sezonie, ale w ogóle od października 2010 roku (mecz z Wisłą, wygrany 4:1). Szmat czasu. Wtedy jeszcze trenerem poznańskiego zespołu był Jacek Zieliński, w pomocy grał Peszko, a w ataku Rudnevs i Tshibamba. Hamalainen ma w nodze młotek, a Zagłębie ma na bramce Gliwę. Kiedy te dwa czynniki występują równocześnie, wtedy pada gol.
Zagłębie jakby traciło impet. W pewnym momencie sezonu można było uwierzyć, że lubinianie jeszcze powalczą o start w europejskich pucharach, ale ostatecznie chyba wrócili do swojej ulubionej gry: o nic. Ich strata do czwartego miejsca ciągle jest względnie mała – pięć punktów, a gdyby nie minus trzy punkty na starcie, to w ogóle byliby tuż, tuż – ale jednak zamiast prezentować się coraz lepiej, to prezentują się coraz gorzej. Dzisiaj w Canal+ wreszcie ktoś powiedział głośno (i to kto – Przytuła!), że Robert Jeż niczego tej drużynie nie daje. Pisaliśmy o tym od dawna. Facet gra jak emeryt i ciągle bazuje na jednej udanej rundzie w Górniku Zabrze. W sumie – przy całym szacunku dla jego potencjału – to historia podobna jak z Boninem i Zahorskim.
Dość pokracznie biegali – albo raczej „przesuwali się” – zawodnicy w spotkaniu Śląsk – Lechia. Z piłką nożną niewiele miało to wspólnego. Komentatorzy zachwycali się grą gości, chociaż nie było czym. Gospodarze bili rekordy nieporadności. Całe to spotkanie przypominało nam zabawę w „samochodziki” w wesołych miasteczkach, gdzie chodzi głównie o to, by się w kogoś wpierniczyć. No i właśnie tak to wyglądało: piłkarze wpadali na siebie nawzajem, czasami też sobie podawali (tzn. przeciwnikom). Liczba niewymuszonych strat taka, że podobno system ProZone się zawiesił i teraz nie wiadomo, co z nim zrobić. Irracjonalne widowisko, któremu irracjonalności dodawał jeszcze Bogusław Kaczmarek, ubierając się jak na Syberię (dwie kurtki puchowe równocześnie?), podczas gdy we Wrocławiu świeciło ładne słońce.
Jak zawsze w wypadku meczów Lechii, swój pojedynek z piłką toczył Adam Duda – o dziwo, też chwalony przez komentatorów. Oczywiście ponownie przegrał z kretesem, piłki ujarzmić nie zdołał. A Śląsk – po swojemu. Nic, nic, nic, nic, nic, wrzutka Mili, gol. Jak Mila odejdzie to radzimy iść drogą ŁKS-u i wycofać się z rozgrywek.
Lech Poznań – Zagłębie Lubin 3:1
(Lovrencsics 16, Hamalainen 32, Reiss 87 – Pawłowski 5)
Lech: Burić 3 – Ceesay 5, Djurdjević 4, Kamiński 5, Wołąkiewicz 5 – Ubiparip 4 (60. Możdżeń 5), Trałka 4, Murawski 7, Hamalainen 8 (77. Reiss), Lovrencsics 7, Ślusarski 4 (60. Teodorczyk 2).
Zagłębie: Gliwa 3 – Widanow 3, Rymaniak 3 (46. Horvath 3), Tunczew 3, Cotra 4 – Błąd 3 (74. Abwo 1), Bilek 3, Rakowski 3 (46. Hanzel 3), Jeż 2, Pawłowski 5 – Papadopulos 3.
Śląsk Wrocław – Lechia Gdańsk 1:1
(Ćwielong 88 – Wiśniewski 53)
Śląsk: Kelemen 2 – Socha 3, Kowalczyk 2, Kokoszka 4, Pawelec 4 – Sobota 3, Stevanović 2 (46 Elsner 3), Kaźmierczak 2, Mila 4, Patejuk 1 (75 Gikiewicz 3) – Mouloungui 1 (58 Ćwielong 3).
Lechia: Kaniecki 2 – Deleu 4, Rafał Janicki 5, Bieniuk 5, Brożek 4 – Ricardinho 3, Bąk 4, Pietrowski 4, Piotr Wiśniewski 5, Buzała 4 – Duda 1.