Zapraszamy na czwartkowy przegląd prasy. Znów bardzo dobre materiały mamy w Fakcie. Coś do poczytania znajdzie się też w Super Expressie i Przeglądzie Sportowym.
FAKT
Bogusław Leśnodorski spotka się z Sandro Rosellem.
– Rzeczywiście pojawiło się takie zaproszenie. Sam nie znam jeszcze szczegółów, ale brzmi to wszystko ekscytująco. Prawda jest taka, że wielkie europejskie kluby co raz bardziej zaczynają spoglądać na tę część Europy. Na pewno bardziej niż przed kilkoma laty. Stajemy się dla nich atrakcyjnymi partnerami pod wieloma względami. Już nie wszystko kręci się wokół Chin i innych azjatyckich państw – powiedział Faktowi Leśnodorski. Jeśli chodzi o nawiązywanie poważnych kontaktów, Legia poczyniła w ostatnim czasie znaczący krok. Niedawno Legia podpisała oficjalną współpracę z Fluminense. Polega ona na przekazywaniu młodych zawodników do klubu i podziale środków z ewentualnych transferów. Oba kluby mają też organizować staże dla pracowników. Nawiązanie podobnej kooperacji z Barceloną to byłaby dla Legii fantastyczna sprawa.
Jarosław Fojut opowiada o życiu w Norwegii.
– Norwegia jest fantastyczna. Trudna do opisania. Razem z rodziną trochę podróżowałem np. do Laponii. Wszystko jest tu jakieś takie ładniejsze, bardziej wyraziste. Śnieg, niebo, fiordy. Trzeba to zobaczyć na własne oczy – mówi Faktowi Jarosław Fojut (26 l.), który gra w…najdalej wysuniętym na północ profesjonalnym klubie piłkarskim świata – Tromso. Obrońca od dwóch tygodni trenuje na pełnych obrotach. O klubie mówi w samych superlatywach. – Pełen profesjonalizm. Tromso to zespół przwiązany do swojego położenia. Ma długą tradycję wychowywania zawodników pochodzących z północnej Norwegii. W siedzibie wisi taka flaga z pineskami. Każda symbolizuje piłkarza i pokazuje, z której części Norwegii pochodzi. Można powiedzieć przesadnie, że to norweskie Bilbao – śmieje się Fojut. Ale nie sama piłka człowiek żyje. Mistrz Polski ze Śląskiem Wrocław to wielki pasjonat wędkarstwa. – Właśnie kupiłem sobie nową wędkę. Miejsc do łowienia tu nie brakuje. W ogóle Norwegia jest piękna. Polecam każdemu. Wiele mnie tu zaskoczyło. Takie Tromso.
RZECZPOSPOLITA
Brazylijczycy w minionym roku byli bohaterami największej liczby transferów za granicę.
Do kas brazylijskich klubów, dzięki sprzedaży graczy, wpłynęło łącznie 79 milionów funtów. W minionym sezonie barwy klubowe zmieniło ok. 1500 Brazylijczyków. Trzech z nich uplasowało się w dziesiątce najdroższych piłkarzy świata. To Lucas Moura (pierwszy na liście), który przeszedł z Sao Paolo do Paris Saint Germain za 45 milionów euro, oraz Thiago Silva (druga pozycja), za którego PSG zapłaciło Milanowi 42 miliony euro. Szóste miejsce zajął Oscar, który zamienił Internacional Porto Alegre na Chelsea za 31 milionów euro. W 2012 roku na transfery najwięcej wydały kluby angielskiej Premier League. Zatrudnienie piłkarzy z zagranicy kosztowało je łącznie 205 milionów funtów. Pierwsza pozycja Anglików nie dziwi o tyle, że ich liga jest uznawana za najsilniejszą i najbardziej atrakcyjną na świecie. Poza tym w żadnym innym kraju zespoły nie mają podpisanych tak lukratywnych praw do transmisji telewizyjnych. Na kolejnych trzech miejscach uplasowały się Rosja, która na zagranicznych graczy wydała 167 milionów funtów, Turcja (51 milionów funtów) oraz… Chiny, które na transfery obcokrajowców wydały 32 miliony funtów. Pozycja tych państw w czołówce wydatków pokazuje, że dynamiczny wzrost gospodarczy wpływa także na rozwój sportu.
GAZETA WYBORCZA
Prezes firmy STS o współpracy z Lechem Poznań.
Nie boicie się posądzenia o koniunkturalizm? Wchodzicie do Lecha Poznań, gdy ten ma już właściwie w kieszeni miejsce w europejskich pucharach w przyszłym sezonie.
– Po pierwsze to Lech przyszedł do nas, a nie my do Lecha. Poza tym, łatwo się mówi: znaleźć sponsora na koszulki. Lech długo szukał, bo jest w innej sytuacji niż kluby w innych miastach. We Wrocławiu nagle za dużą kwotę do Śląska wszedł Tauron. Pytanie: jaki ma w tym miejski interes? My na czystych warunkach biznesowych spotkaliśmy się z Lechem, uznaliśmy, że jest wola współpracy, ale wcale nie było mowy o tym, żeby się zaangażować w tym sezonie. Mówiliśmy raczej o następnym, ale tak nam się dobrze rozmawiało, że stwierdziliśmy, że wchodzimy teraz. Początkowo w grę wchodził mecz z Wisłą, jako pierwszy z reklamą naszej firmy, ale udało się przyspieszyć konferencję i zadebiutujemy w spotkaniu z Zagłębiem Lubin.
Kibice z miast, w których nie przepada się za Lechem, mogą przestać u was obstawiać.
– Baliśmy się trochę tego, gdy zaczęliśmy analizować, w jaką dyscyplinę sportu wejść, jaki klub wybrać. Wydaje mi się jednak, że Lech to jest klub, któremu swego czasu kibicowała cała Polska, bo bardzo ładnie grał i reprezentował kraj w pucharach, ludzie znali jego zawodników. Poza tym są w kraju kluby, które budzą więcej negatywnych emocji. Patrzyliśmy na model angielski, gdzie reklamy na koszulkach różnych drużyn piłkarskich ma kilkanaście firm bukmacherskich i nie ma tam problemu: nie gram u jednego bukmachera, bo ten daje pieniądze na zespół, którego nie lubię. Dlaczego ktoś, kto chodzi od lat do naszego punktu bukmacherskiego w Warszawie miałby rezygnować z tego, bo zobaczy nas na koszulkach Lecha? Bo kibicuje Legii? Jeżeli nas lubi, to nie będzie mu to przeszkadzało. Powiem więcej, nasz wizerunek się polepszy, będziemy obecni w telewizji, ludzie będą nas kojarzyli. Z drugiej strony jest Wielkopolska, potężny rynek piłkarski z gigantycznym potencjałem. Wchodząc do Lecha, będziemy chcieli to wykorzystać.
Tekst pt. Jak zmienia się Artur Jędrzejczyk?
Dotychczas Jędrzejczyk znany był z tego, że pod bramką rywali dobrze grał głową. Teraz pokazuje inne atuty. – Jest szybki, zdecydowany, potrafi wyprzedzać zawodników w pojedynkach jeden na jeden – wymienia je Magiera. – Artur zmienił się też pod względem mentalnym. Pamiętam, że kiedyś każde niepowodzenie kończyło się u niego furią. Teraz jest spokojniejszy. Dużo mocniejszy psychicznie. Dostaje mniej kartek – dodaje trener. Jak zmianę tłumaczy Jędrzejczyk? – Ostatnio jadłem dużo kebabów, to może dlatego gram lepiej – mówi piłkarz, który często żartuje i wielu jego wypowiedzi lepiej nie brać na poważnie. Ale ataki już trzeba – w meczu z Wisłą Jędrzejczyk najpierw odważnie podbiegł do podania Ivicy Vrdoljaka i wślizgiem zaliczył asystę do Władimira Dwaliszwilego (choć piłkę wygarnął zza linii końcowej). Potem pokonał Sergieja Pareikę płaskim uderzeniem z kilkunastu metrów w długi róg.
DZIENNIK POLSKI
Krótka rozmówka z Kamilem Kosowskim.
Zgodzi się Pan z tym, że porażka ze Śląskiem oznacza koniec tej drużyny Wisły?
– Od dwóch tygodni słyszę bardzo trudne pytania i jeszcze trudniej na nie odpowiedzieć. Ten mecz definitywnie zakończył naszą przygodę z Pucharem Polski. Pozostaje czekać, jakie będą decyzje pana trenera i pana prezesa.
A pańskim zdaniem, jakie to powinny być decyzje?
– To nie jest pytanie do mnie. Na razie trzeba przełknąć porażkę ze Śląskiem i jechać na kolejny mecz do Białegostoku. Jedno jest pewne, bardzo trudny czas przed nami.
Jak jednak myśleć o kolejnych meczach, skoro sezon jest definitywnie przegrany, a już wiadomo, że połowy zawodników z tej drużyny w kolejnym sezonie w Wiśle nie będzie?
– Dlatego powiedziałem, że mamy bardzo ciężki czas i bardzo trudno coś mądrego powiedzieć. Sam chciałbym znać odpowiedzi na pytania, które są mi teraz zadawane. Na razie musimy do końca sezonu uzbierać tyle punktów, ile się da. Choć i o to będzie ciężko. Jedziemy do Białegostoku po porażce, którą wszyscy pewnie mocno przeżyjemy.
SUPER EXPRESS
Smagorowicz: Błędy Musiała kosztowały nas 800 tysięcy złotych
Po meczu grzmiał pan, że zostaliście okradzeni z awansu i pieniędzy.
– W ferworze emocji padły mocne słowa, ale trudno nam się dziwić, bo sukces był na wyciągnięcie ręki, a pozbawiono nas awansu. Okradziono nas z awansu i określonych pieniędzy. Przygotowaliśmy listę przewinień sędziego Musiała. Po pierwsze: piłkarzowi Legii należała się czerwona kartka za faul na wychodzącym sam na sam z bramkarzem Jankowskim. Poza tym problematyczny karny na 2:1 dla Legii, który ustawił mecz. A już w doliczonym czasie gry brak reakcji arbitra na zagranie ręką w polu karnym przez Kucharczyka. Montujemy filmik, który prześlemy do PZPN. On zobrazuje wszystkie błędy sędziego.
Odbijając piłeczkę, można powiedzieć, że Musiał pomylił się też na waszą korzyść, dyktując karnego za mocno naciągany faul na Janoszce.
– Bramkarz Legii zahaczył nogą Janoszkę, więc co do tej „jedenastki” żadnych wątpliwości być nie może.
Ile straciliście przez brak awansu do finału PP?
– Dużo. Ponad 800 tysięcy złotych.
Rozmowa z Wladimerem Dwaliszwilim.
W 11 meczach dla Legii strzeliłeś 7 goli. Mówi się, że stajesz się napastnikiem numer jeden w klubie i jednym z najlepszych transferów ostatnich lat. Pewnie miło się tego słucha…
– Miło, ale nie chcę się podniecać, bo niczego jeszcze dla Legii nie wygrałem. Choć z każdym kolejnym meczem przekonuję się, że przejście do tego klubu było strzałem w dziesiątkę. Wiem, że w niektórych zespołach stawiają wyżej mistrzostwo niż puchar, ale ja tego drugiego nie lekceważę. Zwłaszcza że nigdy wcześniej pucharu nie zdobyłem. Raz, w Izraelu, byłem w finale, ale mój zespół, Maccabi Hajfa, przegrał 0:1 z Hapoelem Tel-Awiw. Dobrze by było, gdybym za tamto niepowodzenie mógł się odegrać w Polsce.
Początek w Legii masz bardzo obiecujący. Zawsze miałeś takie wejście smoka do nowych drużyn?
– Za granicą zawsze. W pierwszym meczu dla Skonto Ryga zdobyłem trzy gole. W pierwszym spotkaniu dla Hapoelu Hajfa trafiłem dwa razy, to były kwalifikacje Ligi Mistrzów. W Polonii Warszawa też długo nie musiałem czekać na pierwsze bramki. No i w Legii. Oby tylko udało się tę passę podtrzymać (śmiech).
A jak to było z tym pierwszym karnym przeciw Ruchowi? To prawda, że Radović, choć nie był wyznaczony, sam się wyrwał do strzelania?
– Nie! Przed meczem nie było jasno powiedziane, kto ma pierwszeństwo. Skoro Radović chciał, to miał do tego prawo, choćby ze względu na długi staż w Legii. Ja strzelałem drugiego i też mi to odpowiadało. Lubię „jedenastki”. W ogóle przy takich strzałach się nie denerwuję. Tak już mam. To uderzenie dało nam awans do finału Pucharu Polski, więc radość jest ogromna.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Trwa mocny sprzeciw wobec reformy Ekstraklasy. Znów mówi się o 18 zespołach.
Tylko sześć klubów zgadza się na reformę ekstraklasy. Wiemy, które… Tymczasem pojawił się pomysł powiększenia ligi. Legia, Lech, Widzew, Pogoń, Piast i Śląsk popierają pomysł, by sezon został wydłużony o siedem kolejek, a liga po 30 kolejkach została podzielona na grupy mistrzowską i spadkową. Do przeciwników reformy dołączyło w środę Podbeskidzie. Dziesięć ekstraklasowych klubów podpisało już wniosek o zwołanie Walnego Zgromadzenia, które może zblokować zmiany. Według przepisów musi się ono odbyć w ciągu trzech tygodni od złożenia wniosku, przy czym kluby mają być o nim poinformowane nie później niż 14 dni przed datą Walnego Zgromadzenia. Tymczasem podczas środowego zarządu PZPN ponownie zaczęto dyskutować o alternatywnej reformie ligi, czyli powiększeniu jej do 18 zespołów. W kuluarach pomysł ten rozpowszechnia wiceprezes PZPN Roman Kosecki, który nazywa to rozwiązaniem kompromisowym.
Łukasz Piątek znów złożył wniosek o rozwiązanie kontraktu.
o końca tygodnia władze Polonii mają odpowiedzieć, czy podpiszą się pod dokumentem, które sporządza menedżer zawodnika Marek Citko. Na jego podstawie klub miałby zwrócić piłkarzowi część zaległych pieniędzy i zgodzić się na jego odejście latem. Jeśli prezes Czarnych Koszul Ireneusz Król nie przystanie na tę propozycję, Piątek i tak opuści Konwiktorską. W poniedziałek wysłał do Izby ds Rozwiązywania Sporów Sportowych wniosek o rozwiązanie kontraktu z winy klubu. Zawodnik ma do tego prawo, jeśli nie dostaje pensji od co najmniej trzech miesięcy. Piątek z takim wnioskiem już zwracał się do związkowych działaczy. 13 marca Izba miała się zająć jego sprawą. Jednak zawodnik licząc, że postawiony pod murem prezes klubu spłaci choć część zadłużenia lub przedstawi jakąś ofertę rozwiązania problemu, wycofał swój wniosek i postanowił nadal grać w zespole Czarnych Koszul.