W ekstraklasie zadebiutował przeszło cztery lata temu, ale dopiero teraz nadszedł jego czas. Skorzystał na kontuzji Szymona Pawłowskiego, ale dziś wypada zapytać, czy bardziej na niej nie skorzystało całe Zagłębie? Wychował się przy Mickiewicza, gdzie w podwórkowych meczach naprzeciw niego stał Arkadiusz Woźniak. Jak mówi, w Lubinie spalił za sobą mosty, jednak dziś już nie rozpamiętuje błędów z przeszłości. Zwłaszcza po takich bramkach, jak ta z Koronąâ€¦ Adrian Błąd w obszernym wywiadzie dla Weszło!
Jaki masz rozmiar buta?
42. Skąd to pytanie?
Jacek Krzynówek tłumaczył, że świetne uderzenie z dystansu zawdzięczał właśnie małemu rozmiarowi buta.
Może coś w tym jest, ale raczej nie w moim przypadku. Koledzy z szatni śmieją się, że jak na mój wzrost to mam proporcjonalnie największą stopę w drużynie (Błąd mierzy 165 cm – przyp. M.W.). Ten strzał z dystansu to cecha wrodzona i w końcu z Koroną to potwierdziłem. Z reguły zostaję po treningu, by oddać jeszcze ze trzy uderzenia. Dzień przed meczem, co strzeliłem to wpadało. Zszedłem do szatni i pomyślałem: jak w piątek nie wpadnie, to już chyba nigdy nie trafię z dystansu.
– Talent z odzysku – mówią o tobie w Lubinie.
Tego to jeszcze nie słyszałem, ale wiadomo, jak było. Wyjechałem na wypożyczenie do Zawiszy i co tu dużo mówić, to był przełomowy okres na mojej drodze. Otrzaskałem się z dorosłą piłką, po czym wróciłem do Lubina z jakimś tam bagażem doświadczeń. Ktoś powiedział, że wyjazd do Bydgoszczy cofnie mnie w rozwoju. Dziś mogę powiedzieć, że właśnie tam zrobiłem dwa kroki do przodu.
Trzy lata temu grałeś w jednym zespole ze Szczęsnym i Salamonem. Wygraliście z włoską młodzieżówką 1:0, właśnie po twoim golu. Gdy patrzysz, gdzie teraz są twoi koledzy, czujesz rozgoryczenie?
Na pewno jestem dojrzalszym piłkarzem. Wiadomo, ich kariery potoczyły się inaczej, ale i ja na swoją nie mam co narzekać. Zacząłem regularnie grywać i mam nadzieję, że zdążę jeszcze wyjechać za granicę. Wojtek już wtedy był w Arsenalu, Bartek nieco później zmienił klub na czołowy w Europie.
W ekstraklasie zadebiutowałeś cztery lata temu. Gdzie wówczas osiemnastoletni Błąd widział siebie w 2013 roku? Na pewno przez myśl nie przeszedł ci Zawisza Bydgoszcz.
Jedyne, o czym myślałem, to kolejne zwycięstwa dla Zagłębia. Nie myślałem, co będzie za jakiś czas. Liczyła się każda kolejna minuta spędzona na boiskach ekstraklasy. Teraz już niczego nie będę żałował i zapewniam, że Błąd dziś jest dużo lepszym piłkarzem. Gdybym miał siedzieć na ławce w pierwszej drużynie, a dzień później grać w Młodej Ekstraklasie, to dziś inaczej byście na mnie patrzyli. Wróciłem z Bydgoszczy, troszkę tam pograłem i chcę w końcu pomóc Zagłębiu. Tylko to się liczy!
Przez cztery lata szykowano cię na następcę Szymona Pawłowskiego. Coś przez długi czas nie pozwoliłeś Szymkowi wyjechać za granicę…
Wiesz, nie lubię tych porównań typu „następca Pawłowskiego”. Jeśli Szymon zostanie latem, to co wtedy? Znów pójdę na wypożyczenie? Dlatego nie chcę tak mówić. To nasz kluczowy zawodnik. Może zostać, może wyjechać. Jeśli zostanie, to wciąż będziemy konkurować o miejsce w składzie. Na pewno teraz, gdy wróciłem z Zawiszy, Szymek czuje oddech na plecach. Wydaje mi się, że wyłącznie media nakręcają tę presję. Nikt w szatni nie nazywa mnie drugim Pawłowskim.
Los bywa przewrotny. Gdyby nie jego kontuzja, do dziś czekałbyś na swoją szansę.
Nie odebrałem tego w ten sposób. Jeśli Szymek byłby zdrowy, drużyna wyszłaby na tym dużo lepiej. Ma kontuzję, a ja na tym skorzystałem, bo gram. Z drugiej strony jestem świadomy, że to dla nas duże osłabienie. My naprawdę straciliśmy bez niego wiele.
Sodówa w pewnym momencie uderzyła ci do głowy?
Nie, choć wiem, że niektórzy myślą: „o, zadebiutował gówniarz w ekstraklasie i od razu poprzewracało się w główce”. To jest śmieszne i zapewniam – nigdy nie miałem z tym problemu. Niech zapytają trenerów, którzy mnie prowadzili. Ja i moja rodzina nie odczuliśmy tego.
Piłkarze – po debiucie w ekstraklasie – z reguły kupują auto. Ty z kolei sprzedałeśâ€¦
(śmiech) Rodzice nie nalegali, ale przyznam, że w tamtym momencie samochód był mi zbędny. Miałem blisko na stadion, zatem po co? Nie wiem, może i mnie fantazja troszkę poniosła? Pieniądze zainwestowałem w rower. Kolejne auto kupiłem dopiero, gdy odchodziłem na wypożyczenie do Bydgoszczy. Czymś w końcu musiałem tam dojechać.
A jeszcze kilka lat temu mówiłeś, że jako młody gość miałeś bzika na punkcie fajnych samochodów.
Lubię szybkie auta, ale wciąż pozostaję bez większego doświadczenia za kierownicą. Poza tym jeszcze nie nadszedł ten okres, bym musiał inwestować w drogie fury. Mam inne plany i na tym należy się skupić. A szybkie, nowe auto? Może kiedyś przyjdzie na to czas.
Ponoć, gdy spadł śnieg porzuciłeś rower i na treningi dojeżdżało się Pandą mamy.
Skąd wy wiecie takie rzeczy? (śmiech) Panda jest dalej, tylko przejęła ją siostra! Oj, swego czasu była bardzo przydatna. Zaraz po przenosinach do Bydgoszczy – wraz z Pawłem Oleksym – rzucaliśmy się tam właśnie samochodem mojej mamy.
Jak na zaplecze ekstraklasy masz całkiem niezłe statystyki. 51 meczów, 18 goli, kilkanaście asyst i jeden odkurzacz.
Będzie się on za mną ciągnął już do końca kariery. Komukolwiek bym udzielał wywiadu, zawsze poruszany jest ten wątek. Co tu zrobić? No, dostałem odkurzacz, to z niego korzystam (śmiech). Nie ma co wybrzydzać. Dodam jeszcze – jest w domu, używam go i całkiem nieźle sobie radzi.
Po świetnym sezonie w Zawiszy, latem zarzucano ci, że bałeś się wrócić do Lubina. Wolałeś ciepłą miejscówkę w Bydgoszczy, gdzie miejsca w pierwszym składzie mogłeś być pewnym.
Na pewno tak nie było. Przecież po sezonie do Zawiszy zjechało kilku poważnych graczy, jak Daniel Mąka. Nie grał w ataku, tylko rywalizował ze mną o miejsce na skrzydle. I co, on nie miał być dla mnie poważną konkurencją? Mówić, że bałem się wrócić do Zagłębia, to tak jakbym nie szanował Daniela Mąki. Na pewno nie! W Lubinie jasno mi powiedzieli: „Będziesz miał ciężko”. A ja jestem takiego zdania, że po co siedzieć na ławce, skoro można się rozwijać. Jeśli przesiedziałbym w Zagłębiu rundę jesienną, teraz pewnie chcieliby mnie gdzieś wypożyczać. Taka jest prawda. Te półtora roku w Zawiszy pozwoliło mi podjąć rękawice z Szymkiem Pawłowskim.
Ale to jest niepoważne. Skrzydłowy, co w sezonie strzela 14 goli, najlepszy piłkarz I ligi, młody, z perspektywami, decyduje się na kolejną rundę w Bydgoszczy.
To znaczy… Długo nad tym myślałem. Każdy chce grać w ekstraklasie, tego nie ma co ukrywać. Ale w Bydgoszczy odbudowałem się, miałem pełne zaufanie trenera, prezesa i kibiców. Myślę, że to zaważyło. Także chciałem zrobić awans z Zawiszą. Przed sezonem 2012/2013 pojechałem na obóz z Zagłębiem. Z trenerem uznaliśmy, że jeszcze jest dla mnie za wcześnie. Grałem regularnie w pierwszej lidze. Powiem tak… Jak Szymon Pawłowski był zainteresowany odejściem zimą, to wtedy tak naprawdę wszystko się odwróciło. Od razu pojawiły się plotki o moim powrocie. Myślę, że te jego słowa o transferze, rozwiązały tę sprawę.
Wracasz, a tu Pawłowski zostaje.
No właśnie i żeby mnie znowu nie chcieli wypożyczać (śmiech). Szymek może grać na różnych pozycjach, ja tak samo i tu widzę swoją szansę.
Przed sezonem chciały cię Pogoń Szczecin i Piast Gliwice. Zadecydowały wyłącznie koniugacje kibicowskie?
Nie. Jeżeli chodzi o Pogoń, to była tylko jedna rozmowa. Działacze byli zainteresowani moim pozyskaniem, ale temat upadł. Z Piastem z kolei nieco poważniej. Trener chciał mnie. Ale co zadecydowało? Tam, gdzie czułem się dobrze, miałem większy komfort grania. Ale to Ekstraklasa, dlatego długo się wahałem. Myślę, że osoba prezesa Osucha miała największy wpływ. Świetnie się z nim dogadywałem. A z drugiej strony, strzelasz czternaście goli na zapleczu, i z automatu pojawia się zainteresowanie ekstraklasy. To musiała być przemyślana decyzja.
Jednak w Szczecinie, czy Gliwicach takich szalików jeszcze nie szyją.
Pokazujemy Adrianowi poniższe zdjęcie.
Przyznam, że wielu miejscowych doradziło mi wyjazd do Bydgoszczy. Zawisza sympatyzuje z Zagłębiem i z tego powodu moja aklimatyzacja też przebiegła sprawniej. Przy bydgoskiej publiczności grało się lepiej niż w przypadku wypożyczenia do innego klubu. Z koszulką Zagłębia pod spodem jednak nie grałem.
Małecki z Lubina, tylko w głowie lepiej poukładane.
Tego już nie będę oceniał, bo Patryka nie znam. Jestem kibicem Zagłębia, jeździłem na mecze od małego, z trybun oglądałem ostatnie mistrzostwo Polski z 2007 roku. Ja, czy Arek Woźniak… To normalna kolej rzeczy.
Jesteś jeszcze młody, ale w przyszłości to afiszowanie się z klubowymi barwami może ci nieco przeszkodzić. Minie kilka lat, a na krajowym podwórku do wyboru będziesz miał Arkę Gdynia czy Zawiszę.
Znaczy się, nie… Jeśli miałbym się rozwijać i pojawiłaby się oferta z dobrego klubu, na pewno bym rozmawiał. To nie jest tak, że miałbym je automatycznie odrzucać. Taki jest nasz zawód. Chciałbym grać dla Zagłębia, jak najlepiej, zdobywać kolejne mistrzostwa Polski i tak dalej. Mam nadzieję, że to się stanie. Ale to jest zawód. Tak bywa, że jeśli w tym klubie nie wychodzi i nie można osiągnąć czegoś więcej, swoją drogę szukamy gdzie indziej.
Zagrałbyś kiedyś dla Śląska Wrocław?
(śmiech) Ale czekałem na to pytanie! Haha, powiem, że nie, to zaraz się zacznie… Bardzo delikatne pytanie.
Tak, czy nie?
Nie, raczej nie.
Bartosz Bereszyński też tak mówił.
Ale Legia nie jest regionalnym rywalem Lecha.
Ich mecze nazywane są derbami Polski…
O spotkaniach Śląska z Legią też można tak powiedzieć. Zgadzam się z tym, co zrobił Bartek. Zagłębie – Śląsk to już derby regionu. Dopiero w Warszawie na „Beresia” tak naprawdę postawiono. Rozmawiałem z nim o tym. Trener Urban zadzwonił, powiedział, że widzi go w swoim składzie. Zresztą gra teraz, także wybrał dla siebie lepszą opcję. Może i w przyszłości zastąpi Piszczka?
Na jednym podwórku wychowywałeś się z Arkiem Woźniakiem, razem przeżywaliście ostatnie mistrzostwo Polski. Zatem on w meczach podwórkowych był Chałbińskim, ty Łobodzińskim?
Nie no, prędzej wzrostem to przypominam Maćka Iwańskiego. Arek wolał być Włodarczykiem, ma do niego ogromny szacunek. Tyle, co on goli strzelił w ekstraklasie… Mówią, że drewniany, a przecież pukał do Klubu Stu.
Po osiedlu Mickiewicza chodzisz z podniesioną głową? Wiesz, jaką ma opinię?
Ł»e nienajlepsze? Dlaczego miałbym nie chodzić z podniesioną głową, skoro mieszkam tam od urodzenia. Miałem pięć lat to mogłem czuć strach, nie teraz. Czy najgorsze? Czasy już się trochę zmieniły, jest już nieco inaczej.
Także masz plecy na mieście?
Wiadomo, jak każdy (śmiech).
Jednak po wyprowadzce od rodziców zostałeś na tym osiedlu.
Jestem z nim zżyty, mieszkam tam całe życie. Teraz tak myślę i nie wyobrażam sobie innego miejsca, gdzie mógłbym mieszkać w Lubinie. Arek Woźniak tak samo. Wyprowadził się od rodziców i znów mieszkamy na jednym podwórku. Czego chcieć więcej? Blisko do rodziców, blisko na stadion.
Fakt, że wychowywałeś się z rodzicami pomógł ci w przygodzie z piłką? Znamy realia internatów, chociażby tego z Poznania.
Wiesz, nawet jakbym chciał to rodzice nie dopuszczali takiej możliwości. Koledzy wchodzący do Zagłębia zamieszkiwali tam od wieku gimnazjalnego. Łatwe to nie było. Nowe otoczenie, rodzice tylko na telefon. Musieli sobie sami poradzić. Na pewno nie było też nad nimi odpowiedniej kontroli. Mogli sobie pozwolić na więcej niż ja. Gdybym poszalał za dużo, zaraz ojciec by mnie przytemperował. W internacie troszkę to inaczej wyglądało. Myślę, że i co innego było bardzo ważne. Zostałem z rodzicami do momentu gry w pierwszym zespole. Dziś mam od nich wielkie wsparcie, mogę porozmawiać o wszystkim. Doradzali mi w kwestii Zawiszy, wiedziałem że mogę na kogoś liczyć. Koledzy z internatu już mieli utrudnione relacje. Na pewno im to nie pomogło.
Zdobyliście mistrzostwo Polski juniorów, ale z tej drużyny karierę zrobili wyłącznie zawodnicy urodzeni w Lubinie. To też o czymś świadczy. Ty, Woźniak, Adrian Rakowski…
No tak, i jest jeszcze Damian Dąbrowski, który poszedł na wypożyczenie do Cracovii. Trudne pytanie. Większość gra w II lidze w Polkowicach. Nie każdemu wyszło, choć każdy marzył o ekstraklasie. Los bywa przewrotny. Przecież kilku w ogóle skończyło grać w piłkę. Teraz prowadzą troszkę inne życie. Wiesz, co? Ja miałem na tyle szczęścia i muszę zrobić, jak najwięcej, by jeszcze się rozwijać. By jak najdłużej reprezentować barwy Zagłębia.
Nie jest tajemnicą, że na miejsce imprez najczęściej wybieracie klub Seven w Legnicy.
(śmiech) Tego pytania się nie spodziewałem.
Doszło kiedyś do jakiś nieprzyjemnych sytuacji między tobą a przykładowo kibicem z innego klubu?
Coś takiego nie, ale swego czasu zrobiono nam zdjęcie.
Komu?
To znaczy, głównie z piłkarzy tylko ja byłem na tym zdjęciu.
Rozumiem, że było już późno…
Raczej w dzień tam nie chodzę. Spotkała mnie taka, a nie inna sytuacja, a później, że tak powiem, było nerwowo. Na szczęście – zaraz po tym – pojechaliśmy na Lechię i wygraliśmy 1:0. Taka mała rehabilitacja. To było „wkupne” do drużyny. Także i moje, bo dołączyłem wtedy do składu. Spotkałem koleżankę ze szkoły i ustawiłem się z nią do zdjęcia. Nawet nie wiedziałem, że to jakiś oficjalny fotograf z Seven. Dzień później wchodzę na Facebooka, przeglądam fotki, a tam ja. Myślałem, że nikt o tym nie wie. Poszedłem na trening, jakby nigdy nic, a tu w szatni przyklejone zdjęcie Błąda z klubu. U trenerów to samo…
Jak zareagowało Zagłębie?
Przyznali, że troszkę wbiłem sobie nóż w plecy. Co zrobić? Byłem wtedy najmłodszy w drużynie i akurat padło na mnie. Spaliłem za sobą mosty. Przez dłuższy czas w ogóle nie grałem. Później przyszedł trener Urban, ustawił mnie gdzieś na prawej obronie i po jakimś czasie wyjechałem do Bydgoszczy. Po tej sytuacji w Legnicy miałem nieco pod górkę. Trzeba było pójść na wypożyczenie. Miło wspominam okres pracy z trenerem Smudą. Zresztą, koledzy z szatni śmiali się, że Smuda to mój dziadek. Ł»e tak wpatrzony we mnie, dostaję tyle szans. Dla mnie jego odejście do reprezentacji było dużym ciosem i w jakimś sensie zahamowało moją karierę. Może w to nie uwierzysz, ale przy tym człowieku nauczyłem się naprawdę dużo!
Już się pilnujesz? Zamiast piwa, drinki?
Pilnuję się, to fakt. Tak naprawdę to grając w Zawiszy nigdzie nie wychodziłem. Nie zwiedzałem miasta późną porą. Nikt mnie na niczym nie przyłapał, po prostu trenowałem. Tak jak mówię, po sytuacji w Legnicy było nerwowo. Nie chciałem psuć sobie opinii. Zaraz, by mówiono, ze jestem imprezowiczem. Tak jak o niektórych – że grają dobrze w piłkę, ale po meczu przez trzy dni ich nie ma.
Ale i jesteś już bardziej rozpoznawalny. Dziś kolejka do szatni na dyskotece cię nie obowiązuje?
Co to, to nie. Różne sytuacje miały miejsce, ale w kolejce stoję normalnie (śmiech). Jesteśmy normalnymi chłopakami i jeszcze tak na dobrą sprawę, niczego w życiu nie osiągnęliśmy. Jakbym był Messim, to może i kolejkę bym ominął.
Rozmawiał MICHAŁ WYRWA
