Misiek Koterski: Nie spina się tylko Świerczewski, bo ma wszystko w dupie

redakcja

Autor:redakcja

22 marca 2013, 10:09 • 19 min czytania

O Hajcie, Świerczewskim, „Majdanim”, Smudzie, Wasilewskim, o nadętej Masłowskiej i klasie Michnika, o tym, jak przyćmił Samuela Eto’o i środowiskowych ustawkach z paparazzi. O piłkarskiej pasji i show-biznesie, który często bywa iluzją – w rozmowie Michałem „Miśkiem” Koterskim, aktorem i prezenterem telewizyjnym, a prywatnie kibicem فKS-u فódź.
– Trochę nas ostatnio zaskoczyłeś. Śnieg napieprza, a ty na stadionie oglądasz początek rundy wiosennej. Co cię takiego skłoniło?
No kto mnie mógł skłonić? Giorgio Majdani mnie skłonił. Mówi: wpadaj, będzie fajnie, dużo znajomych z Wybrzeża przyjechało. Ja na mecz lubię chodzić, kiedyś chciałem być piłkarzem, ale mama powiedziała, że to sport dla idiotów, więc żebym o tym zapomniał. Pchała mnie na tenisa, długo w niego grałem, a w piłkę miałem iść do ŁKS-u, ale byłem zawsze chudy, zerwałem więzadła i się skończyło. Nie mogłem przez pół roku wyprostować kolana. Nie grałem ani w tenisa, ani w piłkę. No, ale pasja pozostała. Kiedy mogę iść na mecz, to idę. Szkoda, że tym piłkarzem nie zostałem, zawsze patrzę na nich z taką lekką zazdrością, że jest to coś fajnego. To jest pasja. Przychodzi taki Tomek Hajto, do ŁKS-u w wieku 35 lat i jest najlepszy na boisku. Wiedział, że nie może odpuścić, bo patrzą na niego młodzi. Lubię patrzeć na takie historie. Na pewno Gianni przydał nam się bardziej niż Świerczewski. Jak zobaczyłem, że Świr bierze klub, moja reakcja wyglądała mniej więcej tak: oho, będzie się działo.

Misiek Koterski: Nie spina się tylko Świerczewski, bo ma wszystko w dupie
Reklama

– Nie przepadasz za nim?
No co wy! Bardzo go lubię, ale po prostu widziałem, jak się angażował w granie dla فKS-u. Miałem porównanie pomiędzy nim a Hajtą, o którym w skrócie można mówić – klasa sama w sobie. A Świr? Kiedy Hajto zajmował się grą, Świr wolał wybierać numery do Hiddinka i Avrama Granta.

– Znasz trochę tych piłkarzy, przebywasz z nimi. Kto rzuca najlepsze anegdoty?
Wiecie, najciekawiej to gada Radek Ł»ydkalski. Tzn. Michalski, ale wiecie, jaka musi być geneza ksywki. Tyle, że te całe hasła o „Ł»ydach” tak naprawdę w Łodzi nie mają zabarwienia antysemickiego. Ale nieważne, do rzeczy – siadamy z Ł»ydkalskim w wakacje i lejemy ze śmiechu. Kiedyś opowiedział mi, że Grzesiu Lato wpada do szatni Widzewa w kryzysowym momencie i mówi: – Panowie, lepiej nie będzie, ale za to śmieszniej. Ha, oto cały Lato. Albo Smuda… Tylko, czekajcie. Zadzwonię, żeby nie spalić.

Reklama

***

– No witam, Radosław Ł»ydkalski… Witam, musisz mi na szybko opowiedzieć tę historię ze Smudą, jak poszedł do szatni… Dla chłopaków z Weszło. Opowiadaj… Mają do ciebie numer? A, przepraszam, Radosław Ł»ydkalski, zapomniałem. Twój numer ma nawet ten, Beckenbauer… Ty się nie baw w Świerczewskiego, bo on ma do wszystkich numery, ale nikt nie ma do niego…

***

Dobra, już mam. Było tak: właścicielem Widzewa był Grajewski i Koussan, czyli kurczę Arab. Przychodzi do Widzewa, przychodzi do szatni i zaczyna przedstawiać Smudę. „Dobry wieczór, to jest wasz nowa trenera, Franciszek Smuda”. A Smuda tak: „Dobry wieczór, jestem wasz nowa trenera, Franciszek Smuda”. No więc macie wszystko na temat Smudy. No i takich historii Radek mógłby sypać jak z rękawa. Ja to płaczę, jak on opowiada. Śmieję się teraz, że jest baronem Wybrzeża, ale on ma na wszystko wyjebane. Naprawdę jeden z najinteligentniejszych piłkarzy, jakich w życiu spotkałem. W ogóle lubię te piłkarskie historyjki, tyle śmiesznych rzeczy się dzieje, że jak tu nie lubić tego środowiska. Często jeżdżę dlatego na Amber Cup, w którym udział brał np. Geworgian, Grosicki, Świerczewski.

– Mocna ekipa hazardowa!
Tego nie chciałem mówić (śmiech). Hazard to akurat nie mój konik, mam inne słabości. Ale dobra, skupmy się na turnieju. Wiecie, grali na nim byli gracze Lecha, فKS-u. Drużyna Gwiazd kontra Drużyna Artystów. Naprzeciwko Michalski czy Giorgio Majdani. A u mnie na ławce trenerskiej Tomek Iwan, do którego podchodzę: – Dawaj mnie na boisko! Ale wredny nie chciał, bo byłem już trachnięty. Tyle, że dostajemy kosmiczne baty z 0:16 i znowu go nękam: – Kurwa, uwierz: wejdę, myknę wszystkich i walnę bramę!

Wpuścił mnie z litości… 5 minut do końca, pogrom. A ja myk, myk, buda! I wyskoczyłem w powietrze, hala oszalała. I drę się do Tomka: – No i co? Mówiłem, dawaj mnie od początku. A wiecie co najlepsze? Dopiero przez naszą rozmowę dowie się, że się umówiłem z rywalami, żeby mnie puścili i dali strzelić. Tyle, że akurat piłka dobrze mi siadła i wyglądało, że nie mieli nic do powiedzenia. Na trybunach szał!

– Szał na tego typu imprezach to jest dopiero potem, na bankiecie. Ale dobra, zostawmy to na razie. Z innej beczki – spotkałeś kiedyś piłkarza, który okazał się być totalnym debilem? To chyba nie takie trudne w tym środowisku.
Powiem wam tak: nie chcę operować nazwiskami, zachowam je dla siebie. Nie mam celu w obrażaniu. Wiadomo, wielu gości posługuje się monosylabami. Postawić ich przed kamerą, a tam: – Eee, uuu, yyyy, aaa. Nikt nie jest w stanie zrozumieć tego bełkotu. Ale dobra, grunt, że gość ładuje do siatki. Dajmy spokój debilom, naturalnie i z nimi miałem kiedyś styczność. W dodatku jeden z nich wybornie grał w piłkę. Ale zahaczyliśmy o wywiady, z tych śmiesznych przychodzi mi na myśl tylko klasyk: – On go, kurwa, kopał, uuu, bramka była, powiedz mi, była?

– Majdan z Wisły w Canal+. Piękne. Ale nie śmiałeś się bardziej z jego występów w Telewizji Rolniczej i produkcji perfum?
Giorgio Majdani miewa nietrafione pomysły, bo nie znam nawet nikogo z perfumami Davida Beckhama. A to niebo a ziemia. Oj Giorgio, Giorgio. To dość zabawne, ale z drugiej strony – są ludzie, którzy przepierdalają hajs, idą w ogień. On przynajmniej ma jakąś ambicję, bo przecież nie robi tego wszystkiego dla pieniędzy. Bo jak je niby zbijać na takich wynalazkach? Giorgio ostatnio założył zespół, ale ewidentnie po to, by spełnić swoje marzenie. Czemu nie? Dla odmiany mój ojciec zawsze chciał śpiewać i niedawno przypadkiem zerknął na ulotkę chóru kościelnego… i się do niego zapisał. W wieku 68 lat. Robi to dla satysfakcji, tak jak Radek. Prawdę mówiąc, kurcze, nie wnikam już w jego piłkarskie historie. Majdani jest Majdani! Majdanim zawsze będzie. Wolę z nim gadać na inne tematy.

– Czyli o piłce chętniej np. z Michalskim.
On ma wybitną pamięć do jakiś wszelkich nienormalnych anegdot, które przeżył na własnej skórze. Niby się spotykasz czasem w większym gronie, ktoś w pewnym momencie powtórzy to, co znasz, ale beka dalej jest potworna. Mati Borek potrafi czasem powiedzieć coś bardziej patetycznego, kiedy się z nim widzę. Bo jest niesamowicie rzetelny, żyje ogólnie sportem – nie tylko piłką – i ma o czym gadać, wszystko śledzi na bieżąco od środka. Długo go nie doceniałem jako komentatora. Bo wiecie, Szpakowski i Szaranowicz mają te swoje głosy, tworzyli kiedyś atmosferę nie do pobicia. Tyle, że w tej pracy trzeba non-stop się czemuś poświęcać, tak jak to robi Borek, nie zwalniając obrotów. Interesować się wszystkim.

– Nie wszystkim dziennikarzom to się udaje. 42. minuta pierwszej połowy na Legii to znak, że trzeba się zwijać na darmowy gulasz.
O, to jest temat rzeka, świta mi podobna historia. Festiwal filmowy w Gdyni. Zapraszam swoich znajomych, wszystko super, wbijamy na bankiet. Do grona naprężonych bohaterów czerwonych dywanów: Stuhra, Rosati, Wajdy. Wpadamy pół godziny po rozpoczęciu imprezy, a na sali nie ma już w ogóle wódy! Wszystko wychlane. Znajomi mówią: – No czegoś takiego to my nie widzieliśmy. Mieli kontrast, skoro ci sami bohaterowie parę godzin wcześniej wzruszeni nadawali w blasku fleszy: – Dziękuję rodzinie, sąsiadowi, kochankowi mojej żony, psu, kotu i wszystkim, którzy we mnie wierzyli. Jakie to wesołe.

– Wkurwia cię pudelkowate podejście do zawodu? Np. kilka tygodni temu karmiono ludźmi zdjęciami, jak Ł»ewłakow kupuje fajki w kiosku Ruchu. Jakiś absurd.
Ja przeżyłem szczególnie etap tego całego Pudelka. Kiedyś miałem dość naiwne, dziecięce spojrzenie na ten świat. Wszystko wydawało mi się idealne, dopóki nie zetknąłem się z bezkarnym „Faktem” i „Super Ekspressem”. Robili z człowieka szmatę, a ja załamany nawet nie chciałem walczyć z wiatrakami. Teraz postawiłbym opór. Ale wtedy było tak: ledwo wchodzę w ten światek, a tu robią mi zdjęcia kiedy wyjmuję w kawiarni flak z herbatą z kubka. A co potem? No oczywiście okładka „SE”, kurwa, że Koterski to ćpun. A woreczek z herbatą zamazany jakimś ziarnem. Ł»eby jeszcze capnęli mnie na gorącym uczynku, jak wciągam krechę. Wtedy nie miałbym pretensji, no ale… żeby tak ściemniać. Litości. Mnie to już nie dotyka, ale działało zawsze na mamę i resztę rodziny. Bliscy przeżywali takie pomówienia, a znajomi… mieli pretekst, żeby się odezwać po dłuższym czasie milczenia.

– I co mówili?
Odtworzę z głowy przebieg rozmowy: – Słuchaj, widziałem cię na pudelku! Tu, tam, strona główna. Najebany i tak dalej!
– No, słuchaj, fajnie, że się odzywasz po paru latach, co tam u ciebie?

Zdarzało się, że tak mi właśnie przypominano to, od czego chciałem się odciąć. Ale Nina Terentiew powiedziała mi raz: Michał, jest tylko jedna droga ratunku – przestań to czytać! I przestałem. Zrozumiałem, że ludzie w każdym kraju potrzebują obrzucania błota dla poprawiania własnej samooceny. I później czytamy, że ktoś po latach tłucze żonę, inny skurwysyn jechał najebany samochodem, a Maryśka dostaje po piździe w domu, bo dziecko płacze za głośno. Tyle, że i tak to wszystko ewoluuje – teraz królują ustawki z paparazzi.

– Cichopki, nie Cichopki i inne dupy.
Zdziwilibyście się, gdybym pojechał nazwiskami. No ale nie mogę, nie napierajcie. Piłkarze też są na tej liście. Kiedyś poznałem niejakiego Przemka Stoppę, fotografa. Zasłynął kilkoma mocnymi zdjęciami: Wałęsowa najebana z kluczykami, Foremniakowa pisząca do Maseraka siedząc przy mężu i dzieciach, choć paliła głupa, że z nim nie jest. No i ten któregoś dnia… tenże Przemek nawinął mi się pod nogi. Pojechałem na jeden festiwal robić coś dla Kuby Wojewódzkiego, a ojciec przy okazji wystawiał „Dzień Świra”. Nie wiedziałem o tym, że na miejscu krążyło tylu paparazzich. I nagle podchodzi jakiś łysy gość, kurwa, z wielką lufą, który okazał się obiektywem i mówi: – Słuchaj Michał, czaiłem się na ciebie, ale jesteś w porządku, nie będę robił ci świństwa. Miło pogadaliśmy, a ja zobaczyłem to, co mnie wtedy zdruzgotało. Zdjęcia z ustawek. Urodziny córki i inne prywatki. Czym jest zatem showbiznes? Iluzją. Tyle, że potrzebną opinii publicznej, bo ludzie lubią afery.

– Twoje życie zmieniło się tak po „Dniu Świra”?
Właśnie nie. Zadecydował udział u Kuby Wojewódzkiego w programie. On mi to wszystko z góry wyjaśniał, ale ja nic nie rozumiałem. Przynajmniej na początku, kiedy twierdził: – Proponuję ci pracę, ale wiedz jedną rzecz. Kino i telewizja to dwa różne światy. Do tej pory ktoś krzyknął na ciebie po imieniu lub zawołał „jak tatuś zrobi dziubek, to nie ma chuja we wsi”. Ale telewizja ma taką oglądalność a nie inną i przekracza się pewien próg popularności i… nagle nie ma powrotu. Nie wyłączysz tego pilotem. Tak skończyła się moja prywatność, bo straciłem możliwość spokojnego wyjścia do knajpy z kobietą bez unikania dziwnych sytuacji. Typu – kilku gości nagabuje: no napij się, napij. A jak nie chcesz, to słyszy, że ci, kurwa, odjebało. Ludzie sięgają po ciebie jak po produkt z półki i w pewnym momencie zrozumiałem słowa Kuby.

– Dalej cię to męczy?
Udało mi się przyzwyczaić, ale jednego dnia idziesz z rana po bułki z zaropiałymi gałami i chcesz tylko w jednej chwili zawrócić do domu, bo nie możesz normalnie zrobić zakupów na śniadanie. Bo jakaś baba będzie liczyć, żebyś poskakał przy niej na jednej nodze. No i jeszcze te nieszczęsne knajpy i wołanie: – YYY, MISIEK, SIEMA, UUU!!!

Tak to wygląda w skrócie. Są momenty, że się wkurwię i kogoś zjebię, ale potem mi głupio.

– Widzieliśmy kiedyś, jak potwornie przejechałeś się po jednym gościu, który pytał cię o uzależnienia od dragów.
Aaa, mówicie o tym typie, który łazi z mikrofonem i robi rozmówki dla jakiegoś plotkarskiego portalu. I zawsze będzie tam robił, nigdy nie pójdzie wyżej, bo jest typową mendą najgorszego sortu. Ł»eruje na prymitywnych zagraniach. Kiedyś machnął wywiad z Wojewódzkim, gdzie podawał się za dziennikarza „Wyborczej”. Nigdy nie ujrzało to światła dziennego. Przykład typa, który przekracza wszelkie granice.

– Twoja rozmowa z nim przypomniała mi trochę reakcję pilota twojego sobowtóra – Roberta Kubicy – na pytanie dziennikarza o fatalny stan ręki kierowcy. Pilot odparł, że ufając plotkom, pan redaktor ma wielkiego kutasa.
I to jest właśnie bardzo fajne! Zajebiste. Są ludzie, którzy są za tobą. Jest jakaś solidarność. Wiadomo, każdy szuka taniej sensacji, ile można pytać ciągle o tę rękę, skoro było już na jej temat wystarczająco wyczerpujących informacji. Kiedy szedłem do Wojewódzkiego, każdy wiedział o moich problemach z narkotykami. Poprosiłem więc, żeby nie drążyć tematu. Kuba to uszanował. Swoją drogą – skoro każdy i tak wiedział, jak jest, miałem pewne ułatwienie w swoim życiu. Dajmy na to newsy: ktoś się upodli, walnie gdzieś dzwona i jest afera. A jak ja się najebie – żadna nowość, także w gazetach.

– Czytasz jakąś prasę sportową?
W zasadzie to ja w ogóle nie lubię czytać (śmiech). Moja rodzina to fanatycy sportu, od nich dowiaduję się niektórych smaczków: co, gdzie, kto, kiedy. I tym sposobem jakoś tym żyję. Wiadomo, w telewizji wybieram Canal+ czy inny Orange Sport. Nie zamykam się na inne dyscypliny poza piłką, J&S Cup zrobił na mnie wielkie wrażenie u nas w kraju. 10 zajebistych tenisistek… To było coś niesamowitego.

– Dziwne, że żadna stacja nie wpadła na pomysł, żebyś na jakimś evencie wcielił się w dziennikarza sportowego, porobił jakieś rozmówki i zerwał ze sztampą.
No tak, da się zauważyć, że dziennikarze i piłkarze mają swoje stałe pytania i odpowiedzi. Brakuje luzu, jakiejś swobody. Kiedyś ruszyłem, pracując u Kuby, na rozdanie Nagrody Literackiej Nike. Poszedłem w bluzie Nike i z piłką do kosza. A tam wiadomo, nadmuchane towarzycho, bo przecież jakiś panicho napisał tomik wierszy czy chuj wie tam czego. No i do rzeczy, nikogo tam nie znałem i krążyłem z tą piłką jak oszołom. – Słyszałem, że to impreza Nike i będą najlepsi koszykarze! – zaczepiałem. Stoi ta Masłowska, niby fajna. Autorka „Wojny polsko-ruskiej”. Podchodzę i mówię do niej: – A ty gdzieś grasz? Czy tylko jesteś dziewczyną jakiegoś koszykarza?
– Ja nie będę z tobą rozmawiała, jesteś prymitywem – odburknęła i poszła. Reszta oburzała się w podobny sposób, aż tu nagle wychodzi Michnik. Podbiegam i krzyczę: – JESTEŚ! Wreszcie dorwałem trenera Chicago Bulls, podpiszesz mi piłkę? A on na to: – Oczywiście.
No i to jest klasa sama w sobie, bo są ludzie, do których nigdy nie dotrzesz. Ale można próbować, często się udaje.

– Z czego to wynika?
Zdarza się, że z braku cierpliwości, bo do każdego trzeba znaleźć klucz. Nie każdy jest otwarty. Czasem myślę o kimś: ja pierdolę, jaka ta osoba jest dziwna. Ale stary mi tłumaczył: – Kurcze, słuchaj, nie każdy musi być jak ty. Spokojnie. To, że ty wleziesz wszędzie i zaczepisz każdego nie znaczy, że znajdą się tacy sami. Rozumiecie, czasem w ludziach pojawia się ten instynkt samoobronny. Idzie ci chłop na wywiad i w myślach powtarza: – Kurwa, cóż nowego oni będą ode mnie chcieli, muszę uważać na każde słowo, bo kumple przeczytają, żona też. Może być kicha.
Na zachodzie wszyscy mają speców od PR-u, którzy dokładnie wiedzą, co mają mówić, żeby sobie nie zaszkodzić. Mało kto umie stworzyć sobie jakiś wizerunek. Tomek Iwan coś tam próbuje, z lepszym skutkiem udaje się to naturalnie Majdaniemu…

– …Który w Polonii jako jeden z niewielu u Wojciechowskiego był nietykalny.
A on do tej Polonii to podchodzi na luzie. To jest właśnie przykład pozytywnej osoby. Z luźnym podejściem, choć – wiadomo – nie każdy go lubi. I sam Majdani zdaje sobie z tego sprawę. Gość był z Dodą, ma markę Giorgio Majdani, ma cokolwiek. Dba bardzo o swoje otoczenie. Zrobił jakiś teledysk, to zaprosił tylu znajomych, że martwił się tylko, jak ich w nim jakoś upchnąć. Ł»eby nikt nie był pokrzywdzony, niezadowolony. Uwierzcie mi, chłopak ma energię i jest profesjonalistą. Nawet jak idzie pokopać na plaży, w piachu. Zakłada te swoje wesołe chusty, ale po chwili zapierdala aż miło. Jak na meczu ligowym. Majdani jeb piłkę do Iwana, a ten wali z przewrotki jak Brazylijczycy. Piękne. I taką spinkę jestem w stanie zrozumieć, bo byli piłkarze mają rywalizację we krwi. Taka ich natura. Nie spina się tylko Świerczewski, ale ten to już kompletnie ma wszystko w dupie.

– Mówiłeś kiedyś, że zacząłeś grać w filmach, bo łatwiej jest wtedy wyrywać laski. Tak się zastanawiam: łatwiej jest na aktora czy na piłkarza?
Na piłkarza o dziwo jest lepiej kogoś wyrwać, ale na laski typu głowa – piłka, a w środku tylko powietrze, dętka. Zależy, kto, co lubi. Powiem, ci, kurczę, że całą szkołę przestałem pod ścianą w sali gimnastycznej na dyskotekach i tak się zastanawiałem: „kurwa mać, co ci moi koledzy tak podchodzą i co oni tym dupom tam gadają. Całe życie się zastanawiałem. Po „Ajlawiu” dalej stałem pod ścianą, ale one już same przychodziły i po jakimś czasie zacząłem się ich pytać: powiedzcie mi tajemnice, co ci goście tam do was gadają? A one mówią: za każdym razem te same pierdoły i bzdury. Po prostu podchodząâ€¦ I to wystarcza. Kobiety lubią, jak się nimi interesujesz, a co tam do nich gadasz, to nawet tego nie słuchają. Ale jak już padło porównanie film – piłka, to te środowiska się przenikają. Piłka to też jest show-biznes, wielkie pieniądze. Umówmy się, polski show-biznes jest niszowy. O gwiazdach można mówić w Hollywood, ale nie u nas, bo to zakrawa na kpinę. Gwiazd nie będziemy mieli, bo nas na to nie stać. A piłka polska ma to, że ci piłkarze grając poza polskimi klubami są gwiazdami nietykalnymi, jak Lewandowski czy Wasilewski, który jest moim ulubionym piłkarzem, bo znam go prywatnie bardzo dobrze wiem, ile przeszedł.

***

Głos z boku: – możemy sobie zrobić z panem zdjęcie?

– Jasne.

***

O, mam anegdotę. Jadę na mecz Barcelony z Wisłą Kraków. Wchodzę tam na dół do sklepiku, wiadomo wszyscy żyją, koszulki, gadżety itd. Akurat w sklepiku była też koszulka Celticu Glasgow, pomyślałem, że kupie, bo podobały mi się te zielono-białe pasy. I tak stoję z tą koszulką, a podchodzi do mnie kolejka Polaków, którzy przyjechali na mecz. Robią sobie ze mną zdjęcia po kolei, trochę ich było, a obok, kilkanaście metrów dalej wchodzi Barcelona, Henry, Eto’o itd. Patrzą na tę kolejkę i myślą, kto to jest. Co to za kolejka do gościa, którego nigdy nie widzieli na oczy. O co chodzi? Strasznie mnie to rozbawiło i cały czas myślałem: co oni sobie pomyśleli? Skąd jest ten oszołom, do którego stoi tyle ludzi? Zabawna historia, akurat teraz mi się przypomniała.

– Ale ogólnie chyba bardziej Real niż Barca, co?
Bardziej Real i tu nie chodzi mi o samą Barcę, bo jestem pełen podziwu dla nich. Tylko jakośâ€¦ ten Real od zawsze, to Galacticos itd. Były tam takie osobowości, tacy piłkarze, ostatnio cały czas nie mogą zdobyć tego najważniejszego trofeum, więc życzę im tego z całego serca. Barcelona gra już schematycznie, jakby to była gra na Playstation. Trochę się to nudne zrobiło. Nie ma czegoś takiego, jak są mecze Realu z Arsenalem albo Arsenalu z Bayernem. Ta szybkość, tam cały czas jest napięcie. To jest kwintesencja piłki. Przy Barcelonie już tego nie czuję, gdzieś to mi zaczęło przeszkadzać. Czegoś mi po prostu tam brakuje! Ale to samo mam np. z Manchesterem United, gdzie kiedyś uwielbiałem Erica Cantonę. Chociaż patrząc szerzej to w ogóle angielskiej piłce ostatnio czegoś brakuje, co zresztą widać po tej edycji Ligi Mistrzów.

Dużo mam zresztą takich futbolowych rozkminek. Zastanawia mnie, czemu mamy tych piłkarzy w Europie, dużo z nich gra w podstawowym składzie niezłych drużyn, a nie mamy reprezentacji. Czytam różnych fachowców, próbuję to na swój sposób zrozumieć, że to szkolenie, tamto, siamto, a ja myślę, że zależy od jednej rzeczy: żyjemy w takim kraju, mamy taką mentalność, że jak to mówi mój ojciec, nie wystarczy, że piłkarze zrobią sobie fryzury na Beckhama, bo tu trzeba zagrać jak Beckham. Beckham może sobie wyjść na boisko z kogutem, Ronaldo może sobie ulizać włosy, bo wiadomo, że jest pełnym profesjonalistą i zagra tak, jak u nas nie zagrałby nikt. U nas jak widzę te koguty, to sami rozumiecie…

– Mówisz o fryzurach itd. No, ale wielu twoich kolegów to piłkarze, które te śmieszne fryzury noszą. Wytykasz im to? Z kogo masz największy ubaw?
Nie no śmieje się, jest beka. Ale sam zrozum nie powiem, ci z kogo największą, bo jednak się z nimi kumpluję. Tak się nie robi. Ale wiadomo, coś tam mnie czasem śmieszy. Ale lubię piłkarzy, lubię ich towarzystwo. Jak siedzimy z Wasylem przy jednym stole i się z nas śmieją, że mamy duże nosy, to Wasyl mówi: „Michał, co oni pierdoląâ€¦ Przecież jak oni się napierdolą, to każdy leży pod stołem, a my przynajmniej mamy na czym się oprzeć”. Naprawdę lubię Wasyla, to swój człowiek. Każdy widział te jego łamanie nogi, ale nikt nie wiedział, jak on to wszystko przeżywał. Kiedy przyjeżdżam do Zakopanego, on przyjeżdża z rodziną cały w szynach… Kurczę, ja nie wyobrażałem sobie, że on wróci. Ale on ma taki charakter, taką silną wolę, że nie bez powodu zgłosiła się firma, która wydała koszulki „Real passion never dies”. I właśnie o to chodzi. To jest dla mnie wielki piłkarz.

– Mało było w tej rozmowie o ŁKS-ie. Co teraz z nim będzie?
Nikt tego nie wie. Sytuacja jest beznadziejna. Boję się, że niedługo ten klub zniknie z mapy. To są lata mojego dzieciństwa, przyjaźni, nie wyobrażam sobie tego. Nieraz dostaje szału, nie mogę zrozumieć, że klub z takimi tradycjami, z tyloma wychowankami nie ma pieniędzy, żeby zrobić cokolwiek. Oba stadiony w Łodzi to relikty przeszłości. Nie ma sponsorów, nie ma niczego. Obok فKS-u jest Atlas Arena, więc co za problem, żeby ten Atlas jakoś się w to włączył? Ja pamiętam mecz, kiedy فKS zdobywał mistrza. Mirosław Trzeciak, Wieszczycki, Saganowski. Plejada gwiazd. Klub, który był nabity wtedy zaraz po mistrzostwie wysprzedał wszystkich zawodników i spadł od razu do II ligi.

– Teraz, kto będzie mistrzem? Legia na luzie?
– Kurczę, nie wiem.

– To kto ma wiedzieć, jak nie ty?

– Ja to kibicuję i życzę kiedyś mistrzostwa tylko jednemu zespołowi, ale jak już mówimy o Legii to wiadomo, mają rewelacyjny zespół. Zobaczcie, jak gra Sagan. W ŁKS-ie nie mógł nic zagrać, ale nie dlatego, że się nie starał, bo widziałem, że pracował. Mięciel bardziej olewał ten ostatni sezon. Ale Sagan… No to, co gra z Ljubojąâ€¦ rozumieją się, jakby grali od dawna. Przeżywa taką drugą młodość, nie chciałbym, żeby kończył teraz karierę, bo może jeszcze zamieszać. Legia jak zostanie mistrzem, to ma szansę coś w tej Europie zrobić, może zrobią w końcu ten awans do Ligi Mistrzów, bo innych drużyn to ja w tej chwili nie widzę. Fajnie byłoby doczekać znowu takich meczów, jaki kiedyś, co grał Podbrożny, mój ulubieniec, który był dla mnie fenomenem, że w ogóle strzelał gole. Wyglądał mi bardziej na kelnera niż piłkarza. W ogóle na nikogo mi nie wyglądał. Jakiś taki koślawy był.

***

W ogóle o piłce, sporcie to ja bym pogadał ze Strasburgerem. Z nim jest taka beka… On was wykończy. Jak on wam zacznie opowiadać kawały, to ja pierdolę. Runiecie. Zna się na wszystkich sportach, ale jak zaczyna opowiadać te swoje historie, to mówię mu: ty Karol, przestań, przeginasz. Ale jest ogólnie bardzo sympatyczny. Jak my siedzimy teraz na tych zdjęciach w Zakrystii, wszyscy przy jednej farelce, Grabowski, Wolszczak… a Karol wyjmuje spod pazuchy telefon i nam śmieszne filmy puszcza. A my, wiesz, kogo to obchodzi? Siedzimy przy tej farelce, trzęsiemy się z zimna i tylko patrzymy, kiedy te zdjęcia się skończą. A Karol dalej… I to są filmy, jak ktoś podaje dziecko do chrztu, a ono zaczyna sikać. Ja mówię: No Karol… Ale ogólnie bardzo w porządku gość. Ma dystans. Zna swoją wartość, więc co ma się przejmować. Umówmy się, zagrał w takich filmach, że mało kto w takich zagrał. A że skończył na Familiadze? Przynajmniej zarabia papę i ma wszystko w dupie. Nie musi się prosić, łazić, tylko robi swoje. Karol, przyjmuje to zimno…

A tak w ogóle to najlepszym piłkarzem jest Gustlik…

Rozmawiali PAWEف GRABOWSKI I FILIP KAPICA

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama