Jak co wtorek: Krzysztof Stanowski

redakcja

Autor:redakcja

19 marca 2013, 00:00 • 7 min czytania

Podobno na stadionie nie można być pijanym. Wiem o tym, bo ciągle czytam, że ktoś nie wszedł, bo go zbadali alkomatem no i jak nic: 0,5! Rozumiem, że po 0,5 nie można prowadzić samochodu (chociaż i to zależy od szerokości geograficznej), trochę mniej rozumiem, że nie można też roweru, ale żeby po 0,5 nie być w stanie usiąść i patrzeć na biegających (dość wolno) za piłką facetów? Myślę, że chociaż raz w życiu zdarzyło się wam po 0,5 usiąść i… no właśnie. Nic się złego nie wydarzyło. Ł»eby 0,5 miał sędzia, to rozumiem, że trzeba go zdyscyplinować. Kiedy jednak na stadion przychodzi podchmielony kibic i całuje klamkę, a w tym czasie na stadionie trwa regularna popijawa – to coś tu jest jednak całkowicie nie w porządku.
Igor Sypniewski wszedł kiedyś na mecz nie po jednym piwie, nie po dwóch, nie po trzech, nie po czterech i nawet nie po pięciu – i nie chodzi mi o mecz, w trakcie którego wisiał na płocie w Łodzi. Wtedy nie wisiał, bo przebywał na boisku. Po pijaku grał przeciwko Manchesterowi United na Old Trafford i nawet wybrali go najlepszym piłkarzem spotkania. Pewnie sam o tym opowie w swojej autobiografii, bo jednak błyszczeć na bani na takim poziomie rozgrywek to rzadkość.

Jak co wtorek: Krzysztof Stanowski
Reklama

Ale nie o piłkarzach dzisiaj będzie, tylko o kibicach. O kibicach, alkoholu i dostępie do stadionów.

Podobno Legia ma nowego dyrektora ds. bezpieczeństwa. Napisałem podobno, bo efekty jego działań bliźniaczo przypominają mi efekty działań poprzednika. Swego czasu na Legię nie zostało wpuszczonych 50 spośród 70 fanów PSV Eindhoven, ponieważ byli pod wpływem (czyli przed meczem pili piwo). Tym razem nie weszli kibice Górnika, za chwilę nie wejdą jeszcze inni. Przyczyn oczywiście mnóstwo, głównym jak zawsze permanentna „niedrożność” dróg wejściowych oraz zwykła ludzka złośliwość, ale jednym z przewijających się od czasu do czasu powodów: alkohol! Naprawdę nie mogę zrozumieć, dlaczego na trybunie nie może siedzieć nikt, kto ma w czubie. Znam przynajmniej jedną osobę, która w czasie spotkania Legii z Górnikiem siedziała na trybunach i była całkiem dobrze zrobiona. Tą osobą byłem ja, a ubzdryngoliłem się podawanym za darmo w loży VIP winem. Ta loża – nie dajcie się zwieść nazwie – to tak naprawdę całkiem spora trybuna, mieszcząca bodajże 1200 osób.

Reklama

Wygląda to więc tak…

Wchodzę na stadion, trzeźwy jak świnia. Wjeżdżam ruchomymi schodami, w szatni zostawiam kurtkę, jadę jeszcze piętro wyżej, gdzie mieszczą się dwa wielkie pomieszczenia VIP dla „srebrnych gości” (jest też dla „złotych”, kiedyś byłem, o dziwo dużo gorzej pod każdym względem). Jest świetne jedzenie – dostarczane przez restaurację Belvedere – są rzutniki i telewizory, jest wreszcie alkohol. Całe stoły uginające się od czerwonego i białego wina, do tego stoiska z piwem. Ile wina dokładnie schodzi podczas jednego spotkania, tego nie wiem, ale mowa z pewnością o setkach litrów. Nie będzie więc żadnej przesady w napisaniu, że alkohol leje się strumieniami. Biorę pierwszy kieliszek, drugi, trzeci. Zanim zacznie się mecz, z pewnością będę miał we krwi więcej niż pół promila alkoholu, a na sam koniec – kto wie – może i promil. Podobnie jak KILKASET innych osób. Trybuna, na której za moment usiądę, będzie wypełniona po brzegi podpitymi ludźmi.

W tym samym czasie pod stadionem stoją wymarznięci kibice. Ja zdejmowałem kurtkę przy eleganckiej szatni, oni na mrozie zdejmują buty, bo ktoś musi zajrzeć, czy na pewno nie wnoszą w tych butach międzykontynentalnej rakiety balistycznej. Ostatecznie nie wszyscy są wpuszczani, ponieważ – jak to zwykle bywa – niektórzy co nieco dziabnęli (znajdźcie mi jakąkolwiek grupę 1500 Polaków, wśród których nie ma nikogo zawianego). Oczywiście nie powinno mieć to żadnego wpływu na tempo wchodzenia kibiców na obiekt, ponieważ jak ktoś jest pijany to – wedle przyjętych zasad – nie wchodzi, a jak ktoś jest trzeźwy to wchodzi, ale wszystko powinno przebiegać na tyle płynnie, na ile to możliwe. To mrzonki – wejście na sektor gości w Polsce zawsze jest mordęgą, procedurą pełną upokorzeń. Nigdy nie zrozumiem, jak w państwie prawa policja może mnie przetrzymywać w sektorze przez dwie godziny po meczu (powinienem mieć możliwość wyjść nawet w piątej minucie, jeśli mi się znudziło – jestem wolnym człowiekiem), tak jak nie zrozumiem, dlaczego mam obowiązek iść na stadion w jakiejś eskorcie, skoro może wolałbym podjechać taksówką.

No dobrze, wróćmy do meritum. Jaka jest różnica między lożą VIP i sektorem gości? Tak naprawdę nie ma żadnej. Zarówno na sektor gości, jak i na lożę VIP może wejść każdy, kwestia zasobności portfela. Gdyby ci sami kibice Górnika chcieli wydać na bilety trochę więcej, mogliby wejść na lożę, gdzie by ich upojono darmowym winem (i nie musieliby zdejmować butów). Z loży wyszliby bezpośrednio na trybunę, dzięki czemu mogliby mecz obserwować całkiem po pijaku, z normalnego, stadionowego miejsca.

Jeśli bogaty może, a biedny nie – to ja się pytam, gdzie tu równość wobec prawa?

Ktoś mi napisał na Facebooku: – Gdybyś chciał wejść pijany na stadion, to nawet z biletem VIP by cię nie wpuszczono… W porządku, rozumiem. Tylko że wydaje mi się, iż sam przepis stworzono po to, by pijana osoba nie tyle nie weszła na teren stadionu, co po to, by pijana osoba nie usiadła na trybunach w czasie meczu. Skoro jednak później podawany jest alkohol i jedna trybuna w całości ma prawo być pijana – to brak tu jakiejkolwiek konsekwencji.

Absolutnie nie walczę o wprowadzenie zakazu rozprowadzania alkoholu na loży VIP – jak nie będzie tam wina, to wizyty przy فazienkowskiej zdecydowanie stracą na atrakcyjności. Apeluję tylko o zdrowy rozsądek. Dyrektor ds. bezpieczeństwa wspomina o procedurach. Niech więc – skoro taki z niego służbista – stosuje te procedury wobec wszystkich, w tym nawet wobec własnych szefów. Temida jest ślepa, co oznacza przecież nie to, że wyroki powinny być bezsensowne, lecz to, że „wymiar sprawiedliwości” powinien działać identycznie, bez względu na to, kogo właśnie ma osądzać. Niech wparuje pan dyrektor wraz z ochroniarzami na lożę VIP i przebada wszystkich alkomatem. Niech wyprowadzi Mariusza Waltera. A co! A skoro tak nie wolno, skoro nie wypada, skoro nie ma sensu przesadzać, skoro nadgorliwość gorsza od faszyzmu, to… niech przymyka oczy także na zwykłych kibiców. Jesteśmy ludźmi.

Klient w krawacie mniej awanturujący się – wiadomo. W związku z tym pijak w loży VIP, taki – nie przymierzając – jak ja, jest mniej kłopotliwy niż pijak w sektorze gości. Z jednej strony rozumiem. Z drugiej jednak – jeśli ktoś wejdzie lekko pijany (bo pijanych w sztok nie chcę bronić) i narobi bardachy, to tym lepiej: można mu wlepić zakaz stadionowy i spokój z takim na lata. Wolałbym po prostu by zamiast tej wszechobecnej prewencji zacząć reagować na rzeczywiste przewinienia. Zapobieganie jest dobre, o ile nie wylewa się dziecka z kąpielą. Są przecież ludzie, którzy się upijają na wesoło, są tacy, którzy upijają się na śpiocha. No i są tacy, co i bez alkoholu najchętniej daliby komuś w mordę. To oni stanowią kłopot. Jak ktoś się zatacza i stwarza zagrożenie – wyprowadzić. Ale wyprowadzać tych, którzy stwarzają zagrożenie na trzeźwo.

Sama Ekstraklasa SA – czyli każdy klub z osobna i wszystkie razem – musi zrozumieć jedno: problem z kibicami gości nie zniknie, dopóki będzie się ich traktowało jak bydło, które może tu postać dwie godziny, tam trzy, tu wysikać się w krzakach, a tu przejść cztery kilometry piechotą, by na koniec pocałować klamkę z byle powodu (w tym z powodu wypitego piwa). Po pierwsze – podziwiam kibiców Górnika, że nie usłyszałem o żadnej wywołanej przez nich awanturze. Z natury jestem spokojnym człowiekiem, ale nie ręczę za siebie, co by się stało, gdybym zmarnował cały dzień na przyjazd do Warszawy i nie obejrzał meczu. Tego typu sytuacje to igranie z ogniem. Jedna, druga bójka pod stadionem, jeden czy drugi materiał w TVN i wszystkie akcje zachęcające do przyjścia na mecz stracą sens. Po drugie – tu z góry przepraszam urażonych, takie uproszczenie… Jeśli kibiców drużyny przyjezdnej będzie się traktować jak bydło, to prędzej czy później na te wyjazdy będzie jeździć tylko i wyłącznie bydło, bo żaden normalny człowiek tych wszystkich szykan nie zniesie. A to nie jest krok w kierunku unormowania sytuacji na stadionach.

Wiem, że trochę pomieszałem tu kilka wątków – wpuszczanie kibiców odrobinę zawianych (ale w granicach rozsądku) i wpuszczanie kibiców w ogóle, szacunek dla ich czasu i pasji. Nie chcę bronić oblechów, co przyjdą tak zdemolowani, że jeszcze jedno piwo i zaczną robić pod siebie. Chcę zdrowego rozsądku. Chcę tego, bym jako rowerzysta mógł wypić duże piwo i pojechać rowerem przez las (co teraz nie jest takie oczywiste), chcę też tego, bym po piwie (po dwóch, a jak ktoś ma zdrowie – to po trzech) mógł pójść na mecz. Niekoniecznie do wyjętej spod prawa loży VIP.

Najnowsze

Hiszpania

Wymęczone zwycięstwo Barcelony z trzecioligowcem. Ter Stegen wrócił do gry

Braian Wilma
2
Wymęczone zwycięstwo Barcelony z trzecioligowcem. Ter Stegen wrócił do gry
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama