– Kiedy trafiłem na San Siro miałem długą rozmowę z Adriano Gallianim, który opowiedział mi o Milanie, filozofii klubu, presji jaka w nim panuje. Nie wszyscy z nią sobie radzą. Sam powiedziałeś mi, że interesujesz się ligą włoską, więc wiesz ilu obrońców trafiło w ostatnich latach do Milanu i ilu nie podołało? A zapowiadali się świetnie. Zapamiętałem sobie fajne zdania Gallianiego: jeśli chcesz zostać u nas na lata musisz mieć wielką odporność psychiczną. I drugie: nie kupujemy wielkich piłkarzy, tworzymy ich – mówi Bartosz Salamon, obrońca AC Milan.
Co trzeba zrobić, żeby trafić do Milanu?
Nieźle grać w piłkę i mieć dobrego menedżera (śmiech). Na przykład Mino Raiolę.
Słyszałeś co mówił o nim Zlatan Ibrahimović?
Chodzi ci o to co napisał w biografii? Znam te anegdoty, sporo w nich prawdy. Raiola to (Bartek długo szuka słowa)… ekscentryk. Muszę przyznać, że nasza współpraca zaczęła się nietypowo. Mniej więcej trzy lata temu, kiedy grałem w trzecioligowej Foggi odebrałem telefon i usłyszałem w słuchawce: „Cześć tu Mino Raiola, chciałbym być twoim menedżerem”. Odmówiłem, bo miałem już agenta i byłem bardzo zadowolony ze współpracy z nim. Poza tym chciałem być lojalny. Mówiłem sobie: bez względu na to kto będzie reprezentował twoje interesy i tak trafisz do dobrego klubu. Wystarczy, żebyś świetnie grał.
Co Raiola powiedział, gdy się nie zgodziłeś?
Cholera, nie mogę przytoczyć dokładnie jak ostro zareagował, ale było ciekawie. Choć wszystko w ramach obowiązujących standardów. On ma specyficzny styl bycia. Gdybyś dosłownie brał słowa, które wypowiada mógłbyś się śmiertelnie obrazić. Najlepsze Mino zostawił na koniec. Zakończył czymś w stylu: – Pamiętaj młody człowieku, że nigdy już do ciebie nie zadzwonię.
I nie zadzwonił?
Nie. To ja zadzwoniłem do niego.
Chciał z Tobą rozmawiać?
Najpierw przypomniał co było przed trzema laty i trochę mnie zwyzywał. Wiesz, Raioli się podobno nie odmawia. Tyle że ja, grając w trzeciej lidze, nie czułem, że potrzebuję wielkiego agenta. Dopiero gdy zacząłem nieźle radzić sobie w Serie B, zrozumiałem, że dobra postawa na boisku to nie wszystko. Musisz mieć też kogoś kto będzie reprezentował twoje interesy i nie spieprzy pracy jaką wykonujesz na boisku. Mino powiedział mi fajne zdanie: rób swoje, dawaj z siebie wszystko na treningach i w meczach, a ja zaprowadzę cię tam, gdzie zasługujesz. No i w pół roku zaprowadził mnie do Milanu.
Jaki z tego wniosek? Nie ważne jakim jesteś piłkarzem, ważne jakiego masz menedżera.
Nie. Ważne jakim jesteś piłkarzem, ale równie ważne jest to jacy ludzie dbają o twoje interesy. Jeśli chcesz grać jak najlepiej, trafić do jak najlepszej drużyny, musisz mieć przy sobie człowieka, który w swojej branży jest the best. I ma najlepsze wyniki. Proste. Jeszcze jedno. Podam przykład mojego kolegi z drużyny, którym interesowało się Napoli. Prezydentowi klubu przedstawiono ofertę, a ten zapytał: kto jest jego menedżerem? Padło pewne nazwisko, a po nim odpowiedź: nie znam człowieka, nie ufam mu. Kolega zmienił więc agenta na bardziej topowego i klub na zdecydowanie lepszy.
W Polsce zaczęto sugerować, że twój transfer do Milanu do efekt przejścia na San Siro Mario Balotellego, którego interesy także reprezentuje Raiola.
Bzdura. Ł»adnego związku nie było. Milan interesował się mną już wcześniej, ale dopóki nie sprzedali do Chievo Verona Alberto Paloschiego – nie mogli mnie zakontraktować. To regulują wewnętrzne restrykcje finansowe, które mają przełożenie tylko na rynek włoski. Chodzi o procent zadłużenia klubu i zdolność albo jej brak do robienia transferów w Italii. Sprawa się przeciągała, ale w grudniu byłem już spokojny, że trafię na San Siro. A co do Balotellego – to fantastyczny chłopak, którego obraz jest zupełnie inny niż ten przedstawiany w mediach. A poza tym – fenomenalny piłkarz. Wiesz pod jak olbrzymim wrażeniem jego umiejętności byłem po kilku treningach? Kosmos.
Na dyskoteki razem chodzicie?
Nie, ja powiedziałem sobie, że pierwsze miesiące to asceza i ciężka praca. Nawet apartament wybrałem blisko Milanello – ośrodka treningowego, a nie w centrum miasta. Teraz trochę żałuję, bo moja dziewczyna Włoszka przyjeżdża do mnie kilka razy w tygodniu i na pewno lepiej byłoby gdybym mieszkał bliżej Piazza Duomo (śmiech). Co do Mario. On ma inny styl bycia, bardziej rozrywkowy. Swoją drogą muszę coś powiedzieć kibicom w Polsce. Od sześciu lat jestem we Włoszech i tam podejście do pojęcia profesjonalizmu jest trochę inne niż u nas w kraju. Ostatnio Adriano Gallianiego dziennikarze zapytali: zabroni Pan zawodnikom Milanu wypadów do dyskotek? I wiesz co odpowiedział? Gdybym to zrobił, to te dyskoteki by upadły. Nie widzę nic strasznego w tym, kiedy po wygranym meczu ruszy się raz na jakiś czas w miasto, pobawi z umiarem i wróci o przyzwoitej porze. Wszystko jest dla ludzi, tylko w odpowiednim momencie i z wyczuciem pewnych granic. Trzeba umieć pracować i umieć się wyszaleć.
Zdążyłeś się już z kimś zaprzyjaźnić w drużynie?
Jeszcze nie, ale wiem, że będę miał już świetny kontakt z Antonio Nocerino, który uwielbia Polskę. Byłem zbudowany, gdy przyszedłem do szatni Milanu i usłyszałem mnóstwo pozytywnych słów na temat Polaków, Polek, organizacji Euro 2012 i gościnności z jaką Włosi spotkali się w Krakowie. Nocerino jest tak podekscytowany, że poprosił mnie o koszulkę naszej reprezentacji. Wielkie wrażenie zrobił na mnie Kevin Prince Boateng. Niesamowity profesjonalista. Pierwszy do pracy, pierwszy na treningu.
Trafiłeś do wielkiego klubu z wielkimi aspiracjami i legendarnym już laboratorium medycznym.
Które zrobiło na mnie niesamowite wrażenie. Po dwóch dniach spędzonych w MilanLab czułem się jakby przebadali mi każdą tkankę. Szczerze to nie jestem w stanie tego do dziś ogarnąć. A pamiętajmy, że zmieniłem klub w dość niefortunnym momencie. Odniosłem kontuzję i prawdę mówiąc to dopiero po miesiącu spotkałem się z kolegami z drużyny i pierwszy raz porozmawiałem z trenerem Allegrim. Wracając do MilanLab – do każdego organizmu podchodzą indywidualnie, ustalają dietę, profilują cię. Na podstawie wyników badań rozpisują plan obciążeń treningowych, wytyczne co do odpoczynku, sposobu odżywiania się i regeneracji sił. Niby podstawowe sprawy, a tak istotne.
Spotkałeś się już z Silvio Berlusconim?
Nie zdarzyło się, choć uścisk dłoni był. Wiesz, on tam przez wszystkich traktowany jest z wielkim szacunkiem, bo uchronił Milan przed katastrofą w latach 80. Trochę się interesuję historią piłki i wiem, że gdyby nie jego wielkie inwestycje finansowe nie byłoby pasma niesamowitych sukcesów. Spotkanie z Berlusconim było śmieszne, bo zakończyliśmy trening, a on wylądował swoim helikopterem na środku Milanello, wyszedł, pożartował, motywował nas przed derbami z Interem. No i przyłożył Stephanowi El Shaarawy’emu, że świetny z niego piłkarz, ale ma głupią fryzurę.
Massimo Ambrosini powiedział o tobie, że znakomicie się zapowiadasz, świetnie czytasz grę, ale musisz popracować nad szybkością. To ocena zaledwie po kilku treningach w Milanie. Ocena prawdziwa?
Sporo w tym racji. Chcę, żeby było jasne: zdecydowanie lepiej czuję się na środku obrony. Wolę grać na tej pozycji i z taką myślą ściągnięto mnie do Milanu. Nie jestem szybki jak Abate (rekordzista w historii klubu na 60 metrów), ale jako stoper mogę mnóstwo nadrobić ustawieniem i inteligencją taktyczną. Cholernie ciężko poprawić szybkość – to cecha wrodzona. Coś jednak można z tym zrobić. Z drugie strony pamiętaj, że do tej pory nie miałem problemów z dynamicznymi rywalami. Po pierwszych treningach w Milanie czułem tę różnicę między Serie B a czołowym zespołem Serie A, ale nie na tyle dużą, żeby myśleć: nie dasz rady, Bartek. Spokojnie, na razie jestem w składzie meczowym co tydzień i to jest budujące.
Trudno nie znaleźć się na ławce rezerwowych w Serie A, skoro tylu ludzi od sezonu 2012/2013 może na niej siedzieć.
Wiesz co, dziś po treningu jakiś dziennikarz pyta mnie: nie grasz w Milanie, jest wielki problem. Może warto pomyśleć o wypożyczeniu do Serie B? Cholera, ludzie, bez napinki. Za mało cierpliwości, za mało. Mój apel: bądźcie trochę bardziej spokojni. Dajcie mi czas. Jestem przekonany, że skoro Milan zainwestował we mnie poważne pieniądze i podpisał pięcioletni kontrakt to nie ma w tym przypadku. Jestem ich planem na przyszłość. A to czy zacznę grać za tydzień, miesiąc czy dwa, nie zmienia mojego położenia. Nauczyłem się przez sześć lat we Włoszech, że cierpliwość i metoda małych kroków to podstawa sukcesu. Nie jestem głupi i obserwuję sytuację kadrową w drużynie. Wiem, że zdecydowanie większe szanse na grę będę miał w następnym sezonie, kiedy w klubie znowu dojdzie do zmian kadrowych.
Z drugiej strony nie dziw się ludziom w Polsce, że chcą grającego Salamona. Cierpimy na wielki deficyt polskich piłkarzy w czołowych klubach Europy.
Jasne, ja to wszystko rozumiem. Ale ten transfer do Serie B? Proszę cię. Po miesiącu? W piłce trzeba mieć cierpliwość. Jeśli jesteś w gorącej wodzie kąpany, to daleko nie zajdziesz. Będziesz się frustrował, załamywał, nie popracujesz spokojnie. Ja wierzę, że moja szansa nadejdzie i będę gotowy, by ją wykorzystać. Kiedy trafiłem na San Siro miałem długą rozmowę z Adriano Gallianim, który opowiedział mi o Milanie, filozofii klubu, presji jaka w nim panuje. Nie wszyscy z nią sobie radzą. Sam powiedziałeś mi, że interesujesz się ligą włoską, więc wiesz ilu obrońców trafiło w ostatnich latach do Milanu i ilu nie podołało? A zapowiadali się świetnie. Zapamiętałem sobie fajne zdania Gallianiego: jeśli chcesz zostać u nas na lata musisz mieć wielką odporność psychiczną. I drugie: nie kupujemy wielkich piłkarzy, tworzymy ich.
We włoskiej piłce pojawia się coraz więcej młodych polskich piłkarzy. Wolski, Pawłowski, Zieliński, Łasicki. Warto wcześnie wyjechać na Półwysep Apeniński?
Nie mam pojęcia jak jest w innych krajach, ale Italię mogę polecić z czystym sumieniem. Przyjeżdżasz tutaj i jeśli chodzi o przygotowanie pod kątem piłkarskim – masz dosłownie wszystko. Poza tym Włosi są bardzo życzliwi, chętnie do pomocy. Kraj jest piękny, ma wspaniałą historię i kulturę. Wyjazd za granicę w młodym wieku to nie tylko szkoła piłki, to szkoła życia, która kształtuje cię jako człowieka. Po przyjeździe do Italii miałem wiele chwil zwątpienia. Myślałem sobie: po co tu trafiłeś, rzuć to w cholerę i wracaj. Budziłem się jednak rano, witało mnie słońce, było gdzie wyjść, z kim się spotkać, napić kawy, porozmawiać, odprężyć się. Radość życia momentalnie wracała. Sam mi mówiłeś, że Zbigniew Boniek zapytany o to czego najbardziej brakuje mu po przeprowadzce do Polski z Rzymu odpowiedział: słońca. We Włoszech klimat i nastawienie ludzi nastraja pozytywnie. Pomaga przetrwać trudne momenty. Teraz włoska piłka w obliczu kryzysu finansowego i sportowego otwiera się na młodych ludzi. Dzięki temu też trafiłem do Milanu. A skoro mnie się udało, to może udać się każdemu.
Porozmawiajmy o reprezentacji Polski. Spodziewałeś się powołania?
Szczerze? Byłem przekonany, że jak trafię do Milanu i wyzdrowieję, powołanie będzie formalnością. Na zgrupowanie przyjechałem gotowy do gry.
Zaraz. Przecież ostatni raz w oficjalnym meczu zagrałeś 22 stycznia.
Jasne, ale od kilku tygodni regularnie trenuję, podczas gierek Massimiliano Allegri często ustawia mnie w składzie podstawowym, ogrywam się i czuję coraz lepiej. Treningi Milanie dają mi mnóstwo i przystosowują do wymagań na najwyższym poziomie. Gdyby coś było nie tak powiedziałbym o tym selekcjonerowi i nie przyjeżdżał na reprezentację. Przecież jeśli Waldemar Fornalik postawi na mnie w najbliższych meczach, to nie odmówię gry, nie przestraszę się. Wyjdę na boisko z podniesioną głową i dam z siebie wszystko. Nie ma dla mnie większej nobilitacji niż gra w narodowych barwach. Jeśli jednak uzna, że jest jeszcze za wcześnie – uszanuję tę decyzję i poczekam na swoją szansę.
W Serie A bardzo dobrze radzi sobie Kamil Glik. Chciałbyś stworzyć z nim parę obrońców w kadrze?
Byłoby znakomicie. Oglądam Kamila w akcji od dłuższego czasu, spotykaliśmy się jeszcze w Serie B i widzę jak wielki postęp zrobił. Myślę, że jego transfer do większego klubu jest kwestią czasu. Wprawdzie preferuję nieco inny styl gry, ale Kamil został już ukształtowany taktycznie, wie na czym polega odpowiedzialność w grze defensywnej. To byłaby świetna opcja. Salamon i Glik jako środkowi obrońcy w reprezentacji Polski.
Waldemar Fornalik już kilka tygodni temu powiedział nam, że powoła cię by jedynie obserwować, a nie zastanawiać się na twoją kandydaturą do gry.
Mam tego świadomość, ale nie zapominaj, że jeśli spiszę się dobrze to na pewno dostanę szansę by choć na chwilę pojawić się na boisku. To byłby mój debiut, bo choć raz już zostałem powołany przez Franciszka Smudę na zgrupowanie, to czułem, że jest to raczej efekt przypadku niż poważnego myślenia o mnie w kontekście przyszłości. Nie pomyliłem się, bo nie zagrałem ani minuty, a kolejne powołania nie przychodziły. Co do Fornalika, to wiem od kolegów z kadry, że selekcjoner jest inteligentnym facetem, który nie boi się stawiać na młodych. Zaryzykował przed meczem z Anglią i nie żałował. Tak samo może być teraz. Nie zastanawiam się, który jestem w kolejce do gry, ale pamiętajmy, że na zgrupowaniu jest wielu obrońców. Wasilewski, Glik, Celeban, Komorowski. Konkurencja wymagająca. Każdy chce grać. Salamon też, ale napinki nie ma. Spokojnie. Po meczu jest zawsze przed meczem. Mój czas na pewno nadejdzie.
Rozmawiał Mateusz Święcicki (Orange Sport)