Warto zajrzeć dziś przede wszystkim do trzech tytułów. W Rzeczpospolitej znajdujemy wywiad z selekcjonerem Fornalikiem. Super Express porozmawiał z Kalu Uche, zaś najwięcej tekstów ligowych – jak to w sobotę – na łamach Przeglądu Sportowego.
RZECZPOSPOLITA
Wywiad z Waldemarem Fornalikiem pt. „Zawiodła mnie nasza ekstraklasa”
Jest trochę, jak przed jesiennym meczem z Anglią? Czuje pan, że znowu zbliża się chwila prawdy, po której wszyscy będą oceniać piłkarzy oraz pana pracę?
– Trudno się nie zgodzić. Pamiętam, jak było przed Anglią, pamiętam tamtą presję i rzeczywiście teraz jest podobnie. Tyle że potrafimy sobie poradzić w takiej sytuacji. Jeżeli znowu ktoś chce weryfikować naszą pracę po jednym meczu eliminacji, powinien się wstrzymać i poczekać na końcowy efekt. Zobaczymy, co nam się uda wygrać, jak będą wyglądały kolejne spotkania, czy drużyna będzie się rozwijać, czy pojawią się nowi zawodnicy, którzy wkrótce mogą stanowić o naszej sile. Już przecież jest parę nowych twarzy, a w kolejce czekają następni.
Miał pan pięć miesięcy na pracę bez presji. Czuje pan, że ten czas nie został zmarnowany, jest pan spokojny o wynik spotkania z Ukrainą?
– W ciągu tych pięciu miesięcy wiele się wydarzyło. Były zwycięstwa, były i porażki, ciągle szukaliśmy nowych zawodników i kontrolowaliśmy, w jakiej formie są obecni kadrowicze, przygotowywałem koncepcję i budowałem w głowie skład na mecz, który 22 marca zagramy w Warszawie. Zrobiłem wszystko, ale nie mogę być spokojny. Trener nigdy nie może być spokojny, zwłaszcza przed meczem eliminacyjnym, bo to może wywołać odwrotny efekt.
Jest pan selekcjonerem już osiem miesięcy. Szybko minęło?
– Jak jeden dzień. Wczoraj był lipiec, dziś jest marzec i gramy z Ukrainą. Po Anglii mówiliście mi, że mam pięć miesięcy spokojnej pracy. Zgoda. Ale przecież przez ten czas miałem ze swoją drużyną raptem cztery treningi.
GAZETA WYBORCZA
Plizga przyznał się do symulki w polu karnym podczas wczorajszego meczu.
– Na pewno ta bramka nam pomogła. Prowadziliśmy 1:0, ale to Polonia miała przewagę. My wychodziliśmy z kontrami i szkoda, że którejś wcześniej nie udało się zakończyć golem – stwierdza Plizga, który kilka minut później upadł w polu karnym rywali. Sędzia Paweł Pskit nie odgwizdał jednak rzutu karnego, a ukarał piłkarza Jagiellonii żółtą kartką za próbę wymuszenia jedenastki.Wypuściłem sobie za mocno piłkę. Coś chciałem jeszcze z tego zrobić, a jedyna okazja, jaka była, to rzut karny. Faula jednak nie było i szacunek dla sędziego, bo według mnie ciężko to było wychwycić. Sędzia podjął dobrą decyzję – przyznał po pojedynku Dawid Plizga, a kartka, którą otrzymał, oznacza, że pomocnik w następnym spotkaniu (za dwa tygodnie w Gliwicach z Piastem) będzie musiał pauzować.
Cracovia gra pierwszy wyjazdowy mecz tej wiosny.
Powrót do Gdyni to wydarzenie dla Stawowego, który prowadził Arkę w najlepszym momencie w karierze. Przymierzany był do pracy w Wiśle i Legii, ale wybrał ofertę Ryszarda Krauzego, właściciela klubu z Trójmiasta. Dostał lukratywny kontrakt, wielkie pieniądze na wzmocnienia, ale zespół zawodził. – Nadal mam tam wielu przyjaciół, ale sentymenty trzeba odłożyć na bok. Czeka nas jedno z najtrudniejszych spotkań wyjazdowych i koncentruję się na tym, jak pokonać Arkę – uważa szkoleniowiec Cracovii, który rozstał się z działaczami z Gdyni w nerwowej atmosferze, a później był oskarżany o faworyzowanie niektórych piłkarzy i wydawanie funduszy lekką ręką. Wielkie pieniądze i deklaracje o podbiciu Europy w Gdyni brzmią dziś jak marzenia. Po spadku z ekstraklasy zespół jest średniakiem z finansowymi problemami. Zimą działacze ściągnęli kilku piłkarzy z niższych lig oraz Rafała Grzelaka, który przez pół roku nie miał klubu.
DZIENNIK POLSKI
Wywiad z Damienem Perquisem.
Mówiąc o tym, jak ważnym momentem jest śpiewanie hymnu, wspomina Pan, jakby przez Pana wydobywał się wtedy głos babci.
– Wiem, że to trudne do zrozumienia – i do wytłumaczenia – ale tak właśnie czuję. Gdy tylko zacząłem załatwiać formalności dotyczące obywatelstwa, wiedziałem, że robię to po części dla niej. Widziałem, jak babcia to przeżywa.
Rzuca się w oczy Pańska opowieść o tym, jak wyobrażał Pan sobie emocje związane ze zwycięstwem nad Czechami. Widać, że chęć wygranej była ogromna, że oczami już ją Pan widział.
– Chyba nie tylko ja. Jeden mecz dzielił nas od sukcesu i od awansu do drugiej rundy. Wiedziałem, że wszyscy na to czekają, że napięcie rośnie. Nikt wtedy chyba nie myślał, że to jest poza naszym zasięgiem.
I nagle katastrofa.
– To był dla mnie najtrudniejszy moment. Tyle pracy, tyle wysiłku, tyle zaangażowania. W jednym momencie wszystko zostało przerwane. Gdybyśmy wygrali tam mecz… Szkoda dzisiaj do tego wracać.
SUPER EXPRESS
Kalu Uche twierdzi, że mógłby jeszcze zagrać w Wiśle.
W 25 meczach strzeliłeś 15 goli i jesteś na pierwszym miejscu wśród strzelców. Nigdy wcześniej nie byłeś tak skutecznyÂ….
– Złapałem niesamowitą formę. W Kasimpasie świetnie się czuję. Decyzja, aby przyjść tu latem z Espanyolu Barcelona, okazała się strzałem w dziesiątkę. Liga turecka rośnie w siłę, trafiają tu gwiazdy. Nawet gdy nie ma meczów, to wszyscy o piłce dyskutują. Na ulicach, w kawiarniach, autobusach. Fajnie się gra w takim klimacie.
Strzelałeś gole w pięciu ostatnich meczach z rzędu. Miałeś już kiedyś podobną passę?
– Nigdy! Dzięki tym golom jesteśmy na czwartym miejscu w tabeli, przed nami tylko wielka trójka ze Stambułu. Kasimpasa nie jest tak znana jak Galatasaray, Fenerbahce czy Besiktas, ale Europa wkrótce o nas usłyszy. Jest tu mądre kierownictwo i wola stworzenia świetnej drużyny.
We wszystkich rankingach i opiniach fachowców jesteś uważany za najlepszego obcokrajowca w historii polskiej Ekstraklasy. Jak odbierasz takie wyróżnienie?
– Jest mi bardzo przyjemnie. Czas spędzony w Wiśle wspominam z radością. Ale mieliśmy wtedy pakę! Ł»urawski, Kosowski, Baszczyński, Kuźba, Frankowski… To w Krakowie na dobre zaczęła się moja kariera.
Prezes Zagłębia Lubin o ewentualnej karze za korupcję dla Łukasza Piszczka.
Takiego procesu jeszcze w historii polskiego futbolu nie było. Zagłębie Lubin pozwało Łukasza Piszczka (28 l.) i Michała Chałbińskiego (37 l.). Domaga się od nich zadośćuczynienia w wysokości 300 tysięcy złotych za ustawienie meczu z Cracovią w 2005 roku (0:0), który zapewnił „miedziowym” awans do Pucharu UEFA. – Wzywaliśmy piłkarzy do dobrowolnego stawienia się w klubie i wpłacenia żądanej przez nas kwoty. Nie chcieli, dlatego spotkamy się w sądzie – zapowiada prezes Zagłębia Marek Bestrzyński (43 l.). – Gdybyśmy chcieli pozwać wszystkich uczestników tamtego zdarzenia, znacznie wzrosłyby koszty procesu. Po zakończeniu sprawy z nami Piszczek może dochodzić u kolegów wyrównania strat. Nie ukrywam również, że fakt, iż nie powinno być problemów ze ściągnięciem od niego żądanej przez nas sumy, też braliśmy pod uwagę.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Bardzo dobry materiał o meczu Legii z Górnikiem w 1994 roku.
Był 15 czerwca 1994 roku. 90. minuta meczu przy Łazienkowskiej. Górnik potrzebował zwycięstwa, żeby zdobyć mistrzostwo. Legii wystarczał remis. Było 1:1. Sędzia Sławomir Redziński odgwizdał pozycję spaloną jednego z piłkarzy, ale kibice myśleli, że kończy spotkanie i wbiegli na murawę. Arbiter w trosce o zdrowie zakończył spotkanie i czmychnął do szatni. Więcej już nie sędziował. Zakończył karierę i wyjechał z kraju. Legioniści się cieszyli z mistrzostwa. Zabrzanie byli wściekli. Na sędziego. Uważali, że mecz powinien się jeszcze toczyć. – To był mój największy błąd, że nie zdecydowałem się dalej sędziować. Ale skończyłbym karierę, nawet gdyby ten mecz potoczył się inaczej – mówi dziś Redziński. Przekonuje, że gwizdał uczciwie. Piłkarze Legii nie wierzą w przekręt. – Redziński był po prostu słaby – uważa Adam Fedoruk, zdobywca wyrównującej bramki dla warszawskiej drużyny. Byli zawodnicy Górnika węszą spisek. Wciąż nie mogą zapomnieć. – Już przed meczem czuć było, że coś się wydarzy. Mój serdeczny kolega z Warszawy kilka dni wcześniej powiedział mi: „Jeżeli zdobędziecie mistrza przy Łazienkowskiej, ani wy, ani sędzia stąd nie wyjedziecie – opowiada Jacek Grembocki.
Dłuższy tekst o Danim Quintanie.
Pozyskany zimą przez Jagiellonię Dani Quintana robi nad Wisłą furorę. 26-letni skrzydłowy powoli staje się prawdziwym liderem drużyny z Białegostoku, a niewiele brakowało, żeby trafił do. I-ligowej Cracovii. – Dani został nam zaoferowany na początku stycznia – mówi były dyrektor sportowy Cracovii Tomasz Pasieczny. – Dostaliśmy od jednego z menedżexrów materiały wideo z jego występami. Pokazałem je w klubie i trener Wojciech Stawowy był zdecydowany zobaczyć tego chłopaka. Nawet wysłaliśmy do Terragony oficjalne zapytanie w jego sprawie. Naprawdę poważnie myśleliśmy o jego sprowadzeniu – dodaje były dyrektor krakowskiego klubu. Podobno Hiszpan miał już nawet wykupione bilety na lot pod Wawel. Tymczasem w niedzielę 13 stycznia odezwała się Jagiellonia. Mniej więcej chyba tak to wyglądało. Z tego, co wiem, Jagiellonia była po prostu bardziej konkretna. My oferowaliśmy testy, a oni już przy zaproszeniu mówili coś o wstępnych warunkach kontraktu. Poza tym w Białymstoku jest ekstraklasa. To dużo większy magnes niż I liga. Dlatego nie ma się co dziwić chłopakowi, że wybrał Jagiellonię – podkreśla Pasieczy. Zawiedzony takim obrotem spraw był trener Cracovii Wojciech Stawowy. – Szukaliśmy kreatywnego piłkarza do szybkiej, małej gry. Jak widzę Daniego grającego obecnie w Jagiellonii, to mam już pewność, że idealnie by się u nas do tego nadawał.
Krótka rozmowa z Waldemarem Sobotą.
Czujecie niedosyt po ostatnich meczach? Mniejsza o wyniki, bardziej chodzi o styl, w jakim wywalczyliście remisy z Koroną i Ruchem. Graliście z drużynami z dołu tabeli i nie potrafiliście ich zdominować.
– Pewnie, że pozostaje niedosyt. Choć z drugiej strony w Polsce mało kto potrafi od początku do końca narzucić swój rytm i grać ciągle do przodu. Jedziesz do Kielc i wiesz, że Korona się nie położy, bez względu na to, ile ma punktów.
Po meczu z Ruchem wręcz was biczowano. Po bramce straconej w doliczonym czasie drugiej połowy padało hasło „ukarani za minimalizm”.
– Trzeba było cały mecz grać tak jak w pierwszych 20 minutach. Nie dążyliśmy do tego, nie strzeliliśmy gola na 2:0 i zostaliśmy ukarani.
Z czego to wynika?
– O kwestiach fizycznych nie mogę powiedzieć nic złego. Trener mówił nam, że do optymalnej dyspozycji powinniśmy dojść po trzech-czterech, może pięciu meczach.