O Igorze Łasickim pisaliśmy już raz przed miesiącem (TUTAJ (klik)), ale przypomnijmy. To 17-letni wychowanek Zagłębia, który obecny sezon spędza w „młodym” Napoli i właśnie walczy o profesjonalny kontrakt. W środę – jeśli wierzyć włoskim dziennikarzom – zrobił ważny krok w tym kierunku, zaliczając udany występ przeciwko Juventusowi w w finale młodzieżowego Coppa Italia. O wrażeniach z tego meczu i planach na przyszłość Igor opowiedział w rozmowie z Weszło.
Za tobą chyba najbardziej emocjonujący mecz w karierze.
Piętnaście tysięcy na stadionie, coś pięknego… Myślałem sobie, że niedawno grałem w Zagłębiu, a teraz finał z Juventusem. Sam stadion to masakra, naprawdę. Na Mistrzostwach Europy U-17 może było podobnie, ale na pewno nie oglądało nas aż tylu kibiców. Sama organizacja meczu to też najwyższy poziom. Po przylocie policja eskortowała nas aż do hotelu. Na trening też za nami jeździli, bo nas w Turynie się nie lubi i bali się o nasze bezpieczeństwo. Nawet w szatni pełen profesjonalizm. Koszulki gotowe na wieszakach, już z naszymi nazwiskami… Wszystko zorganizowane co do minuty, coś pięknego.
Ta niechęć kibiców Juve do was, młodego Napoli, faktycznie jest taka duża czy cała ta akcja to pokazówka?
Jest duża, jest! W naszego bramkarza rzucili plastikową butelką, a potem cały czas go wyzywali. Słyszał różne rzeczy o swojej mamie i tak dalej. Czekamy tylko na rewanż w Neapolu. Szykuje się 30-40 tysięcy kibiców, z tego co słyszałem, więc teraz niech oni się martwią. Dla mnie ten mecz był – można powiedzieć – podwójnie ważny. Po pierwsze, widziałem, jak koledzy podchodzą do Juve, a po drugie – walczę o kontrakt, a nasi działacze inaczej patrzą na Juventus, a inaczej na inne drużyny. Do Turynu zjechali się wszyscy dyrektorzy, w garniturach i widać było, że nie ma znaczenia, czy to pierwsza drużyna, czy Primavera – rywalizacja i tak jest ostra. Na trybunach widziałem nawet Nedveda, Chielliniego i Conte.
Potrafisz sobie radzić z taką presją?
Za mało mam meczów na koncie, by o presji nie myśleć, ale jak zacząłem grać, to emocje opadły i robiłem swoje. Ale to prawda, że to jeden z najtrudniejszych meczów, jakie grałem. W pierwszej połowie kompletnie nas deklasowali. Mieli trzy sytuacje, które powinni wykończyć, ale obrona – z tego, co słyszę – grała dobrze. W drugiej połowie wyszli na prowadzenie, ale potem to my zaczęliśmy panować, w 64. minucie strzeliliśmy gola i wszystko się wyrównało.
Włoscy dziennikarze chwalą cię za ten występ, a ty jak siebie sam oceniasz?
Jestem bardzo zadowolony. Grało mi się naprawdę dobrze, a przeciwnik był z najwyższej półki. Ten ich napastnik, Beltrame zadebiutował chyba nawet w dorosłym zespole. Koło 30. minuty jeden tylko mnie podeptał, bo gdy wybijałem piłkę wślizgiem, to przypadkowo stanął mi na brzuch i trochę po mnie przeszedł. Korki mam odciśnięte, ale żyję (śmiech).
A trener i koledzy co mówili po meczu?
Nie rozmawialiśmy jeszcze szczegółowo, bo tyle co przyjechaliśmy, a jutro już jedziemy do Regginy, ale trener mówił, że jest zadowolony z wyniku, bo 1:1 na wyjeździe jest OK.
Przybliżyłeś się do profesjonalnego kontraktu z Napoli? Wystarczy za ciebie zapłacić ekwiwalent, więc jeśli faktycznie są z ciebie zadowoleni, to raczej nie powinni się wahać, bo w grę nie wchodzą olbrzymie pieniądze.
Ten ekwiwalent to bodajże 100 tysięcy złotych, więc to dla nich nic. Ale muszę poczekać, co oni mi zaproponują. Jeśli będą chcieli mnie wykupić, muszę wiedzieć, czy mam perspektywę regularnej gry.
Czyli w ciemno oferty nie bierzesz?
Na pewno nie! Trzeba myśleć o przyszłości, żeby nie zostać w dupie.
Widać, że czujesz się coraz pewniej.
To prawda. Na początku koledzy wprost mi mówili: „dlaczego ty grasz w pierwszym składzie? Co ty tu robisz?”. Marnowałem wtedy trochę sytuacji, robiłem karne, sporo błędów, trener dawał mi szanse, a tamci się dziwili. Włosi z Neapolu tacy są – mogą się śmiać, ale mówią prosto w twarz. No i teraz twierdzą, że gram coraz lepiej i wszedłem na właściwe tory. Na meczu z Juve był mój menedżer i usłyszał, że w klubie są ze mnie zadowoleni, ale na razie nie mogą mi proponować kontraktu, bo wszystkim dyrektorom umowy kończą się na dniach i najpierw muszą zająć się negocjowaniem swoich. Ale o przyszłość jestem spokojny. Trenuje z nami ten Chorwat, Radosević, który już się ociera o pierwszy skład i raczej od niego nie odstajemy. Jeśli podpisałbym kontrakt i mógłbym się ogrywać w Serie B lub C, to chętnie bym poszedł.
A powrót do Ekstraklasy?
Gdybym miał do wyboru dorosły skład w Ekstraklasie i tutaj Primaverę, to mocno bym się zastanowił. Ale jeśli mógłbym pójść do Serie B, to wolałbym zostać we Włoszech. To poziom polskiej Ekstraklasy.
Rozmawiał TĆ