Jeszcze przed chwilą Jan Mucha mógł narzekać na nadmiar wolnego czasu – na trening, do domu i co najwyżej na ławkę w meczu ligowym. I tyle. A teraz nie dość, że zaczął bronić dostępu do bramki Evertonu (Tim Howard ma kontuzję), to i dodatkową robotę przydzielił mu sąd w Macclesfield. Były golkiper Legii musi społecznie przepracować 250 godzin.
Cała historia brzmi co najmniej zabawnie, choć komu jak komu ale Musze to akurat do śmiechu pewnie nie było…
Trzy tygodnie temu Słowak, prowadząc swoje Audi Q7, został zatrzymany do kontroli przez policję. Jak się okazało, Mucha co najwyżej w samochodzie mógłby robić za pasażera, bo wcześniej zawieszono mu – za nadmiar punktów karnych – prawo jazdy. Bramkarz nie krył zdziwienia, stwierdzając, że o niczym nie miał zielonego pojęcia. Jak tłumaczył, całą korespondencję, która jest adresowana do niego, przekazuje klubowi do przeczytania i posortowania. I to najwidoczniej ktoś w Evertonie musiał temat zawalić.
Niedługo później Michelle Brown, adwokat Muchy, przyznała, że jej klient od początku o wszystkim wiedział, ale… pomylił się co do terminu, do kiedy kara miała obowiązywać. Zawodnik tę wersję potwierdził i teraz musi przepracować społecznie 250 godzin.
Problem jednak w tym, że wyroku może nie wypełnić. Jego obecny kontrakt z Evertonem wygasa w czerwcu i nie wiadomo, czy zostanie przedłużony. A wcale byśmy się nie zdziwili, gdyby do Anglii – w której przecież przez dwa i pół roku prawie w ogóle nie grał – Mucha zupełnie się zniechęcił.
