Zapraszamy na środowy przegląd prasy. Wszystko, na co warto dziś spojrzeć – wyłączając wszelkie komentarze, relacje i analizy dotyczące Ligi Mistrzów.
FAKT
Jan Tomaszewski ma kolejne przygody z salą sądową.
Parę obelżywych słów będzie słono kosztowało Jana Tomaszewskiego (65 l.). Były reprezentacyjny bramkarz, a obecnie poseł, przegrał ostatecznie proces z niedawnym trenerem kadry Franciszkiem Smudą (65 l.). Teraz musi zapłacić 20 tysięcy złotych zadośćuczynienia. Znany z temperamentu „Tomek” rok temu nie przebierał w słowach, gdy mówił o ówczesnym selekcjonerze. W wywiadach dla polskich i niemieckich mediów nazywał go prostakiem i padliniarzem. „Franz” poczuł się obrażony tymi określeniami i zażądał przeprosin oraz 50 tysięcy zł zadośćuczynienia za naruszenie dóbr osobistych i doznaną krzywdę. Odwołał się do Sądu Apelacyjnego w Łodzi. I zyskał na tym tyle, że zapłaci Smudzie o 30 tysięcy zł mniej. Sąd uznał dziś, że kara w I instancji była za wysoka.
Foto-story: tak wozi się prezes Boniek.
Choć w Polskim Związku Piłki Nożnej wiele zmienia się wiele na lepsze, nie zmienia się jedno. Prezesi wciąż jeżdżą wypasionymi furami. Michał Listkiewicz (60 l.) poruszał się Skodą Superb, Grzegorz Lato (63 l.) jeździł Audi A8, a później był wożony przez osobistego kierowcę Mercedesem. Zbigniew Boniek (57 l.) mknie ulicami Warszawy Ranaultem Latidude, którego cena w Polsce waha się od 98 do 208 tysięcy złotych w zależności od wersji. Zdecydowanie najdroższe fury miał Lato. Mercedes, jaki by nie był, jest klasą samą w sobie. Na takie cacko, jak Audi A8, trzeba wydać w granicach 320-430 tysięcy złotych.
RZECZPOSPOLITA
Tekst z wypowiedziami Kamila Glika.
Glik nie jest wirtuozem, nie gra wybitnie, ale w ostatnim czasie zrobił chyba największy postęp ze wszystkich obrońców. Czasami traci głowę i brutalnie fauluje, ale wygrywa większość pojedynków główkowych i strzela ważne gole – jak ten dający remis w meczu z Anglią. – W tamtym sezonie grałem w 25 meczach, dużo się nauczyłem. Czuję, że ciągle się rozwijam. Co tydzień staję do walki z napastnikami o wielkich umiejętnościach. Mam świetnego trenera. Giampiero Ventura każe grać w piłkę, nie pozwala jej wybijać na oślep. Do budowania akcji wykorzystujemy nawet bramkarza – mówi „Rz” Glik. Jego droga do pierwszego składu Torino nie była łatwa. Glik pochodzi z Jastrzębia, ale zanim zadebiutował w polskiej lidze, pozwiedzał trochę Europy. Korzystając z prywatnych znajomości właściciela Wodzisławskiej Szkoły Piłkarskiej, gdzie uczył się grać, w 2006 roku wyjechał do czwartoligowej hiszpańskiej Horadady. Radził sobie na tyle dobrze, że dostrzegli go skauci Realu Madryt, grał tam w trzeciej drużynie. Kilka razy trenował z pierwszym zespołem, ale zdał sobie sprawę, że to dla niego za wysokie progi. – Nie wiem, czy gdybym został, mógłbym przebić się wyżej. Wątpię. Nie żałowałem powrotu do Polski i nigdy nie zapomnę Piastowi Gliwice, że dał mi szansę – wspomina piłkarz.
GAZETA WYBORCZA
Tekst o Jarosławie Fojucie w Tromso.
– Nowa przygoda wśród norweskich fiordów zaraz zacznie się na całego – cieszył się Fojut na Twitterze. W tym portalu społecznościowym pochwalił się również, że nie widział jeszcze renifera, ale już go jadł. Pisał też o wysokich cenach oraz rozpoczęciu nauki norweskiego. W serwisie weszlo.com można było z kolei zobaczyć wypchanego niedźwiedzia polarnego, który w Tromso straszy rywali przy wejściu do szatni gości, oraz dowiedzieć się, że Fojut sam pierze sobie rzeczy. W pierwszym wywiadzie na oficjalnej stronie internetowej klubu były zawodnik Śląska mówił ostatnio: – Pracuję nad powrotem do formy i jestem z niej coraz bardziej zadowolony. Miasto jest piękne. Dla mnie wręcz idealne, ponieważ jest mnóstwo miejsc, gdzie można spacerować i podziwiać niesamowite widoki. Dodatkowo można tutaj łowić ryby, a to jest moją pasją – stwierdził zawodnik, którego można było zobaczyć w koszulce z biało-czerwonymi pasami i numerem 3. Jarosławowi Fojutowi do drużyny „Gutan”, czyli „Chłopców”, pomógł przenieść się agent Jackie Evans – ojciec piłkarza Manchesteru United – Jonny’ego. Przy transferze dużą determinacją wykazał się także trener Tromso Agnar Christensen, który przerwał swoje wakacje na Wyspach Kanaryjskich, aby tylko namówić Polaka na grę w Norwegii. Szkoleniowiec zabrał też zawodnika na dwa zgrupowania do Hiszpanii i Turcji i dał czas na nadrobienie zaległości.
Fatalna sytuacja finansowa Śląska Wrocław.
Sytuacja finansowa piłkarskiego Śląska Wrocław jest tak fatalna, że jeśli w ciągu kilku tygodni właściciele nie przekażą pieniędzy do zarządzającej klubem spółki, może on zostać postawiony w stan upadłości. Czy to realna groźba, czy tylko próba nacisku na Zygmunta Solorza? Właścicielami spółki WKS Śląsk Wrocław są gmina – 49 proc. udziałów oraz biznesmen Zygmunt Solorz – 51 proc. udziałów. Milioner od początku 2012 roku nie przekazał do klubu ani złotówki. Powołuje się na umowę, na podstawie której właściciele mieli finansować Śląsk tylko do końca 2011 roku. Później ciężar utrzymywania drużyny miała przejąć galeria handlowa, jaką planowano wybudować obok stadionu. Jednak inwestycja nie została zrealizowana. Miniony rok Śląsk przetrwał dzięki 12 mln zł pożyczki udzielonej przez gminę. Wrocław połowę założył za siebie, a drugą za Solorza. Do dziś biznesmen nie oddał pieniędzy klubowi, a Śląsk nie zwrócił pożyczki miastu.
SPORT
Ruch próbuje wyjść z twarzą, wygrywając w pucharze.
– Puchar Polski jest dla nas ostatnią szansą na wyjście z twarzą na zakończenie sezonu. Na boisku musimy zrobić swoje, wtedy awansujemy do półfinału – twierdzi „Ecik”. Zagłębie to jednak silna drużyna, w której prym wiodą obcokrajowcy. – To bardzo mocna grupa z Papadopulosem i Jeżem na czele. Z Jeżem grałem w Polonii, to bardzo inteligentny, kreatywny zawodnik. Prawdziwy reżyser poczynań Zagłębia. Ofensywni gracze z Lubina będą mieć wiele do powiedzenia, bo Zagłębie musi atakować. Ale my nie zamierzamy się bronić, bo bardzo chcemy awansować. Mamy zresztą bardzo dobry wynik z pierwszego meczu, więc jestem dobrej myśli – przyznaje Pavel Szultes. Ostatni mecz Ruchu ze Śląskiem oglądali uważnie przedstawiciele lubinian. Co sądzą o Ruchu? – stworzył sobie więcej okazji do strzelenia bramek, ale chorzowscy piłkarze razili nieskutecznością, więc mogą żałować, że nie wygrali. Trzeba jednak przyznać, że „Niebiescy” grają lepiej, niż na początku sezonu, a trener Zieliński ma do dyspozycji zawodników, którzy szczególnie groźni są w ofensywie – twierdzi Otto Brunegraf, II trener „Miedziowych”, w rozmowie z dziennikiem „Sport”. – Nie zamierzamy kalkulować. Droga do Europy jest najkrótsza dzięki zwycięstwu w Pucharze Polski, więc jedziemy do Chorzowa, by wygrać – dodaje.
Marek Kostrzewa analizuje grę Górnika.
Jego zdaniem za złe wyniki nie można winić Tomasza Zahorskiego. – – Można mieć do Tomka wiele uwag, ale z obecnej kadry nikt nie potrafi tak grać głową i wstawić nogi pod bramką rywala. Tylko trzeba mu dać ku temu okazję. Musi fizycznie być w pobliżu pola karnego, przyjąć ją i rozegrać z bocznymi pomocnikami, a nie cofać się 40 metrów i walczyć o każdą „głowę”. Fajnie, że walczy, ale z tego nie ma żadnego zagrożenia, skoro Górnik gra jednym napastnikiem. Brakuje potem Tomka pod bramką, a inni tej luki nie wypełniają – zauważa Kostrzewa. Do kogo więc należy kierować uwagi? – Łuczak w trzech meczach nie miał żadnej sytuacji bramkowej. I rzecz najważniejsza – przy takiej grze bocznych pomocników, którzy nie są w stanie przez 90 minut dograć dobrej piłki, jeden napastnik może naprawdę niewiele. Bonin? Fajny chłopak, ale nie bardzo wierzyłem i wierzę, że jeszcze pomoże Górnikowi. I nie trafia do mnie argument, że przyszedł do Zabrza za mniej więcej 10 tysięcy miesięcznie. Szczerze? Zdecydowanie wolałbym, by grał zdrowy Konrad Nowak, bo Górnik na podium szansę ma niewielką, a trzeba ogrywać piłkarzy, którzy będą decydowali o grze zespołu jesienią, kiedy zagra nie dla trzech, ale 20 tysięcy ludzi – zaznacza.
POLSKA THE TIMES
Lechia może zagrać sparingowo z Juventusem?
Operator PGE Areny negocjuje z Juventusem Turyn możliwość rozegrania meczu pokazowego z Lechią Gdańsk! Do starcia biało-zielonych z mistrzem Włoch miałoby dojść latem tego roku. Operator PGE Areny już kontaktował się już z władzami Juventusu Turyn, które podjęły temat, ale do finalizacji jeszcze daleko. Nieznany jest obecnie dokładny termin ewentualnego meczu. – Nie potwierdzam, ani też nie zaprzeczam. Na razie nie będziemy się wypowiadać na ten temat – powiedział „Dziennikowi Bałtyckiemu” enigmatycznie Michał Brandt, rzecznik prasowy PGE Areny. Nieco więcej miał do powiedzenia Andrzej Bojanowski, wiceprezydent Gdańska. – To prawda, że negocjowano z Juventusem, nie wiem tylko jak się projekt rozwija, bo nie znam szczegółów. Taka impreza byłaby na pewno czymś bardzo fajnym w kalendarzu eventów w tym roku – przyznał w rozmowie z TVN 24, które podało również, że szacowany koszt całej imprezy to ok. 800 tysięcy złotych (200 tys. euro).
SUPER EXPRESS
Krótka rozmówka z trenerem Zagłębia Lubin.
Zdobycie Pucharu Polski jest dla pana ważniejsze niż Ekstraklasa?
– Na początku sezonu straciliśmy trochę za dużo punktów, ale to nie znaczy, że lekceważymy ligę. Wpajam zawodnikom, by każdy mecz traktowali jak bój o mistrzostwo świata. Nie ma nieważnych spotkań. W pierwszym meczu PP z Ruchem (2:2 – red.) zagraliśmy słabiej, niż oczekiwałem, ale do Chorzowa jedziemy powalczyć o awans do półfinału tych rozgrywek.
Gdyby Zagłębie przenieść do ligi czeskiej, to…
– …na pewno byłoby w górnej połowie tabeli. Liga polska opiera się na przygotowaniu fizycznym, czeska jest bardziej techniczna, ale tam też dalibyśmy sobie radę.
Jest pan zapalonym myśliwym. W Polsce miał pan już okazję wybrać się na polowanie?
– Tylko jako obserwator. Nie mam tu ani sprzętu, ani pozwolenia na posiadanie broni. Dlatego kiedy jest okazja, poluję podczas urlopu, u siebie. Muszę się pochwalić, że udało mi się ustrzelić pięknego jelonka, kilka dzików i koziołków. W domu mam na co popatrzeć.
I jeszcze druga – z Robertem Lewandowskim.
Miło się patrzy na tabelę najlepszych strzelców, której jesteś liderem z 17 golami na koncie.
– Nie wiem, czy miło, bo jeszcze na nią nie patrzyłem (śmiech). Wiem, że jestem liderem, ale nie podchodzę do tego z wielką ekscytacją. Po prostu się cieszę, ale świętować będę mógł, dopiero gdy rzeczywiście wywalczę koronę.
Kilka tygodni temu wraz z Kubą Błaszczykowskim i Łukaszem Piszczkiem nagrywaliście reklamówkę Opla. Dlaczego akurat ciebie wysłano na tylne siedzenie?
– Na boisku zawsze jestem z przodu, więc w reklamie byłem, jak to mówię, „hinten”, czyli z tyłu. Chodziło o to, by ustawić nas na przekór tego, jak to wygląda w meczu. Nie brakowało śmiechu, bo chodziło też o to, by do nagrywania tej reklamy podejść z dystansem. Cała akcja poszła sprawnie, zajęła 2 – 3 godziny, zaraz potem pojechaliśmy na trening.
Nie ustają spekulacje na temat twojego transferu do Bayernu. Starasz się już mówić z bawarskim akcentem?
– Uczę się niemieckiego po prostu, bez żadnych akcentów (śmiech). Spekulacje nie ustają, ale ja naprawdę jestem poza tym wszystkim.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Zbigniew Boniek chce zjazdu PZPN.
Uchwała o zjeździe PZPN, który ma się odbyć 21 czerwca to najważniejszy punkt środowych obrad. – Zjazd trzeba zwołać, bo potrzebne są zmiany w statucie. Federacja musi działać sprawniej, szybciej podejmować decyzje. Bez zmian w przepisach nie będzie to możliwe – tłumaczy prezes Zbigniew Boniek. Walne zgromadzenie delegatów będzie pierwszą okazją do oceny pracy nowego szefa przez ludzi, którzy w październiku ubiegłego roku wynieśli go do władzy. Teoretycznie mogłoby to być również starcie z opozycją – bo tak bywało za czasów Grzegorza Laty. Tym razem przeciwników nowego prezesa na zjazdowej sali trzeba jednak szukać ze świecą. Boniek w federacji ma bardzo niewielu wrogów, a jeszcze mniej takich, którzy odważyliby się głośno wystąpić przeciw niemu. Prezes raczej będzie się chwalił sukcesami nowej władzy i wiele wskazuje na to, że nie zabraknie mu argumentów – uciszył przecież związkowe spory, stworzył profesjonalne biuro i komisje, zadbał o pozytywny wizerunek w mediach. Gdy ktoś spróbuje mu wytknąć ewentualne błędy, Boniek będzie miał gotową odpowiedź – potrzebuję zmian w statucie, by rządzić skuteczniej. I tym bardziej statutowe zmiany zostaną przegłosowane.
„PS” spekuluje, że Dusan Kuciak może odejść latem.
Bramkarze w takim klubie jak Legia mają parszywą robotę. Często długimi fragmentami meczu stoją, nudzą się, kopną piłkę do obrońcy i muszą zrobić wszystko, by zachować koncentrację. Kuciak ma swój sposób: po prostu chodzi i mówi do siebie. – Różne rzeczy wygaduję, bo dzięki temu ciągle jestem skoncentrowany na grze – wyjaśniał reprezentant Słowacji. Suche statystki mówią, obecny sezon nie jest dla Kuciaka tak udany, jak poprzedni. Wtedy dał się pokonać tylko 17 razy, teraz puścił już 18 bramek (średnio jedną na mecz). Kiedy przychodził do Legii z FC Vaslui (za darmo, zerwał kontrakt z powodu zaległości finansowych), nie ukrywał, że chce spróbować swoich sił w lepszej lidze niż nasza. – Mam nadzieję, że jak Jan Mucha czy Łukasz Fabiański, trafię stąd do jednej z najsilniejszych lig w Europie – mówił. I latem prawdopodobnie tak się stanie. Już w ostatnim oknie transferowym zawodnik otrzymał kilka ciekawych ofert, m.in. z West Hamu, gdzie za młodu był na stażu. Informacja o zainteresowaniu ze strony Interu Mediolan także nie była wyssana z palca, Włosi interesowali się legionistą. Propozycje pojawiły się jednak pod koniec stycznia i zabrakło czasu na finalizację.
Tekst o Tomasie Docekalu.
– Ł»al mi było chłopaka, bo jest miły i grzeczny, a po tych występach chodził po budynku jak struty – mówi były prezes Piasta Józef Drabicki. – Ale spokojnie, jeśli ktoś z powodu tych trzech bramek DoÄekala wpadł w euforię, to radziłbym mu polać głowę kilkoma kubłami zimnej wody. Jarka i Zahorski też kiedyś strzelali gole i przy tym nieźle grali w piłkę, a gdzie są dzisiaj? Tymczasem TomaŁ¡ ma ogromne braki techniczne i nie zmieni tego fakt, że ostatnio mu się poszczęściło i zdobył trzy bramki – dodaje Drabicki. Jeszcze w kończącym rundę jesienną wyjazdowym meczu Piasta z PGE GKS (3:1 dla gliwiczan) komentujący tamto spotkanie Marcin Adamski stwierdził, że „ludziom, którzy sprowadzają do naszej ligi takich zawodników jak Polak czy DoÄekal, powinno zakazać się pracy w polskiej piłce”. – Teraz można odbić piłeczkę, mówiąc, że ludziom, którzy mówią takie rzeczy, powinno się zakazać komentowania ligowych spotkań – zauważa Dudek.