W poniedziałkowej prasie sporo ligowych materiałów. Mamy jednak też wywiady. Z Rybusem, Szukałą, Ratajczykiem. Dziennikarka „Przeglądu Sportowego” rozmawiała też w Barcelonie z Leo Messim, ale jak to w tych przypadkach zwykle bywa – postać znacznie ciekawsza od samego wywiadu.
FAKT
Rybus latem pomyśli o wyjeździe z Tereka.
Byłeś zaskoczony powołaniem?
– Jakoś nie nastawiałem się specjalnie na powrót, bo przecież nowy selekcjoner ani razu nie widział mnie w akcji. Spotkaliśmy się jakiś czas temu na lotnisku, pytał mnie o zdrowie i formę, ale to była krótka rozmowa, z której nie wyciągałem żadnych wniosków. Oczywiście cieszę się, że wracam. Po kontuzji nie ma już śladu, jestem gotowy do gry w stu procentach.
Liga nie zaczęła się dla was dobrze.
– Na pewno jesteśmy w stanie powalczyć z Terekiem o awans do Ligi Europy. Na początek mamy ciężkich rywali, bo po Spartaku czekają nas mecze z Rubinem i Zenitem. Nikt konkretnego celu nam nie stawia, ale jesteśmy dobrej myśli przed dalszą częścią sezonu. Jesienią wygraliśmy wszystkie trzy mecze z faworytami. Teraz zaliczyliśmy falstart, ale to dopiero początek rundy rewanżowej.
Przyzwyczaiłeś się do życia w Rosji?
– Wygląda to wszystko inaczej, niż w Polsce czy na zachodzie Europy. Weźmy na przykład kwestie finansowe. Pieniądze dostajemy czasami do ręki, zdarzyło się, że po dobrym meczu prezydent wręczył nam potrójną premię. Nie ma tutaj z góry ustalonych kwot za zwycięstwa. Jak pokażesz się z dobrej strony, to na pewno nie będziesz narzekał.
RZECZPOSPOLITA
Rozmowa z prezesem Cracovii – Januszem Filipiakiem.
Powiedział pan na początku roku, że żałuje, iż Cracovia nie spadła już trzy lata temu z ekstraklasy. Dziś też by pan tak powiedział?
– Są różne modele sponsorowania i różne motywy. Większość osób sponsoruje, bo chce mieć sukces, wygrywać, wejść do Ligi Mistrzów i to nie jest nasz model. Cracovia to jest klub szczególny, mający potężną pozycję w Krakowie, jedno z aktywów tego miasta. Jego kibice są z nim związani na dobre i na złe. Oczywiście, każdy chce sukcesu, ale nawet, gdy Cracovia nie wygrywa, to ciągle jest więź z klubem. To, co się okazuje po 10 latach naszej obecności, to bardzo duża akceptacja społeczna tego, że Comarch jest sponsorem. Powtarzam, każdy chce wygrywać, ale od wygrywania jest ważniejsze to, że ten klub wyprowadziliśmy na prostą. Mamy piękny stadion, podziwiany przez <$>wszystkich, halę lodową, własne obiekty treningowe. Ten klub mam większe znaczenie niż inne, gdzie jest tylko dwudziestu facetów biegających po boisku.
Mówi pan, że kapitał społeczny jest najważniejszy, ale kibice Cracovii aniołkami nie są. A jak nie ma wyników, a chuligani narozrabiają, to się chyba wszystkiego odechciewa?
– Mówimy o tym, co się za klubem ciągnie, bo ostatnie zamieszki mieliśmy kilka lat temu. Wtedy zmniejszyłem pojemność trybun z 10 tys. do 2,5 tys. To zostało bardzo źle przyjęte przez kibiców, ale odniosło skutek. Od tego czasu nie mamy z nimi problemów.
Wtedy pan bardzo gorzko mówił o kibicach, którzy przeciągnęli na swoją stronę stadionowych stewardów.
– Tak, tylko, że to nie była wypowiedź dla prasy. Poszedłem się spotkać z kibicami i pokłóciłem się z nimi. Zapytałem: czy są kibicami, czy wrogami Cracovii. Powiedzieliśmy sobie parę ostrych słów wtedy. Rozmawiałem wtedy z prezesem Mariuszem Walterem, który dzielnie twierdził, że wyrzucił 150 osób. Ja powiedziałem, że wyrzuciłem 7,5 tysiąca. Trudno jest mówić prasie, że jest fajnie z kibicami, bo oni w każdej chwili mogą pokazać co innego. Ale dziś nasze relacje są tak dobre, jak mogą być.
GAZETA WYBORCZA
Zagłębie Lubin w pogoni za czołówką.
Piłkarze Zagłębia po meczach są proszeni przez dziennikarzy o rozmowy w tzw. mix zonie znajdującej się po drodze do szatni. Gdy Miedziowym mecz nie wyjdzie, piłkarze zazwyczaj uciekają przed reporterami. Tym razem było tak samo, ale to dlatego, że spieszyli się do szatni, by świętować. W sidła dziennikarzy wpadł tylko Michal Papadopulos. – Bóg musiał widzieć ten nasz mecz i pozwolił nam w końcówce strzelić bramkę – cieszył się czeski napastnik Zagłębia. – Okazji było wcześniej bez liku. Rywale mieli jedną i ją wykorzystali. Ale myślę, że nikt w Jagielloni nie może mieć pretensji, że tu przegrali, bo myśmy na to zwycięstwo ciężko zapracowali. Zadowolony był po spotkaniu trener Pavel Hapal. Nie zmartwił się nawet kiepską skutecznością swych graczy. – Czasami czegoś w takich sytuacjach brakuje, ale to nie wynika z braku umiejętności – tłumaczył swych graczy Hapal. – Owszem, mieliśmy sporo sytuacji i można było je sfinalizować, ale jeśli ktoś chciałby nam zarzucić brak skuteczności, to przypomnę, że strzeliliśmy tej wiosny osiem bramek w czterech meczach. Dzisiaj zagraliśmy bardzo dobrze. Zrealizowaliśmy przedmeczowe założenia. To był naprawdę dobry mecz.
Piątek i Todorovski jednak chcą zostać w Polonii
W środę Piłkarski Sąd Polubowny będzie rozpatrywał wniosek o rozwiązanie kontraktu z winy klubu dwóch zawodników Polonii – Piątka i Aleksandara Todorovskiego. Po meczu z Wisłą byłemu kapitanowi „Czarnych Koszul” mniejszy ból sprawiały pytania o kontuzje niż te dotyczące jego przyszłości w klubie. – Na razie nie chcę o tym mówić – odpowiedział na pytanie, czy nie zamierza wycofać wniosku. Jak się dowiedzieliśmy, do środy będą trwały negocjacje między klubem i piłkarzami, a raczej reprezentującymi ich mecenasem – Agatą Wantuch – i menedżerami, by od sprawy odstąpić. Dwójce zawodników zależy na tym, by na razie zostać w Polonii. Ze sportowego punktu widzenia to dla nich dziś najlepszy wybór, bo trudno będzie im teraz znaleźć nowy klub (gdyby go mieli, odeszliby już wcześniej, tak jak Baszczyński, Brzyski, Dwaliszwili, Cotra i Kokoszka), a jeśli nawet to się uda, to muszą się liczyć z trudnościami z aklimatyzacją w nowym otoczeniu. O ile Piątek nie ma innych wyzwań poza polską ligą, to Todorovski występuje w reprezentacji Macedonii. Właśnie dostał powołanie na mecz eliminacyjny do mistrzostw świata z Belgią. Prawy obrońca Polonii nie chciałby się rozstawać z kadrą, a jeśli przestanie występować w klubie, to taki scenariusz jest prawdopodobny.
SPORT
Legendy Górnika krytycznie o dzisiejszym zespole zabrzan.
Oglądający w Zabrzu mecz Górnika z Lechem (0:1) słynni niegdyś gracze tego klubu Jan Banaś i Andrzej Szarmach byli krytyczni wobec postawy gospodarzy. – Chcieć to za mało. W grze ofensywnej Górnika nie ma dziś jakości – podsumował w „Sporcie” Szarmach. Zdaniem Banasia nie było szans, aby mający długą przerwę w grze Prejuce Nakoulma i Ireneusz Jeleń dali dobrą zmianę. – Poza tym to są piłkarze na kontrę, a Górnik musiał w końcówce grać atak pozycyjny – twierdził Banaś. Według Szarmacha oba rzuty karne w tym meczu zostały podyktowane niesłusznie.
Błażej Telichowski o swojej kontuzji i porażce z Legią.
– Jestem podłamany tym, co się stało. Po pierwsze, że przegraliśmy, po drugie, ten uraz. Początek rundy był dla mnie obiecujący. Na pewno nie tak miało to wyglądać – mówi kontuzjowany Błażej Telichowski. W drugiej połowie Telichowski zderzył się z bramkarzem Legii, Duszanem Kuciakiem. Piłkarz od razu został przewieziony do szpitala. Jeszcze na stadionie zawodnika opatrywał lekarz Robert Gulewicz. W miejscu, gdzie powinien znajdować się staw, wyczuł dwucentymetrową szparę. – Zderzenie było dosyć mocne. Nie usłyszałem żadnego krzyku Kuciaka, w stylu „moja”. Dowiedziałem się już po meczu, że… to niby ja go faulowałem. Taka wiadomość to dla mnie całkowita abstrakcja. Nie boję się powiedzieć, że sędzia od początku tego meczu zaczął nas kartkować – mówi piłkarz Podbeskidzia.
DZIENNIK POLSKI
Krótka rozmówka z Michałem Chrapkiem po jego pierwszym golu w lidze.
W meczu przeciwko Polonii Warszawa zdobył Pan pierwszą bramkę w barwach Wisły Kraków. To było wyczekiwane trafienie?
– To był mój 14. występ w ekstraklasie w tym sezonie i do tej pory nie miałem na koncie ani asysty, ani bramki. Wiadomo więc, że czekałem na to, aby w końcu się udało. Tak się stało i się bardzo z tego cieszę.
Miał Pan poczucie, że nie spełnia w Wiśle pokładanych w Panu nadziei?
– Miałem przemyślenia, że nie asystuję, nie strzelam. Powiedziałem sobie, że zrobię wszystko, aby od tego meczu to zmienić, coś dać naszej drużynie.
Były chwile zwątpienia?
– Nie mówiłem sobie, że ekstraklasa to dla mnie za wysokie progi. Uważam, że stać mnie na taką grę, aby sobie w niej radzić. Jak już wspomniałem, brak asyst i goli to był jednak sygnał, że coś jest nie tak. Rozmyślałem o tym dużo. Skoro gram ofensywnie, to powinienem strzelać, asystować, a tego nie robiłem. Mam nadzieję, że od tego meczu z Polonią będzie już inaczej.
SUPER EXPRESS
Rozmowa z Łukaszem Szukałą, który zgłasza akces do kadry.
Trudno było zatrzymać gwiazdy Chelsea?
– Rywale mają fantastycznych piłkarzy, ale zasłużenie wygraliśmy. Udowodniliśmy, że nasze wcześniejsze dokonania w Lidze Europy nie były przypadkowe, mamy naprawdę mocną drużynę, z którą trzeba się liczyć nie tylko w Rumunii.
W Rumunii pewnym krokiem zmierzacie po mistrzostwo. Kiedy koronacja?
-Jak najszybciej! Przed sezonem prezes Gigi Becali powiedział wprost, że wywalczenie tytułu jest priorytetem. W klubie czekają na to bardzo długo, od 2006 roku. Prezes marzy o Lidze Mistrzów.
Czujesz się niedoceniany przez sztab kadry?
– Wiem, że selekcjoner mnie obserwuje, bo jego człowiek był w Bukareszcie na meczu z Dinamo. Co ja mogę zrobić? Sam sobie powołania nie wyślę. Chcę grać w reprezentacji, to moje marzenie. Kiedyś sobie powiedziałem, że wrócę jeszcze do w kadry. Mówię wrócę, bo wcześniej grałem w młodzieżówce. Widocznie muszę jeszcze poczekać.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Barbara Bardadyn rozmawiała w Barcelonie z Leo Messim.
Barcelona znajduje się w bardzo trudnej sytuacji. Javier Mascherano powiedział ostatnio, że drużyna musi dokonać większego wysiłku. Co trzeba zrobić, żebyście na powrót zadziwiali świat swoją grą?
– Przytrafiło nam się wiele złych rzeczy, przeżyliśmy kilka porażek, ale mam nadzieję, że nadejdą jeszcze radosne chwile, jak te, które były naszym udziałem w ostatnich latach. To oczywiste, że teraz, jeszcze bardziej niż wcześniej, musimy dać z siebie więcej i wszyscy w szatni jesteśmy tego świadomi. Mamy za sobą ciężkie porażki i musimy zrobić wszystko, żeby odmienić naszą sytuację. Wiemy, że wtorkowy mecz przeciwko Milanowi będzie kluczowy, aby dokonać tej zmiany.
Jaka jest diagnoza tego, co w ostatnim czasie stało się z drużyną?
– Wiemy, jakie są przyczyny, wiemy gdzie popełniliśmy błędy. Rozmawialiśmy o tym, ale niech zostanie to za drzwiami szatni.
Czy te porażki tak bardzo pana dotknęły, że można powiedzieć, że jest pan smutny?
– Nie, nie jestem smutny. Boli mnie to, ale smutny nie jestem. Nie lubimy przegrywać, a tym bardziej ważnych meczów. Jednak nadal mamy chęci, zarówno ja, jak i cała drużyna, żeby walczyć każdego dnia, chcieć coraz więcej i to sprawia, że cały czas rywalizujemy w ten sam sposób.
Duży wywiad z mocno zapomnianym Krzysztofem Ratajczykiem.
Już ponad 16 lat mieszka pan w Austrii, w Polsce jest pan zapomniany. Pojawiły się różne plotki: że pan pije, że chciał pan zabić żonę i trafił przez to do wariatkowa.
– Rozmawiał pan przecież z moją żoną przez telefon? Myśli pan, że dalej by ze mną była, gdybym się na nią rzucił? Między innymi dlatego nie chciałem z nikim z Polski rozmawiać. Co z tego, że teraz wszystko zdementuję i wytłumaczę, skoro ludzie i tak będą mówić swoje? Zresztą tylko winny się tłumaczy.
Pańska żona twierdzi, że te plotki rozpuszczają ludzie z polonijnej drużyny w Wiedniu, z którą pan się rozstał. W ogóle pani Edyta nie ma najlepszego zdania o wiedeńskiej Polonii.
– Inne narody na emigracji sobie pomagają, a Polak tylko patrzy, jak rodakowi zaszkodzić. Jak ci Polak na Zachodzie nie zaszkodził, to już znaczy, że pomógł. Grałem przez jakiś czas w klubie FC Polska, ale szybko zrezygnowałem. Czy to oni stoją za plotkami? Pojęcia nie mam. Nie interesuje mnie to.
Początek lat 90. w polskiej piłce, gdy pan zaczynał karierę, to były ciekawe czasy. Resztki komuny, krzyżowały się z wilczym kapitalizmem, a w Legii pułkownicy mijali się z biznesmenami w mokasynach i białych skarpetkach.
– Przychodziłem do Warszawy jako 18-latek, drużyna było świeżo po wielkich meczach w europejskich pucharach, z Sampdorią i Manchesterem United, ale w lidze nam nie szło. Legia była jeszcze wojskowym klubem, ale już pojawił się gdzieś na horyzoncie Janusz Romanowski. Na początku na zasadzie, powiedzmy, sponsora. Dopiero jak zostaliśmy w kolejnym roku mistrzem, a tytuł zabrał nam PZPN, Romanowski zaczął poważniej działać w klubie. Za komuny Legia brała kogo tylko chciała, powołując do wojska. Jak przyszedł Romanowski to sobie po prostu każdego kupował. W Legii wylądowała połowa srebrnych medalistów z drużyny olimpijskiej z Barcelony 92. Rządziliśmy w tej lidze.