Właściciel Cracovii udzielił „Rzeczpospolitej” okolicznościowego wywiadu na rozpoczęcie rundy wiosennej. Gdybyśmy mieli podsumować go w dwóch słowach, napisalibyśmy: dosyć dziwaczny. Trochę jak w niedawnej rozmowie z Cupiałem, niewiele trzyma się kupy i idealnie tłumaczy go fraza, którą na koniec wypowiada Filipiak:
NIE JESTEM WIELKIM ZNAWCÄ„ PIŁKI.
Ok, powiedzmy, że zdążyliśmy się przekonać.
Parę zdań wcześniej Filipiak mówi: – Są różne modele sponsorowania i różne motywy. Większość osób sponsoruje, bo chce mieć sukces, wygrywać, wejść do Ligi Mistrzów i to nie jest nasz model. Cracovia to klub szczególny, mający potężną pozycję w Krakowie, jedno z aktywów tego miasta”. Większość osób sponsoruje, bo chce mieć sukces (…) to nie jest nasz model”. Bardzo dobre! Warto byłoby tylko dać znać Stawowemu, że jego nadzieje rozmijają się z wizją prezesa, bo biedak wciąż wierzy, że niedługo zagra w pucharach.
Trudno nie zgodzić się z jednym: Cracovia to klub szczególny. Niewiele jest w Polsce takich, które teoretycznie mają wszystko, żeby osiągnąć sukces. Stadion, pieniądze, kilkutysięczne grono kibiców, którzy znoszą najgorszą piłkarską padakę. Wszystko… za wyjątkiem działaczy. Raczej permanentny brak dobrego zarządzania. Ale jak to mówi właściciel: są różne modele…
Filipiak opowiada w wywiadzie, że klub stworzył zimą warunki organizacyjne, które zbliżają go do awansu do Ekstraklasy. Ale, jak zwykle, patrzy tylko pół kroku do przodu. Ściągnął sobie Lacicia, który przez całą jesień zjeżdżał z Bełchatowem do pierwszej ligi. Sprowadził rezerwowego bramkarza i Michała Zielińskiego, który mieni się napastnikiem, tylko jakoś nigdy nie strzelił więcej niż sześciu goli w sezonie. Ale to jeszcze pół biedy, na awans może wystarczyć. Co znacznie istotniejsze, rozstał się z dyrektorem sportowym i wiceprezesem, a to oznacza, że pion sportowy Cracovii ciągle jest w strzępach i opiera się tylko na Jakubie Tabiszu, wiernej prawej ręce bossa. Gdzie te organizacyjne podstawy? Naprawdę, bez żartów.
Bardzo podoba nam się też fragment o wyjeździe Klicha do Niemiec. Filipiak mówi: – Uważałem, że poszedł tam przedwcześnie. Myśmy mu to tłumaczyli w klubie, nie tylko ja, ale także inni zawodnicy, którzy podobną historię przeszli. Wtedy w drużynie był Andrzej Niedzielan, który też swoje przeszedł w zachodnich klubach. Podawaliśmy różne przykłady, ale u niego magia kasy i chęć szybkiego wypromowania się była tak wielka, że w ogóle nie chciał nas słuchać.
Klich oczywiście ani przez moment nie spotkał się z Niedzielanem w Cracovii. Niedzielan podpisał kontrakt 7 lipca 2011 roku. Klich trzy tygodnie wcześniej był już piłkarzem Wolfsburga. Wiadomo, nie dał sobie w nim rady, ale gdyby nie odszedł, mógłby dziś być drugim Wszołkiem. Tak trudno sobie to wyobrazić? Zamiast tego zarobił bardzo dobre pieniądze. Stracił sporo czasu, ale dzisiaj jest wreszcie w Holandii, gra regularnie i odbudowuje pozycję. Złapał okazję, spróbował sił za granicą. Co lepszego czekałoby go w Cracovii? Gra za frytki w pierwszej lidze. Faktycznie, ma czego żałować.
Naprawdę, właściciele polskich klubów – i przekonujemy się o tym po raz kolejny – nie powinni zbyt często udzielać się w mediach. Z korzyścią dla własnego wizerunku.