Trybuny w Bełchatowie – czy tak wyglądają jakiekolwiek derby?

Lokalna prasa pompowała balonik: derby regionu, mecz rywali, gratka dla kibiców. W samym Bełchatowie poza fanami GKS-u jest i spora grupa widzewiaków, więc termin „walki o dominację w mieście” nie był nawet taki naciągany. I co? Nic. Zero. Trybuny w Bełchatowie wyglądały dokładnie tak jak gra obu klubów i śmiemy twierdzić, że ciekawiej było nawet na trwającym równolegle w Wiśle V Międzynarodowym Sympozjum na temat najnowszych metod badań okulistycznych.
Swoją drogą, na ten zjazd okulistów można by wysłać władze Bełchatowa i wszystkich ludzi odpowiedzialnych za decyzję sprzed kilku dni o zamknięciu sektora gości przed sympatykami Widzewa. Może korekcja wzroku pozwoliłaby im dostrzec, jak wyglądały puste sektory podczas meczu okrzykniętego mianem „spotkania derbowego”. Nie zrozumcie nas źle, jesteśmy świadomi, że przyjazd widzewiaków nie miałby zbyt wiele wspólnego z pielgrzymką harcerzy na Jasną Górę, a zapewnienie bezpieczeństwa w mieście wymagałoby pewnie sporo zachodu. Tyle że… To chyba powinna być norma, czyż nie? Co to za miasto, które nie potrafi sobie poradzić z kilkusetosobową grupą kibiców? Mając do dyspozycji monitoring i wszelkie inne narzędzia służące do poskramiania chuliganów z listami wyjazdowymi na czele?

Kupa w pancerzu na widok czterystu kibiców, choćby nawet byli to starannie wyselekcjonowani chuligani z największych europejskich bojówek nie wystawia zbyt dobrej opinii bełchatowskiej policji. A skutki ich decyzji było widać na trybunach, gdzie nie było ani kibiców Widzewa, ani Bełchatowa. Co zresztą nie może dziwić – biorąc pod uwagę piłkarskie umiejętności magików z Piłsudskiego i Sportowej, zrozumiałe że jednym z niewielu bodźców do ruszenia tyłka w zimową pogodę na stadion była właśnie rywalizacja zwaśnionych grup. Co gorsza – z Ruchem będzie identycznie, znów padaka na boisku i padlina na trybunach. Brawa dla komendy.