Adamek poznał siłę mediów, Chińczyk zagra w Warcie, Urban oczekuje pokory

redakcja

Autor:redakcja

08 marca 2013, 08:17 • 9 min czytania

W dzisiejszej prasie sporo wywiadów. Obudził się przede wszystkim Fakt. Warto zajrzeć też do rozmowy z Janem Urbanem w Rzeczpospolitej. Natomiast w Przeglądzie Sportowym dziś kilka większych tekstów m.in. o Miłoszu Przybeckim czy Kamilu Adamku.

Adamek poznał siłę mediów, Chińczyk zagra w Warcie, Urban oczekuje pokory
Reklama

FAKT

Rozmowa z Michałem Ł»ewłakowem.

Reklama

Co się dzieje z Legią w rundzie wiosennej?
– Kilka czynników decydowało o ostatnich wynikach. Mecze z Koroną i Bełchatowem pokazały nam, że pomimo tego, że jesteśmy faworytami, mamy mocny skład, to czasem trzeba dać od siebie więcej. Wspólnie analizujemy przyczyny słabych wyników. Czasami samo zawstydzenie się na forum drużyny powoduje, że człowiek staje się mocniejszy. Najgorsze jest zamiatanie pod dywan. Do presji trzeba się przyzwyczaić. Musimy być mocniejsi mentalnie.

A może po prostu zostaliście źle przygotowani do rundy?
– Przygotowanie fizyczne nie jest problemem Legii. Chodzi o sposób myślenia, szybkość podejmowania decyzji na boisku. Tutaj może leżeć nasz błąd. Przeciwko takim drużynom jak Korona nie wystarczy przeciwstawić walki. Drużyna ma wewnętrzne lęki. To pierwsze mecze po obozach. Do Legii doszło zimą czterech zawodników, nie każdy jest jeszcze pewny swojego miejsca w składzie. Na pewno to też nie pozwala wykrzesać z drużyny całego potencjału. Osobiście mam nadzieję, że na tych dwóch pierwszych meczach nasza kiepska postawa się zakończy.

Sesja z psychologami coś Wam dała?
– Miałem już w trakcie swojej kariery spotkania z psychologami. To są sprawy osobiste dla każdego zawodnika. Ja osobiście lubię tego typu spotkania. Człowiek uczy się chociażby pewnych technik opanowania stresu.

I jeszcze jedna – z trenerem Podbeskidzia, Dariuszem Kubickim.

Prezes Wojciech Borecki mówił przed rundą rewanżową, że mimo wielu osłabień zespołu zimą tchnął pan w drużynę nowego ducha. Jak to się udało?
– Kiedy przyszedłem do Podbeskidzia, to w oczy rzucił się pesymizm i brak radości u piłkarzy. Starałem i staram się im uzmysłowić, jak fantastyczny zawód wykonują i jak wielu chciałoby być na ich miejscu. Takie zabiegi socjologiczne, jak widać na razie pomogły. Oczywiście wszystko musi być poparte solidną pracą na treningach.

Na razie wiosną zdobyliście cztery punkty. Na obozie w Turcji siedział pan z kalkulatorem i liczył ile „oczek” trzeba zdobyć, żeby utrzymać się w ekstraklasie?
– Nie podchodzę do tego w ten sposób i piłkarze również. Wtedy koncentrowałem się z zespołem na pierwszym spotkaniu z Jagiellonią. Tak też jest i teraz. Liczy się tylko kolejny, najbliższy mecz. To dla nas jak finał Ligi Mistrzów. Taką atmosferę staram się wprowadzić w drużynie.

RZECZPOSPOLITA

Wywiad z Janem Urbanem o nowych piłkarzach, skutecznym prezesie i ambicjach w szatni.

Mówi pan, że pana piłkarze nie mogą tłumaczyć słabszego początku presją.
– Zrozumiałbym to, gdyby do końca zostały trzy kolejki, a w czołówce tabeli byłby ścisk. Wtedy mógłbym ich jakoś tłumaczyć, ale nie teraz. Na razie mnie to śmieszy, presja w takim klubie jak Legia to rzecz naturalna, mamy wielu doświadczonych zawodników i zespół musi sobie z nią poradzić. Jak się grało w Europie czy reprezentacji Polski, nie można się tanio tłumaczyć po remisie z Bełchatowem.

To, że Legię obwołano mistrzem Polski jeszcze przed pierwszym meczem, chyba panu nie pomaga?
– Nie pomaga ani mnie, ani zawodnikom. Wydaje mi się, że to brak szacunku dla rywali, bo przecież wszystko trzeba wywalczyć na boisku. Znamy polską ligę, widzimy, jak zaskakujące w każdej kolejce padają wyniki, dlatego niezbędna jest pokora i ciężka praca. Musimy potwierdzić to, że mamy drużynę na pierwsze miejsce nie w wywiadach, ale podczas meczów.

Musiał pan już wstrząsnąć swoimi piłkarzami, były mocne słowa?
– Na razie nie. Sami sobie przegraliśmy mecz z Koroną. Legia pierwszy raz od początku sezonu straciła trzy gole w jednym spotkaniu. To niedopuszczalne, że zdobywamy na wyjeździe dwie bramki i nie przywozimy do Warszawy nawet punktu. Straciliśmy gole po stałych fragmentach gry, to był kryminał, skandal, nie do przyjęcia. W taki sposób nie wolno nam grać. Rozumiem przegrać walkę w powietrzu, takie gole się zdarzają, ale nie można na boisku drzemać, gubić krycia.

GAZETA WYBORCZA

Władze Wrocławia namawiają Skodę, aby została sponsorem tytularnym stadionu

Rozmowy władz miasta z przedstawicielami Skody trwają od minionego roku. Szczegóły negocjacji chciała poznać Renata Granowska, szefowa klubu PO w radzie miasta, i o te sprawy zamierzała zapytać podczas ostatniego posiedzenia rady. – Wiem dobrze, że od kilku miesięcy pan wiceprezydent Adamski rozmawia z szefami Skody – twierdzi Granowska. – Zaproponował, że Wrocław przekaże im działkę obok zajezdni na ulicy Obornickiej, aby koncern motoryzacyjny postawił tam swój serwis. Równocześnie wiceprezydent namawia ich, aby zostali sponsorem tytularnym naszego stadionu. Chciałam dopytać się o szczegóły, o to, co stanie się z 260 ludźmi zatrudnionymi teraz w MPK do serwisowania i za jakie pieniądze miasto chce sprzedać prawa do nazwy stadionu – zaznacza Granowska. Z relacji radnej PO wynika, że przedziwnie zachowali się wiceprezydent Wojciech Adamski, jak również prowadzący posiedzenie przewodniczący Jacek Ossowski.

Andrzej Woźniak o bramkarzach Widzewa.

Gola dla Ruchu zdobył Maciej Jankowski. Czy w tej sytuacji Dragojević popełnił błąd?
– Jankowski strzelił w długi róg, a piłka nieszczęśliwie odbiła się tuż przed ręką Milosa. Nie powiem wprost, że to był jego błąd, ale był to strzał do wybronienia. Myślę, że sytuacja z czerwoną kartką była konsekwencją straconego gola. Milos czuł, że nie wszystko zrobił jak należy, i chciał się rehabilitować. Dlatego ruszył z bramki.

Co mówił po meczu? Przyznał, że popełnił błąd, czy się bronił?
– Oczywiście wiedział, że popełnił błąd. To bardzo fajny chłopak. Bardzo mu zależy, by pomóc drużynie. Na pewno w tych wiosennych meczach brakowało mu szczęścia. W spotkaniu ze Śląskiem Wrocław Milos miał kilka bardzo fajnych interwencji, ale wpuścił dwa gole. Nie popełniał błędów, ale przy farcie mógł te strzały obronić. Taki to już zawód. Bramkarz może leżeć przy słupku, napastnik strzela na pustą bramkę i trafia w niego. Tak też bywa. Od szczęścia naprawdę dużo zależy.

W Chorzowie za Dragojevicia wszedł debiutant Maciej Krakowiak. Moim zdaniem wypadł świetnie. Zgadza się pan?
– Poparł to naprawdę bardzo ciężką pracą. On trafił do nas po dużych przejściach, dawno nie grał w oficjalnym meczu. Wie, że pracuje na swoją przyszłość, skupił się na tym i robi postępy. W Chorzowie zrobił kolejny duży krok do przodu.

DZIENNIK POLSKI

Krótka rozmowa z Markiem Koźmińskim.

Działa Pan w nowym zarządzie PZPN już od kilku miesięcy. Wiele rzeczy Pana zaskoczyło?
– Dużo. Dla mnie to jest nowy rozdział w życiu, więc pewne rzeczy były dla mnie obce. Zdziwiło mnie to, że nie podchodziliśmy do organizacji polskiej piłki jak do biznesu. Staramy się poprawić organizację. Przede wszystkim trzeba dbać o finanse. O pozyskiwanie pieniędzy, a później o ich efektywny podział.

Nie ma już tak permanentnej krytyki PZPN, jaka była za poprzedniego zarządu.
– Stało się tak przede wszystkim dlatego, że dostaliśmy bardzo duży społeczny kredyt zaufania. To jest jednak dla nas wyzwanie, bo kiedyś kredyt się skończy, a naszym celem jest, żeby ten wizerunek uległ poprawie nie na kilka miesięcy, ale na lata.

Zmiany rozpoczęliście przede wszystkim w młodzieżowej piłce nożnej. Mamy tutaj na myśli zarówno funkcjonowanie młodzieżowych reprezentacji, jak i reformę rozgrywek juniorów, bo powstają ligi makroregionalne.
– Zmiany zostaną ocenione obiektywnie dopiero w perspektywie kilku lat. W młodzieżowej piłce potrzebna jest cierpliwość. Naszym najważniejszym recenzentem jest tzw. teren. Trenerzy, którzy na co dzień pracują z dzieciakami i zmagają się z większymi lub mniejszymi problemami. Chcemy słuchać tych ludzi, bo oni, dobrze znając temat, mogą nam często podpowiedzieć, że coś należy zrobić w taki czy inny sposób. Nie zadowolimy wszystkich, ale myślę, że dużo projektów uda nam się wcielić w życie. Potrzeba cierpliwości, gdyż polski sport po 1989 roku przeszedł traumę i dzisiaj jest to chyba ostatnia dziedzina, która nie została do końca sprofesjonalizowana.

SUPER EXPRESS

Tekst o największych zabijakach w ekstraklasie. Przewidywalny.

فukasz Skorupski (22 l., bramkarz, Górnik Zabrze)

Sam mówi o sobie, że jest wariatem. Motywuje się słowami: „Jesteś kozak, to będzie twój mecz”. A przed wyjściem obowiązkowo dostaje od trenera bramkarzy kilka razy po twarzy. Lubi adrenalinę. Kiedyś szukał zaczepki i w tym celu jeździł z kolegami do innych miast. W ubiegłym roku w knajpie Lorneta i Meduza wdał się w bójkę.

Oleksander Szeweluchin (31 l., obrońca, Górnik Zabrze)

Ukraiński stoper przyznaje, że uwielbia treningi na siłowni. O tężyznę fizyczną nauczył się dbać podczas służby w armii Związku Radzieckiego, w której nie chciał odstawać od kolegów. Na Ukrainie zyskał przydomek Ivan Drago. Znajomi w Dynamo Kijów uważali, że jest podobny do szwedzkiego aktora z filmu „Rocky”.

Yu Fei, nowy nabytek Warty Poznań czeka na spotkanie z panią prezes.

Prezesem Warty Poznań jest kobieta. W Chinach była modelka „Playboya” chyba nie mogłaby zostać sternikiem klubu?
– Nie wiem, czy by nie mogła, ale to rzeczywiście rzadkość. Wiem, że pani prezes to bardzo piękna kobieta. Niestety nie miałem jeszcze okazji poznać jej osobiście. W sobotę, gdy zagramy pierwszy mecz z Arką, na pewno to się zmieni.

W swoim poprzednim klubie spotkałeś Didiera Drogbę oraz Nicolasa Anelkę. Każdy wie, że to świetni piłkarze. A jacy są prywatnie?
– Nie byliśmy oczywiście wielkimi przyjaciółmi, ale trzeba powiedzieć, że obaj byli bardzo sympatyczni i nie zachowywali się jak wielkie kapryszące gwiazdy. Miło wspominam ten czas.

Do Polski przyjeżdża mało piłkarzy z Chin, dlaczego wybrałeś akurat nasz kraj?
– Po prostu akurat tu zaproponowano mi testy. Spodobołem się, więc zostanę. Mam zresztą nadzieję, że w Polsce zakotwiczę na dłużej.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Tekst o Miłoszu Przybeckim z Polonii Warszawa.

Dla zdolnego chłopaka z Czempinia Gimnazjum nr 3 w Poznaniu miało być kolejnym krokiem. Klasa sportowa złożona z reprezentantów Wielkopolski to najszybsza droga, by trafić do Lecha. Bajka skończyła się już po roku. 14-letni Miłosz musiał zacisnąć zęby, ukryć łzy i pożegnać się z kolegami. Usłyszał, że kadra Wielkopolski to dla niego za wysokie progi. Był mały, drobny, a z badań wynikało, że powyżej 165 cm nie urośnie. Do domu odesłał go obecny trener Lecha Mariusz Rumak, który wówczas uczył w tej szkole. – Prowadziłem go przez rok – Rumak od razu przypomina sobie młodego Przybeckiego. – Był szybki, odznaczał się dobrą sprawnością, ale warunki fizyczne nie miały znaczenia, brakowało mu umiejętności. Podczas selekcji zadecydowaliśmy, że powinien odejść. Nie dostrzegaliśmy w nim potencjału – tłumaczy.
Chłopak mocno przeżył tę decyzję. – Było mi smutno. Fajna ekipa, wielu dobrych zawodników, wszystko pod nosem – opowiada.

Awanturnik za tysiąc złotych – tekst o Kamilu Adamku.

Pytany, na co dokładnie chorował, nie potrafi udzielić jednoznacznej odpowiedzi. – Byłem tak zestresowany, że w jednej chwili mogę wszystko stracić, że nie chciałem się pojawiać w Jasienicy. Powrót do Drzewiarza to by było dla mnie upokorzenie. Trenowałem, żeby pozbyć się nerwów – tłumaczy. – Prezes brzydko się zachował. Udzielił głupich wywiadów na mój temat. Ja wtedy jeszcze nie znałem siły mediów. O tym, kim jestem i co się ze mną dzieje, dowiedziała się cała Polska. Często były to opinie nieprawdziwe i krzywdzące, które bolały mnie i moich najbliższych – przyznaje. Adamek mówi: – Prezes zachował się nie fair. Nie chcę publicznie prać brudów. Nie chodzi o finanse. Bardziej o sprawy ludzkie, zaufanie. Podpisałem nowy kontrakt z Drzewiarzem, zaufałem prezesowi, miał mnie wypromować, a okazało się, że w umowie jest stek bzdur. فaciok odpowiada: – Skoro to stek bzdur, niech wymieni chociaż jedną! Adamek nie podaje konkretów. Mówi tylko, że kontrakt z Drzewiarzem był dla niego niekorzystny. Zawodnik nie za dobrze odnajduje się w papierkowej rzeczywistości.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama