– Co powiedziałem piłkarzom po meczu z Zagłębiem? Ł»e totalnie i beznadziejnie dzisiaj… Ł»e zawiedliśmy naszych kibiców i dobrze, że gramy kolejne spotkanie. Bo mamy szybko okazję pokazać, że zapierdoliliśmy ten mecz – mówi w rozmowie z Weszło Artur Skowronek, trener Pogoni Szczecin. O błędach Janukiewicza, najlepszych bramkarzach w Polsce, nieudanym eksperymencie, podróży z Lubina i szacunku do Bonina.
Jacek Zieliński stwierdził ostatnio: „Nie wiem, co robili nasi sędziowie podczas zimowego zgrupowania w Turcji, ale jeżeli dalej będzie to tak wyglądać, to mecze będziemy kończyć w siódemkę”. Akurat Pogoń też była w Turcji…
Też nie wiem, co sędziowie robili, bo oni zajmowali się swoją robotą, a my – swoją. Polscy arbitrzy pojechali z pewnym bagażem, ale chcieli wrócić z pełniejszym. Wiem, że po tych dwóch kolejkach jest sporo kontrowersji, w meczu Wisły z Podbeskidziem też było, ale nie chcę oceniać ich pracy. Wierzę, że to, co robią, starają się robić jak najlepiej. Chociaż póki co więcej tych pomyłek, niż plusików.
Mateusz Borek napisał na Twitterze: „Sędziowie wracali z Turcji ze zgrupowania razem z dwoma drużynami ekstraklasy. Część arbitrów była, delikatnie mówiąc, brutalnie dziabnięta”. Wracaliście razem?
Nie, akurat nie wracaliśmy razem…
W dwóch meczach Pogoni już były trzy rzuty karne i trzy czerwone kartki.
Wióry poleciały, choć może niech praca sędziów toczy się swoim torem. Pewnie zabrzmię banalnie, ale my musimy zająć się swoją robotą. Bo zboczyliśmy z toru i najlepiej to nie wygląda.
Ale to akurat w głównej mierze twoja wina.
Pewnie, że tak. To mój zespół, nie uciekam od odpowiedzialności. Wiadomo, wszystko spada na głowę dowodzącego, a teraz jestem nim ja. Ale myślę, że to zbyt szybkie wnioski. Musicie dać nam trochę czasu.
Chodziło o to, że straciłeś trochę czasu na sprawdzenie swojego eksperymentu, 3-5-2.
Mieliśmy siedem tygodni okresu przygotowawczego, z czego tylko tydzień poświęciliśmy na to ustawienie. Celowo zaplanowaliśmy jedenaście sparingów i celowo cztery przeznaczyliśmy na nowy system. Uważałem, że w Pogoni są do tego odpowiedni zawodnicy. Mam wydolnościowców na skrzydłach, którzy mogą zasuwać na całej długości boiska, szybkich stoperów, bardzo inteligentnych ludzi w środku pola i szukałem dla napastników współpracy w pionie. Chciałem to sprawdzić, bo inaczej bym się nigdy nie dowiedział. Nie był to czas stracony, choć znacznie więcej rzeczy nie działało, niż działało.
Nawiązywałeś do 3-5-2 Juventusu czy reprezentacji Włoch, która zdobyła wicemistrzostwo Europy. Ale jak zobaczyłeś, jak to funkcjonowało w Pogoni, rwałeś sobie pewnie włosy z głowy. Mimo, że wielu ich już nie ma…
Dobre, brawo! (śmiech) Na pewno mi włosów nie przybyło, widząc jak traciliśmy gole z kontry, odkrywając skrzydła. Zostaliśmy skarceni i zobaczyliśmy, że w obecnej sytuacji nie mamy prawa myśleć o takiej zmianie ustawienia.
Przez niektórych byliście brutalnie lani, np. przez koreański Pohang Steelers 0:4. Do Polski docierały wieści, że wyglądało to beznadziejnie.
Do kraju to docierały tylko wyniki, ale my na wideo zobaczyliśmy, że tracone gole wcale nie były problemem systemu czy dziur między zawodnikami. Brakowało dyscypliny, pojawiały się duże błędy indywidualne. Nie zrzucałbym tego na ustawienie.
To dlaczego tak szybko się poddałeś? Jak tłumaczyłeś ten pomysł, to miałeś spore przekonanie.
Chciałem poszukać miejsca dla dwóch napastników i może też cofniętego Ediego. Ale dla tego zespołu jest to w tej chwili bardzo trudny system i potrzebowalibyśmy mnóstwo czasu, żeby nabrać odpowiednich nawyków. Dlatego wróciliśmy do tego, co robiliśmy wcześniej.
Do tego docelowo dążysz?
Przy takim ustawieniu ofensywnym, gdzie jest jeden zawodnik na skrzydle, jesteśmy narażeni na kontrataki. Może lepiej funkcjonowałoby to w ustawieniu 3-4-3?
Teraz wszyscy w Polsce wałkują 4-5-1.
A ja chciałem coś zmienić. Być może wypróbowaliśmy to zbyt wcześnie, w końcu tylko pół roku pracuję z drużyną. Nie chciałem jednak iść na łatwiznę i trzymać się tylko układu 4-2-3-1, który ma przechodzić w 4-3-3. Mam masę kreatywnych ludzi w środku pola, dobrą rywalizację na skrzydłach i chciałem lepiej to wykorzystać. Zagrać ofensywniej. To nie była pochopna decyzja wywołana przez emocje – nie na poziomie, na jakim jestem, nie w ekstraklasie. Nie chodziło o żadną zabawę w eksperymenty. Zapewniam, że mam głowę na karku i krzywdy drużynie nie zrobię.
Zajrzał w minionym roku do ciebie święty Mikołaj?
Hmm, na razie nie rozgryzłem do czego pijesz. Ale nie, nie zajrzał. Chyba nie miał czasu.
Mówiłeś, że chciałbyś na gwiazdkę jednego, ale naprawdę dobrego napastnika.
Wspólnie z prezesem chcieliśmy Tomka Chałasa i podpisuję się pod tym transferem. Teraz musimy zrobić z Tomkiem wszystko, żeby opinia publiczna miała o nim lepsze zdanie, niż do tej pory.
Ale chyba nie powiesz, że to był cel numer jeden.
Celem numer jeden było wzmocnienie ataku. Niestety, nie możemy sobie pozwolić na sprawianie prezentów z najwyższej półki. Dlatego daliśmy szansę Tomkowi, który był i jest głodny Ekstraklasy. A ma jeszcze konkurenta Donalda, który jest niezłym piłkarzem, ale póki co nie potrafi przełożyć tego na ligę.
Głodny ekstraklasy i goli? Niezbyt przekonujące, bo takich spragnionych to znajdziemy co najmniej kilkudziesięciu.
No tak, słuszny argument. Każdego napastnika obronią tylko i wyłącznie statystyki, a one w tej chwili są beznadziejnie i dla Tomka, i dla Donalda. Ale poruszamy się w określonym potencjale i tego już nie zmienię.
Gdzie tkwi ten potencjał?
Mamy duży potencjał, ale cały zespół nie może go pokazać. Jeżeli w dziesięciu meczach strzelamy sześć goli, z czego cztery po stałych fragmentach gry, nie jest to wina tylko napastników. Na treningach akcje ofensywne wychodzą nieźle, ale w lidze tego nie widać.
A co w końcu z tym Donaldem Djousse? Brzuch go nie boli, nie ma anemii?
Nie chcę już do tego wracać, bo to bzdury były. Widzę na co dzień piłkarzy i nie monitoruję ich „na nos”, jak kilkadziesiąt lat temu. Jeśli możemy robić badania, to je robimy. W pewnym momencie została Donaldowi pobrana krew i istniała możliwość, że spadnie u niego ilość krwinek czerwonych. Te wyniki potem były delikatnie poniżej normy, trzeba było go jedynie wspomóc i szybko wszystko wróciło do normy. Ale jaka anemia, jakie niedożywienie organizmu?!
Jakieś pozytywy po pierwszych dwóch meczach?
Widziałem, że po stracie gola nie murowaliśmy bramki czy próbowaliśmy pchać ten wózek do przodu, ale generalnie – początkiem jestem zawiedziony. W Lubinie fatalnie wyglądaliśmy przy stałych fragmentach gry, potem przy przejściu z nich do obrony. Wiadomo, najistotniejsze są statystyki i gole, a te wyglądały fatalnie. I powielił się problem ostatniej fazy ataku pozycyjnego. Brak dokładności, brak precyzji, brak jakości i spokoju. Traciliśmy piłki i nadziewaliśmy się na kontry. W drugim meczu dobre było natomiast to, że do czerwonej kartki wyglądaliśmy poprawnie. Było widać, że chcemy wyjść wyżej, zagrać odważniej i o pełną pulę.
Do czerwonej kartki? A pamiętasz która to była minuta?
No, pamiętam.
Trzynasta!
Wiem, bardzo krótko. Ale to był zespół, który w pierwszej kolejce dostał 3:0 w łeb, w następnym meczu nieźle zaczął, po chwili dostał zonka czerwoną kartką i znowu w łeb na 1:0. Mieliśmy problem się podnieść, ale daliśmy radę.
Co powiedziałeś Janukiewiczowi?
Sam to przeżywał, nie trzeba było pompować balonu mocniej. Podziękowałem mu tylko za występ.
A drużynie po porażce z Zagłębiem?
Ł»e totalnie i beznadziejnie dzisiaj… Ł»e zawiedliśmy naszych kibiców i dobrze, że gramy kolejne spotkanie. Bo mamy szybko okazję pokazać, że zapierdoliliśmy ten mecz.
Podróż z Lubina do Szczecina musiała być długa.
Bardzo długa. Wejście w rundę to przede wszystkim rozliczenie tego, co robiło się wcześniej. Już przyklejają nam łatki, że ten okres przygotowawczy był cały do dupy. Ale wiem, co zrobiliśmy i co teraz mamy zrobić. Z Piastem zagramy lepiej.
Straciłeś pierwszego bramkarza, ale paradoksalnie o tę pozycję najmniej musisz się obawiać.
Akurat obsadę bramki to chyba mamy najsilniejszą w Polsce. Jeśli chcesz budować siłę zespołu, musisz zacząć od tyłu. A tutaj jest solidny fundament.
I już masz jasną sytuację, na którego postawisz w najbliższym czasie.
Po jesieni powiedzieliśmy sobie jasno: teraz macie czysta kartę. Ale to Radek dał więcej argumentów, więc on zaczął w składzie. Na szansę na pewno zasłużył, a jak się zaprezentował – to już zupełnie inna sprawa. Ł»ałuję tylko, że jest to zmiana wymuszona, a nie efekt naszej decyzji. Pewnie wkrótce wypróbowałbym Dusana, bo Radek popełniał błędy.
Niektórzy sugerowali, że boisz się posadzić mocny charakter na ławce.
Sposób, w jaki prowadzę Pogoń, na pewno nie weryfikuje mój wiek. Mam 31 lat, w piłce nic nie osiągnąłem, ale dano mi szansę i wcześniej, i teraz w Szczecinie. To pół roku nie było beznadziejne, nie było też złe. A po dwóch kolejkach nie można nagle wywracać wszystkiego do góry nogami!
Potrafisz powiedzieć piłkarzowi prosto w twarz, że go nie potrzebujesz?
Gdybym nie potrafił, to nie nadawałbym się do tej roboty. To jest wyjątkowo trudne w tym zawodzie, ale od tego się nie ucieknie. A domyślam się, że chodzi o Bonina?
Tak. On twierdzi, że nie potrafisz.
To słaba obrona swojego nazwiska, tak bym to określił. Jeżeli ktoś uważają, że wydaję opinię zawodnikowi drogą telefoniczną czy smsową, że jest mi niepotrzebny… To jest to słabe. Nie chcę się zagłębiać, bo mam szacunek do Bonina. Szkoda, że on nie ma do mnie, choć mieć powinien. Wózek w Szczecinie pchaliśmy razem, to ja go chciałem sprowadzić. Jeśli na początku powiedziałem mu, że go chcę w zespole, to i na koniec powiedziałbym, że go nie chcę.
Przychodząc do Pogoni, stwierdziłeś: „Największą rolą trenera jest, żeby sprowadzać te gwiazdeczki na ziemię”. Dziś skierowałbyś to do Bonina?
Z całym szacunkiem, ale Grzesiek zbyt wysoko to jeszcze nie zaszedł.
Rozmawiał PT