Hiszpania jest krajem, w którym wyjątkowo silnie rozwinięte jest poczucie lokalnej przynależności. Nie trzeba mocno interesować się piłką, aby wiedzieć, że okrętem flagowym Katalonii jest Barcelona, Baskonii Athletic Bilbao, że Asturyjczycy są dumni ze Sportingu Gijón i Realu Oviedo, a Aragończykom nie w głowie Real czy Barcelona, a ich ukochana Saragossa. Dość powiedzieć, że po finale każdego zwycięskiego dla Hiszpanii turnieju mistrzowskiego można zaobserwować, jak niektórzy zawodnicy cieszą się ze zdobytego trofeum będąc przepasanymi flagami wspólnot autonomicznych, z których pochodzą. Lokalny patriotyzm Andresa Iniesty rozsławił daleko za Półwysep Iberyjski Fuentelabille, a zamieszkana przez półtora tysiąca osób Tuilla stała się znana dzięki Davidowi Villi. Brzmi, jak wstęp do jednego z przewodników krajoznawczych, ale właśnie ten kontekst jest niezbędny do zamieszania wokół człowieka, który w ostatnim tygodniu w hiszpańskim światku piłkarskim wywołał niemałe zamieszanie. Wywołał, choć tym razem milczał jak grób.
INDYWIDUALISTA
Na pierwszy rzut oka nie jest to zawodnik, który zapisze się jakoś szczególnie pod względem sportowym w historii hiszpańskiego futbolu. Gdy jednak bardziej szczegółowo przewertuje się karty jego kariery, widać takie kluby jak Valencia, z którą zdobył mistrzostwo kraju czy Atlético Madryt. Co więcej, w barwach Racingu Santander wywalczył Trofeo Pichichi, czyli tytuł dla najlepszego strzelca ligi z 27 trafieniami na koncie. To, jak na tamte czasy, liczba dość pokaźna. Można dodać, że nigdy tylu bramek wygrywając Trofeo Pichichi nie zdobyli nawet Raul Gonzalez, czy też Samuel Eto’o. Ważny sukces w jego karierze, to również mistrzostwo Europy do lat 21 z drużyną, w której występowali Francesc Arnau (zawodnik turnieju), Guti, Michel Salgado, czy też Juan Carlos Valerón. Jak na kogoś z Trofeo Pichichi przystało, ma na swoim rozkładzie Ikera Casillasa i VÃctora Valdésa. Tego drugiego zdarzyło mu się pokonać trzykrotnie w jednym meczu, gdy jego Malaga rozbiła u siebie Barcelonę 5:1.
Człowiek, którego najważniejszym osiągnięciem w karierze jest trofeum indywidualne, był także wielkim indywidualistą poza boiskiem. W niczym nie przypominał piłkarza, który miał za sobą szkolenie medialne, czy też pogadankę z rzecznikiem prasowym. Nie bał się słów i poglądów w kraju, w którym mocne poglądy prawicowe są kojarzone z jednym z najbardziej burzliwych okresów w historii kraju – z panowaniem generała Franco. Rzadko zdarza się w Hiszpanii, aby piłkarze otwarcie manifestowali swoje poglądy polityczne. Wywodzący się z rodziny o tradycjach militarnych Ballesta nie krył nigdy sympatii nacjonalistycznych i prawicowych. Zresztą ze strzelonych goli cieszył się dumnie salutując – miał być to hołd dla niespełnionej pasji – lotnictwa wojskowego. Rozwinięcie tej pasji było jednak bardzo kontrowersyjne, ponieważ jego idolami byli służący w Wojnie Domowej JoaquÃn GarcÃa-Morato oraz bohater narodowy Rzeszy – Hans-Ulrich Rudel.
Pierwsze wielkie starcie pozaboiskowe byłego napastnika to klasyczny przykład trafienia kosy na kamień – jego ofiarą padł znany ze swoich lewicowych przekonań Oleguer Presas. Zdobywca Pucharu Europy z FC Barceloną umieścił w jednym z katalońskich tygodników tekst o strajku głodowym członka ETA – Iñakiego de Juana Chaosa. Obrona baskijskiego terrorysty spotkała się z reakcją firmy Kelme, która przestała sponsorować obrońcę Blaugrany, oraz z ostrą ripostą Ballesty. Poproszony o skomentowanie tego artykułu grający w tamtym czasie w Levante zawodnik odparł, że opinia kolegi z boiska obchodzi go tyle, co psie gówno. FC Barcelona nie wahała się i zaskarżyła ten wybryk do Komitetu Rozgrywek. Komitet skargę odrzucił.
Ballesta, który w zeszłym roku gościł w programie Punto Pelota kolejny raz pokazał, że jego poglądy ani trochę nie uległy zmianie. Ł»ywiołowa dyskusja w programie była kolejną okazją do nacjonalistycznych manifestów i zaatakowania jednego z katalońskich dziennikarzy – LluÃsa Mascaró. Bohater ostatnich dni jasno dał do zrozumienia, że nie jest prawicowcem, tylko, przede wszystkim, Hiszpanem. Po chwili dodał jednak, że oddał swój głos w wyborach na prawicową Partido Popular, ale nie ma to żadnego znaczenia. To nie był koniec show gościa tamtego programu. Nieczującym się Hiszpanami obywatelom kraju Cervantesa, Ballesta kazał spieprzać, wymienionemu wcześniej Mascaró zalecił dodatkowo oddanie dowodu osobistego, a Barcelonie zaproponował grę w lidze katalońskiej z takimi drużynami, jak L’Hospitalet.
CZY LECI Z NAMI PILOT?
O Balleście zrobiło się znów głośno w ostatnich dniach. Nienajlepsze wyniki Celty Vigo i w konsekwencji miejsce w strefie spadkowej z 20 punktami na koncie zaowocowały zmianą trenera. Paca Herrera został zastąpiony przez mającego nie najlepszą opinię wśród kibiców, jeśli chodzi o jakość sportową, Abel Resino. To jednak nie przelało czary goryczy, ponieważ były trener Atletico i Granady obwieścił, że jego asystentem ma być właśnie El Aviador.
Reakcja kibiców była natychmiastowa. Radykalna grupa Celtarras wystosowała błyskawicznie oświadczenie na swojej stronie, w którym jej członkowie wyrazili protest przeciwko dołączeniu do sztabu szkoleniowego, a na forach internetowych aż zawrzało. Celtarras mieli już wcześniej spięcie z Ballestą życząc mu śmierci podczas rozgrzewki, kulki w łeb i kilku innych mało przyjemnych rzeczy. Stadion Balaidos to nie jedyny obiekt w La Liga, gdzie Pichichi z roku 1999 musiał słuchać obelg. Niewybredne okrzyki padały na Anoeta, Reyno de Navarra, czy też Nou Camp, czyli na obiektach, gdzie ultrasi nie kryją się ze swoją lewicowością i dążeniami separatystycznymi.
Protesty kibiców przyniosły efekt. Prezydent Celty Carlos Mouriño obwieścił, że wpływ na zmianę decyzji odnośnie drugiego trenera miał brak doświadczenia zainteresowanego i problemy w innych drużynach. Nie można mieć jednak wątpliwości, że sternik klubu z Balaidos posłuchał głosów z zewnątrz, ponieważ Ballestę od podjęcia pracy w nowym klubie dzieliła połowa drogi z Malagi do Vigo. – Gdy byłem w Madrycie, zadzwonił do mnie prezydent Celty i powiedział, że nie mogę pracować w jego klubie. Zostałem odstawiony ze względów politycznych – żalił się niedoszły drugi trener Celestes.
W obronie Ballesty stawił się były gracz Realu Madryt, Betisu i Barcelony Alfonso Pérez, który jako kolejna osoba podkreślił motywy polityczne kierujące zarządem Celty. – Co się dzieje w tym kraju, gdzie nie można dostać pracy ze względu na silne poczucie tożsamości narodowej? – pytał retorycznie Alfonso.
Takich i podobnych pytań będzie padać wiele, ilekroć uparty skandalista z Saragossy będzie chciał się związać z jakimś klubem. Na razie, El Aviador musi poczekać na kolejną szansę, choć jednocześnie należy mieć w świadomości, że swojej postawy nie zmieni. – Jestem Hiszpanem i Hiszpanem umrę – skwitował całą sprawę Ballesta.
MARCIN GAZDA
magazyngol.com