Wladimer Dwaliszwili przechodzi do Legii. Zasady, na jakich się to odbywa, są już trochę bardziej skomplikowane. Jak rozumiemy, to taki quasi-gotówkowy transfer. Jak informuje „Gazeta Wyborcza”, cała operacja kosztuje jakieś 500 tysięcy euro. Ireneusz Król zrozumiał, że dłużej już tej prowizorki ciągnąć się nie da i puścił Gruzina do lokalnej konkurencji. Gruzin odpuszcza Królowi pokaźne długi i schodzi z kosztów, Legia to Gruzinowi wyrównuje plus daje bonus. Do tego bonus dostaje Król/Polonia, chociaż tu są rozbieżności (niektórzy twierdzą, że chodzi o 200 tysięcy euro, inni – że 100 tysięcy euro plus 10 procent następnego transferu, jeszcze inni – że nie ma już żadnego dodatku).
Dwaliszwili zarabiać ma 220 tysięcy euro rocznie, czyli mniej więcej tyle, ile dostawał w Polonii.
Nowy prezes Legii, Bogusław Leśnodorski, póki co sprawia wrażenie faceta, który sprawy, za które się bierze, doprowadza do końca. Ludzie go chwalą, że działa szybko, konkretnie i nie potrzebuje przed każdą decyzją akceptacji „góry”. Wszystko załatwia sam, co na rynku transferowym znacznie ułatwia sprawy.
Już rok temu niezdobycie przez Legię mistrzostwa kraju było niewyobrażalną klęską, ale teraz chyba można napisać: jeśli legioniści nie wywalczą mistrzostwa Polski w tym sezonie, to nie wywalczą już nigdy.
Przy okazji musimy przeprosić „PS” – napisaliśmy, że PZPN nie rozwiązał kontraktu Dwaliszwilego z Polonią (bo dzwoniliśmy w tej sprawie, nie rozwiązał i nawet nie zaczął rozwiązywać), a tekst z gazety zinterpretowaliśmy – być może mylnie – że to właśnie o PZPN chodziło. Jeśli chodziło o rozwiązanie polubowne (a nie z winy klubu), będące tylko częścią całej finansowej układanki, to w porządku. Zwracamy honor. Z drugiej strony, nigdy nie zgodzimy się z przekazem, że Dwaliszwili odchodzi z Polonii za darmo – Legia go kupiła, bez względu na to, jakich „mechanizmów” do tego użyto. Po prostu – bez zgody Króla by nie odszedł.