O Filipie Kurto pisaliśmy ostatnio w kilku miejscach. Znacie jego historię – wiecznie trzeci w Wiśle, potem wzloty i upadki w Eredivisie, ale wciąż, nieprzerwanie od sierpnia podstawowy skład. Teraz czas na krótką rozmowę z bramkarzem Rody Kerkrade, którego zapytaliśmy o niepowodzenia w Polsce i jego obecną pozycję w Holandii.
Grając w Wiśle, byłeś przez tyle lat aż tak słabym bramkarzem?
Nie zawsze wszystko wychodzi tak, jak sobie człowiek to zaplanuje. Czasem tak bywa, co zrobisz… Naprawdę nie mam pojęcia, z czego to wynika. Nigdy nie szukałem wielkich powodów, nie zastanawiałem się nad tym. Szedłem na trening, chciałem się pokazać i liczyłem, że się uda. Ale się nie udało.
Przez trzy lata był jeden krótki moment, kiedy otarłeś się o Ekstraklasę.
Otarłem… To chyba nawet za dużo powiedziane. Milan Jovanić był chory, więc usiadłem na ławce i wszedłem na kilkanaście minut z Jagiellonią. No i potem z Zagłębiem, ale wtedy był już pewny mistrz, więc ciężko w ogóle mówić, że otarłem się o skład. I tak po tych pojedynczych występach wracałem nawet nie na ławkę, tylko na trybunę. Chyba nie po to się chodzi na treningi… Ale próbowałem pokazywać, że zasługuję na szansę.
Zasługiwałeś?
Wydaje mi się, że na treningach dobrze się prezentowałem.
Trenerzy bali się, że młody zawodnik się spali podczas meczu?
Oj, naprawdę nie mam pojęcia. Nigdy z nikim o tym nie rozmawiałem. Nie jestem typem człowieka, który chodzi do trenera i pyta, dlaczego to, dlaczego tamto.
Rozwinąłeś się w Wiśle na tyle, na ile oczekiwałeś czy był to czas stracony?
W sumie poprawiłem się jako bramkarz. Przychodziłem do Wisły z trzeciej ligi, przeskok był duży, ale początkowo byłem wypożyczony na trzy miesiące. Potem zaoferowano mi dłuższy kontrakt, a kolejnym krokiem powinno być wywalczenie wyższej pozycji w hierarchii. Przez trzy lata się nie udało i nie ma co ukrywać, że najwięcej dają mecze. Tego brakowało. Był taki moment, kiedy „Mario” (Pawełek) odchodził, myślałem, że coś się może zmieni. Później przyszedł Sergei, miał świetny okres i bardzo przyczynił się do mistrzostwa. Został mi już wtedy tylko rok kontraktu, więc klub nie byłby raczej zbyt chętny, żeby mnie wypożyczyć. Doszedłem do wniosku, że czas zmienić otoczenie i w końcu powalczyć gdzieś o pierwszego bramkarza.
Wisła zabiegała o twoje pozostanie?
Od razu powiedziałem, że nie jestem chętny. To wystarczyło za odpowiedź.
To dobry klub dla młodych zawodników?
No, klub jak klub… Wszędzie możesz się wybić albo zupełnie nie grać. Dlatego wybrałem Rodę, bo to był dla mnie najlepszy kierunek.
Spodziewałeś się, że tak szybko wywalczysz miejsce?
Nie przyszedłem tu, żeby znowu siedzieć na ławce. Trener się zmienił, więc zaczynaliśmy z Mateuszem Prusem od zera. Czułem się mocny, przyszedłem z jasno określonym celem i udało mi się.
Pewnie zmotywował cię też przykład Przemysława Tytonia, który wybił się z Rody do silniejszego klubu.
Coś w tym jest, że ufają Polakom, ale zupełnie nie patrzyłem, kto tu był i jak daleko zaszedł. Wiadomo, że Przemek radził sobie tu świetnie, ale nikt nie powiedział, że ze mną będzie tak samo. To nie był decydujący czynnik.
W pewnym momencie portal Goal.com wybrał cię na najgorszego bramkarza Eredivisie.
Nigdy nie przejmuję się za bardzo niepowodzeniami, ani nie pompuję sukcesami. Staram się robić swoje i nie patrzę, czy jest dobrze, czy źle. Wiadomo, że taka krytyka nie jest przyjemna, ale to też nie jest coś, po czym człowiek wpada w wielki dół, z którego nie wyjdzie.
Zasłużyłeś na miejsce w tej jedenastce?
Nie wiem. W sumie nawet nie chce mi się do tego odnosić. I tak nic to nie zmieni.
Jaki jest prawdziwy Filip Kurto – ten z meczu z Ajaksem, czy ten z początku sezonu, który zaliczał sporo wpadek?
Ten z Ajaksem. I oby tak zostało.
Jak twój występ został odebrany przez kolegów, trenera i kibiców?
Przez kibiców nie wiem, bo nie czytam żadnych opinii w internecie. Trener i koledzy byli zadowoleni. Oby tak dalej, ale nie pompuję się. Lepiej podchodzić z czystą głową.
Wyobrażasz sobie pozostanie w Kerkrade na dłużej? To podobno miejsce dla emerytów, w którym zupełnie nie ma co robić po treningu. Chyba że tak się wybawiłeś w Krakowie, że potrzebowałeś spokoju.
Nie (śmiech). Staram się, żeby to wszystko jakoś wyglądało i żebym mógł dalej pomagać drużynie. A nad przyszłością się nie zastanawiam. Mam jeszcze kontrakt i zobaczymy, co będzie dalej.
Mam wrażenie, że podchodzisz do piłki z bardzo dużym dystansem. Cokolwiek jest cię w stanie wyprowadzić z równowagi lub wprowadzić w euforię?
Niee, raczej nic. Staram się panować nad emocjami, ale nie zawsze wychodzi.