The Game of Games – jak to będzie po naszemu?

redakcja

Autor:redakcja

13 lutego 2013, 11:41 • 4 min czytania

Jeśli na starcie sezonu Liga Mistrzów była dla piłkarzy Realu priorytetem, to dzisiaj jest po prostu wszystkim. Trzeci Puchar Mistrzów w prywatnej gablocie Mourinho i zarazem dziesiąty w klubowej „Królewskich” być może nie zmieniłby faktu, że Madryt będzie miał latem nowego trenera, ale rzutem na taśmę odmieniłby postrzeganie całej ery Mourinho. On sam, jako kolekcjoner trofeów wie o tym najlepiej. I czują to jego piłkarze, nawet jeśli nie zamierzają tego dokonać dla niego.
Najlepszy dowód – Casillas, który odważnie przyznaje: – Jeśli zakończenie sezonu 25 punktów za Barceloną miałoby oznaczać triumf w Lidze Mistrzów, to ja piszę się na to już teraz.

The Game of Games – jak to będzie po naszemu?
Reklama

Co ciekawe, kiedy Real sięgał po siódme, ósme i dziewiąte europejskie trofeum, też wcale nie wygrywał ligi hiszpańskiej. Kończył rozgrywki na trzeciej, piątej i czwartej pozycji. Za każdym razem z dużą stratą. Jakby była w tym jakaś zależność. Jakby w pewnym momencie ktoś wciskał przycisk „off”, wyłączający zainteresowanie walką w La Liga, a jednocześnie kierujący wszystkie siły na europejskie puchary.

Dzisiejszy mecz, tak pełen podtekstów, można by zapowiedzieć na tysiąc różnych sposobów, a jednak media w Hiszpanii zgodnie robią to w jeden. Nie potrafią się tylko zgodzić, czy to noc… czy dzień Cristiano Ronaldo. Na Wyspach z kolei są pewni, że już niedzielny mecz z Evertonem był dla Manchesteru idealnym przetarciem i próbą generalną ustawienia na Real. Taktyki z Philem Jonesem przyklejonym do Marouane Fellainiego. Tak, jak dziś ma kleić się do Cristiano Ronaldo, by nie pozwolić mu na zrobienie kroku z futbolówką przy nodze. – Grając z Realem, możesz oddać mu piłkę, ale nie możesz zrobić miejsca na boisku – radzi Pepe Mel, trener Betisu Sewilla. Jednego z pięciu zespołów – obok Granady, Malagi Sevilli i Getafe – który ograł w tym sezonie drużynę Mourinho. W podobnym tonie wypowiada się Gary Neville. Nazywa Ronaldo katem, który wybiera sobie najgorszego obrońcę. Dostrzega najsłabsze ogniwo w ekipie rywala i po prostu go niszczy. Robi sobie rodeo na jego plecach.

Reklama

Ale czy właśnie Manchester nie wygląda dzisiaj na zespół, który jest go w stanie powstrzymać? Zespół, o którym jeszcze w niedzielę pisaliśmy w takich słowach:

Do bólu bezwzględny, który w wielu meczach nas nie zachwyca, chwilami pewnie i drażni, czasem na pół godziny usypia – nie tłamsi rywali, nie dominuje od początku do końca, nie ostrzeliwuje bramki z ogromną częstotliwością… Jednak w ten swój charakterystyczny sposób jest ekstremalnie skuteczny (…)Ferguson dostał dobry prognostyk w postaci pewnego zwycięstwa nad Evertonem, w którym Manchester był dokładnie taki, jak Alex lubi najbardziej: niedostępny w obronie i skuteczny w ataku. Jak bokser, który pół rundy spędza w klinczu, żeby w końcu się wychylić zza gardy i trafić prosto w zęby.

Spodziewamy się, że dziś obie gardy będą ustawione szczelnie i wysoko.

Ferguson, który jak mało który trener niechętnie przyznaje się do własnych błędów, nie ukrywa, że już raz przegrał z Realem z powodu taktyki. W kwietniu 2000 roku, kiedy Manchester jako obrońca trofeum grał rewanż u siebie – jeszcze w składzie z Yorkiem i Colem, z Bergiem i Stamem, ale i obecnym na Old Trafford do dzisiaj Paulem Scholesem. – Raul… 3:0! Coś niesamowitego! To jest nokaut Manchesteru United! Manchester znokautowany na Old Traford! To już proszę państwa koniec! Proszę, jaki spokój Vincenta del Bosque! – krzyczał do mikrofonu Dariusz Szpakowski, a Ferguson po latach przyznał: tak, Del Bosque przechytrzył mnie swoim pomysłem taktycznym.

Real wygrał wówczas Ligę Mistrzów, pokonując w finale Valencię 3:0.

Dzisiejsze podteksty można by wymieniać bez końca. Ferguson kontra Mourinho. Ronaldo vs. duet Rooney&Van Persie. Kto lepszy? W środku Oezil czy Carrick? Wreszcie CR7 kontra Ferguson – jeden z jego piłkarskich ojców, u którego jak sam niedawno przyznał, czuł się jak dotąd najlepiej.

Ciekawe zdanie do dyskusji na temat dzisiejszego spotkania wnosi Juergen Klopp, trener Borussii, siłą rzeczy pytany przez dziennikarzy o receptę na wyeliminowanie drużyny z Madrytu. Mówi: „Nasz główny plan polegał na zupełnym wyłączeniu z gry Xabiego Alonso. Odcięciu pozostałych graczy od jego podań. Uniemożliwieniu mu rozrywania naszej linii obrony jego ruchliwością i prostopadłymi piłkami. Jeśli Xabi gra tak, jak tylko on to potrafi, niemożliwym jest obronić się przed ofensywą Realu”. Pytanie na dziś nie brzmi jednak czy „Czerwonym Diabłom” ta sztuka się uda, ale czy Xabi w ogóle zagra? A jeśli tak, to w jakiej będzie dyspozycji po bolesnym urazie, z którym zmagał się do ostatnich godzin przed meczem?

W obu ekipach do ostatnich godzin trwa mała psychologiczna wojenka.

Rafael wypowiada się o Cristiano Ronaldo, mówiąc, że oczywiście jest świetny, ale… Trenował z nim już tyle razy, że nie jest dla mniego rywalem, którego nie mógłby „przeczytać”. Ba, Rafael wie, co może zrobić… Po drugiej stronie głos zabiera z kolei były prezydent Realu – Lorenzo Sanz i zaraz stwierdza, że Manchester jest oczywiście wielką ekipą, ale znacznie bardziej w tym roku obawia się… Borussii Dortmund oraz Bayernu.

Bukmacherzy o dziwo nie liczą zbyt mocno na przyjezdnych z Anglii.

Real Madryt – Manchester United 1×2 1.55 – 4.40 – 5.00 –TYPUJ W BET-AT-HOME >>
Cristiano Ronaldo trafi dziś do siatki – 1.60 – TYPUJ W BETCLIC >>
Kto strzeli więcej do przerwy? Real – 3.20, po równo – 1.80, Manchester – 3.80 – TYPUJ W EXPEKT >>
Van Persie wpisze się na listę strzelców – 2.30 – TYPUJ W COMEON >>

Najnowsze

Anglia

Wolves nie wygrali w lidze od kwietnia

AbsurDB
0
Wolves nie wygrali w lidze od kwietnia
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama