– Jedno mogę zagwarantować: jeśli jakikolwiek klub nie będzie spełniał wymogów licencyjnych, to PZPN nie rzuci mu koła ratunkowego. Zarząd nie będzie wpływał na decyzje Komisji Licencyjnej – mówi Zbigniew Boniek. Komisja Licencyjna przeszła całkowitą rewolucję – to już nie jest twór obsadzony przez doświadczonych działaczy (czytaj: leśnych dziadków), tylko przez niezależnych ekspertów. Na czele Komisji Licencyjnej zasiadł Krzysztof Sachs z firmy Ernst&Young, natomiast przewodniczącym Komisji Odwoławczej został Jan Letkiewicz z firmy Grant Thornton.
Poważni ludzie ze świata biznesu, inna półka niż poprzednicy typu „Hilary Nowak, z zawodu działacz”. Wspierać ich będzie zespół finansistów, prawników i biegłych rewidentów. Z Sachsem spotkaliśmy się wczoraj i musimy przyznać jedno: fachowiec, którego słucha się z wielką przyjemnością. Im więcej takich ludzi w polskiej piłce, tym lepiej. Wszystko co mówi, wydaje się przemyślane i logiczne.
Co te zmiany oznaczają dla polskich klubów? Czy kilka klubów może nie dostać licencji? Nie, Komisja będzie pracowała tak, by – poza skrajnymi przypadkami – licencje były przyznawane. – Prawda jest taka, że niemal każdy klub ma problem z jakimś punktem z podręcznika licencyjnego. Gdybyśmy chcieli być skrajnie skrupulatni, to pewnie w tej lidze grałoby tylko Zagłębie Lubin z Zagłębiem Lubin. Największa zmiana jest taka, że odchodzimy od tego, by Komisja Licencyjna była ciałem, które albo daje licencję, albo nie, i na tym się jej rola kończy. Nasza praca ma trwać przez cały sezon – mówi Sachs.
Powszechnie stosowane będą nadzory finansowe oraz kary. Dla klubów, które nie będą wywiązywać się z planu nakreślonego we wnioskach licencyjnych – np. kary w postaci odjęcia punktów. Komisja, widząc, że klub popada w tarapaty finansowe, będzie albo blokowała możliwość podpisywania nowych umów z zawodnikami, albo będzie weryfikować, czy dany zawodnik nie jest dla klubu zbyt drogi – może się zdarzyć tak, że piłkarz za pięć tysięcy na miesiąc dostanie zgodę na transfer, a piłkarz za 50 tysięcy już nie. Wszystko ma na celu optymalizację kosztów.
– Naszym celem nie jest likwidacja klubów, ale podwyższanie standardów i pomaganie klubom w tym, by z roku na rok funkcjonowały lepiej. Pod względem infrastrukturalnym nie ma już praktycznie żadnych problemów, zostają kwestie finansowe. Nieprzyznawanie licencji to środek ostateczny, po którym już nic nie ma. Musimy brać odpowiedzialność za to, że nieprzyznanie licencji oznacza w większości przypadków praktycznie koniec klubu. Oczywiście może się zdarzyć tak, że ktoś licencji nie dostanie, bo po prostu wniosek licencyjny będzie całkowicie nierealny, ale podam przykład: jeśli widzimy, że prognozy przychodów – tak na oko – są zawyżone o jakieś trzydzieści procent, to przecież takiego klubu nie skasujemy. Zakładając, że taki klub będzie płacił 70 procent swoich rachunków przez jesień, później sprzeda jednego piłkarza za milion złotych i budżet się zepnie. To jest możliwe, prawda? W takim wypadku lepiej licencję przyznać niż wydać wyrok śmierci. Musimy patrzeć z pewną wyrozumiałością na nasze kluby, ponieważ tak naprawdę wszystkie z punktu widzenia finansowego ocierają się o bankructwo. Różnica jest taka, że teraz po wydaniu licencji będziemy cały czas kontrolować kluby i dbać o to, by postępowały racjonalnie – mówi.
Nowy podręcznik licencyjny znowu podnosi poprzeczkę. Teraz każdy klub będzie musiał mieć już nie cztery, ale sześć grup młodzieżowych i nie jedno boisko treningowe, ale dwa (plus jedno sztuczne). Minimalna pojemność stadionu wzrasta do 4500 miejsc. Stworzono procedurę „wczesnego ostrzegania”, dla klubów, które licencji mogą z jakichś powodów nie dostać.
Najważniejsza jednak jest zmiana samej Komisji – chce ona działać tak transparentnie, jak to tylko możliwe. Ł»adnych „wicie, rozumicie”, tylko rzeczowe argumenty i dyskusja. Jutro Komisja Licencyjna przeprowadzi szkolenie dla dyrektorów finansowych klubów, wnioski licencyjne kluby muszą przygotować do 31 marca.