Dawno nie mieliśmy drugiego tak polskiego meczu w Szkocji, jak wczorajszy Celticu z Dundee United – z dwoma polskimi bramkarzami. O ile Radosław Cierzniak od początku sezonu gra w barwach Dundee regularnie, o tyle Łukasz Załuska dopiero po raz drugi w w tych rozgrywkach korzysta z wymuszonej nieobecności Frazera Forstera. Z jakim skutkiem?
W teorii – całkiem niezłym, skoro Celtic znowu zabawił się z rywalem, wbił mu cztery gole i sam nie stracił żadnego. W praktyce było różnie. Raz Załuska świetnie bronił, innym razem źle wychodził do dośrodkowania, a jeszcze w trzeciej sytuacji był o krok od spektakularnej wpadki – mniej więcej na poziomie Kuszczaka w weekend. Wybijając piłkę, trafił nią prosto w plecy przeciwnika i później musiał się z nim nerwowo ścigać.
Cierzniak z kolei puszczał prawie wszystko, co leciało. Ale to właściwie standard, bo nie dość, że sam nie jest wielkim wirtuozem bramkarskiej sztuki, to jeszcze obrońcy wyjątkowo w tym sezonie mu utrudniają życie, popełniając nieraz kuriozalne błędy. W efekcie – Dundee ma średnią straconych goli na poziomie 1,7 na mecz, a Polak w ostatnich dziesięciu spotkaniach tylko raz schodził do szatni z czystym kontem.
Mniej straconych goli ma nawet Ross County.