No to można już zgryźliwie stwierdzić, że drugi udany ruch transferowy na koncie Jacka Bednarza. Po skróceniu wypożyczenia nieprzydatnego Quioto, Wiśle udało się rozwiązać kontrakt z jeszcze bardziej szkodliwym Frederiksenem, czyli – i tu niestety dopiero tkwi problem – dwoma „wzmocnieniami”, które latem również wyszły spod ręki dyrektora Bednarza.
Duńczyk zagrał 11 meczów w lidze, popełnił trudną do ogarnięcia liczbę błędów i wyjechał po pół roku. Zaraz więc „mercato” zacznie się od nowa. Wisła znowu będzie szukać kogoś, żeby załatać powstałą dziurę, jak zwykle po omacku, ściągając w końcu jakiegoś obcokrajowca z płyty. W sensie z DVD – i na niej tylko widzianego. Na dziś zostaje bez nominalnego lewego obrońcy. Od biedy tylko z Bunozą.
Historię, że latem dość tanio do wzięcia był Piotr Brożek już dla świętego spokoju sobie darujemy.
Oczywiście można spojrzeć też na sprawę dokładnie na odwrót: w czasach, kiedy większość klubów ekstraklasy się osłabia, Wisła… rośnie w siłę, pozbywając się szkodliwego elementu. Prawie jak Jagiellonią, której udało się za jednym razem wykurzyć i Gusicia, i Zahorskiego.