Jak naprawdę przebiegał transfer (niedoszły) Pawła Wszołka z Polonii Warszawa do Hannoveru 96? Czy na zawodnika wywierano zbyt wielką presję? Czy wszystko toczyło się za szybko? Czy mógł on się czuć jak prostytutka wypychana na Zachód? Czy większość pieniędzy miał przejąć menedżer? Jaki kontrakt tak naprawdę oferowano młodemu zawodnikowi? Czy Wszołek cały czas podkreślał, że chce odejść dopiero latem? Odpowiedzi na wszystkie pytania znajdziecie w tym tekście. Same fakty, zero spekulacji. Kawa na ławę.
– Gdybyśmy mieli wrażenie, że Paweł nie chce przyjść do nas, to byśmy do tej Warszawy nie jechali – mówi nam na początku Edward Kowalczuk, drugi trener Hannoveru. – Przed wyjazdem rozmawialiśmy z nim osobiście, nawet główny trener Mirko Slomka pytał go, czy chce przyjść. Odpowiedział: „tak”. W cztery oczy Paweł też nam powiedział, że chce, że jego marzeniem jest przyjście do nas, zna zespół, obserwuje nas i ma nawet ciotkę w Hanowerze. Nic nie wskazywało, że wywinie nam taki numer.
No to po kolei, chronologicznie – jak było?
Nie jest prawdą, że transfer Pawła Wszołka toczył się w jakimś zastraszającym tempie. Początek poważnego zainteresowania Hannoveru tym piłkarzem można datować na koniec września czy początek października. Już przy okazji meczu z Anglią Artur Sobiech powiedział zawodnikowi Polonii: – Pytano mnie o ciebie w klubie, jesteś obserwowany… Wszołek niezwykle się tym ucieszył. Kowalczuk potwierdza: – Od menedżera otrzymaliśmy materiały dotyczące tego piłkarza już wiele miesięcy temu.
W grudniu zaczęło się już robić bardzo poważnie. Jeszcze przed Świętami Bożego Narodzenia, a dokładnie 21 grudnia, Edward Kowalczuk dzwonił do Wszołka, by sprawdzić, czy z jego strony jest zdecydowana chęć zmiany barw klubowych i czy można przejść do konkretów. Wszołek był zachwycony tym telefonem, to właśnie wtedy powiedział Kowalczukowi nie tylko o tym, że marzy o przejściu do Bundesligi, ale nawet o tym, że w Niemczech mieszka jego ciotka, więc tym łatwiej będzie mu się zaaklimatyzować. Trener H96 od przygotowania fizycznego cały czas pamięta grudniowy entuzjazm Pawła.
Od tamtej pory – gdy Wszołek wyraził się entuzjastycznie o przejściu do Hannoveru – rusza maszyna. 2 stycznia w niemieckim klubie stawia się menedżer zawodnika Jarosław Kołakowski w celu ustalenia szczegółów transferu. Niemcy przedstawiają pierwszą ofertę i zaznaczają też, że oferta będzie ważna tylko do 4 stycznia, czyli raptem przez następne 48 godzin. Ze względu na zbliżającą się rundę wiosenną, naciskają, by zawodnik jak najszybciej dołączył do reszty zespołu. Kontrakt Wszołka miałby być zbliżony do kontraktu Artura Sobiecha – działacze Hannoveru dobrze wiedzą, że gdyby umowy dwóch Polaków będących w zbliżonym wieku i na tym samym etapie kariery zbytnio się od siebie różniły, mógłby powstać zgrzyt. Gwarantują więc podstawę w wysokości 30 tysięcy euro brutto miesięcznie plus bonusy za każdy zdobyty przez drużynę punkt. Można śmiało szacować, że piłkarz zarobiłby miesięcznie około 100 tysięcy złotych na rękę. To dla niego duża przebitka względem Polonii, która gwarantuje mu niespełna dziesięć tysięcy złotych brutto. Kontrakt był progresywny, czyli gwarantował podwyżki – co sezon o 60 tysięcy euro rocznie więcej. Sobiech potwierdza, że to są normalne jak na Hannover warunki.
Termin 4 stycznia był nierealny. Piłkarz Polonii przebywa w Gdańsku i jest stale informowany o transferze, ani razu nie zgłasza zastrzeżeń, wszystko toczy się właściwym rytmem. Oczywiście, cały czas trwają negocjacje, bo nikt nie przyjmuje pierwszej oferty, zawsze można coś ugrać. Dlatego Hannover podwyższa swoją propozycję: pensja wzrasta z 30 000 euro miesięcznie do 35 000 euro miesięcznie, plus oczywiście bonusy, z których piłkarz mógłby śmiało wyciągnąć dodatkowe 60-70 procent podstawy. Zarobiłby miesięcznie ok. 120 tysięcy złotych na rękę w pierwszym sezonie i 140 tysięcy w drugim, 160 tysięcy w trzecim, gdyby w miarę często grał (nie zawsze) i gdyby drużyna osiągała w miarę przyzwoite wyniki (takie jak teraz). Wszołkowi to pasuje. Po raz kolejny daje zielone światło do finalizacji rozmów.
Kiedy Wszołek wreszcie pojawia się w Warszawie, składa podpis na istotnym dokumencie. – Wtedy Paweł podpisał aneks do swojego kontraktu z Polonią. Wedle tego aneksu, w tym zimowym oknie transferowym mógł odejść za 1,2 miliona euro. Wcześniej suma odstępnego nie była zawarta. Paweł jasno dał tym do zrozumienia, że chce zmienić klub jak najszybciej. Wiedział, że chodzi o ustalenie sumy, za którą miałby zostać kupiony przez Hannover – mówi nam jeden z pracowników warszawskiego klubu.
Niemcy przystają na sumę 1,2 miliona euro. Prowizja menedżerska, o której rozpisywały się media, strzelając kwotami nie z tej ziemi, w rzeczywistości miała wynieść równowartość 10 procent kontraktu zawodnika, w czterech ratach, płatnych raz do roku. 8 stycznia wszystkie strony uznają transfer za praktycznie dokonany, jeszcze tego samego dnia zawodnik ma wyjechać do Niemiec samochodem, by następnego dnia rano przejść badania medyczne. Ku zdumieniu wszystkich, nie wsiada, mówi, że lepiej zrobić te badania dzień później. Zostają więc kupione bilety lotnicze na 9 stycznia, ale 9 stycznia Wszołek pojawia się w klubie i stwierdza, że może jednak nie ma sensu lecieć.
Panuje poruszenie. Pracownicy Polonii chcą się dowiedzieć od Wszołka, dlaczego nie leci. Niestety, nie udziela żadnej konkretnej odpowiedzi. Gdy go zapytać, czy to przez kasę, to mówi: – Tak, to przez kasę. Gdy zapytać odwrotnie – że to nie kasa jest pewnie problemem – to mówi: – Tak, to nie kasa jest problemem… Rozmowy są dziwne, ponieważ nie wiadomo, o co piłkarzowi chodzi. Nagle schodzi z niego cała energia. Ireneusz Król w tym momencie zobowiązuje się, że dopłaci Wszołkowi 50 tysięcy euro – dodatkowy bonus za transfer. Wiadomo, że Polonia bardzo potrzebuje pieniędzy, a innego piłkarza, którego mogłaby tak dobrze sprzedać po prostu w drużynie nie ma. Prasa rozpisuje się o kłótni Wszołka z Kołakowskim na klubowym parkingu. Sam Wszołek mówi, że to nie kłótnia, tylko rozmowa. Menedżer ma pretensje, że piłkarz robi z niego durnia przed Niemcami – na co innego się umawia, trudno za nim trafić.
W każdym razie Wszołek po prostu nie wsiada do samolotu. Nie umie powiedzieć, dlaczego. Po prostu nie wsiada. Na poczekaniu wymyśla różne usprawiedliwienia, ale brakuje w nich spójności i logiki.
Hannover podejmuje jeszcze jedną próbę. 13 stycznia dyrektor Joerg Schmadtke wraz z Edwardem Kowalczukiem przylatują do Warszawy. Przedstawiają Wszołkowi dokładnie te same warunki, które znał już wcześniej: 35 000 euro brutto miesięcznie plus bonusy. Sam Schmadtke na łamach „PS” stwierdza: – Teraz dostał dokładnie taką samą propozycję i z niej skorzystał.
Wtedy mu się wydawało, że skorzystał. Kilka dni później nazwie zawodnika oszustem. Wszołek podpisał szereg dokumentów niezbędnych do potwierdzenia transferu w niemieckiej federacji, ale od wtorku przestaje odbierać telefony. Nie odbiera ani od Edwarda Kowalczuka, ani od Artura Sobiecha. W środę nie wsiada do samolotu i nie stawia się w Niemczech, mimo umowy. W rozmowach w Warszawie uczestniczyła jeszcze mecenas Agata Wantuch, jako przedstawiciel Józefa Wojciechowskiego, który chciał zabezpieczyć swoje interesy. Nie chodziło jednak o prawa do piłkarza, ale o zadłużenie, jakie miał wobec JW obecny właściciel Polonii Ireneusz Król. Nie jest też prawdą, że do 31 stycznia pieniądze za transfer Wszołka miałyby wpłynąć na konto Wojciechowskiego. Gdyby tak było, Król nie zgodziłby się na sprzedaż piłkarza. Proste.
Czego powyższe fakty dowodzą?
1. Nie jest prawdą, że transfer Wszołka odbywał się w jakimś nadzwyczajnym pośpiechu. W pośpiechu to Anglicy robią transfery, gdy rejestrują zawodników na minutę przed zamknięciem okna transferowego, a piłkarze czasami mają nie dwa dni, ale dwie godziny do namysłu. Transfer polonisty bardzo poważnie – i przy jego akceptacji – zaczął toczyć się 21 grudnia. Od 21 grudnia do 13 stycznia, czyli przez blisko miesiąc, Wszołek mógł się zastanawiać, czy chce przejść do Hannoveru, czy nie. Cały czas chciał. Fakt podpisana aneksu do kontraktu oraz wypowiedzi Kowalczuka najlepiej o tym świadczą.
2. Nie jest prawdą, że transfer Wszołka upadł ze względu na warunki finansowe proponowane przez Niemców. Były to normalne warunki, na jakich przechodzi się ze średniego klubu polskiej ligi do średniego klubu ligi niemieckiej. Jednocześnie Wszołek nie targował się, tylko zaakceptował proponowaną mu pensję. Można powiedzieć, że jego zarobki wzrosłyby dwudziestokrotnie.
3. Nie jest prawdą, że menedżer coś przed nim zataił, a to teoria popularna wśród kiepskich dziennikarzy – to nie bazarowa gra w trzy kubki, tylko rozmowy na poważnym biznesowym poziomie, gdzie wszystkie strony mają wgląd w dokumenty. Najlepiej świadczy o tym fakt, że sam Wszołek powiedział, że zamierza z tym samym menedżerem pracować dalej. Zresztą, trzeba być naprawdę mocno na bakier z logiką, by podejrzewać, że niemiecki klub sprowadza piłkarza i na dzień dobry chce go oszukać do spółki z menedżerem.
4. Wszołek powiedział, że czuł się jak „prostytutka wypychana na Zachód”. Tym stwierdzeniem rozłożył na łopatki wszystkich, którzy byli blisko tego transferu. – To wielkie nieporozumienie, jakie on argumenty podnosi – stwierdza Kowalczuk. Hannover traktował go poważnie – do Polski przyleciał specjalnie dla niego dyrektor sportowy klubu, dodatkowo z piłkarzem rozmawiał trener Mirko Slomka.
Ponieważ nikt w otoczeniu Wszołka nie wie, dlaczego tak naprawdę nie poleciał on do Niemiec i dlaczego cały czas aż tak kręcił, powstają teorie spiskowe. Między innymi taka, że bardzo bał się tego, co wykazać mogłyby testy medyczne i że do końca bił się z myślami, czy powinien do nich przystępować. Ale to tylko mniej lub bardziej popularne spekulacje. Piłkarz oczywiście miał prawo zdecydować się na kontynuowanie kariery, ale mógł to zrobić w lepszym stylu – bez robienia idiotów ze wszystkich wokół, byle tylko zataić faktyczne powody pozostania w kraju. Po prostu, mógł powiedzieć: – Nie chcę iść do Hannoveru zimą.
Mógł to zrobić 21 grudnia, 22 grudnia, 23 grudnia, 24 grudnia, 25 grudnia, 26 grudnia, 27 grudnia, 28 grudnia, 29 grudnia, 30 grudnia, 31 grudnia, 1 stycznia, 2 stycznia, 3 stycznia, 4 stycznia, 5 stycznia, 6 stycznia, 7 stycznia, 8 stycznia, 9 stycznia, 10 stycznia, 11 stycznia, 12 stycznia albo 13 stycznia…