Znacie nasze zdanie w kwestii kar za rasizm, czy najnowszego trendu – schodzenia z boiska z powodu obraźliwych epitetów z trybun. Nigdy nie byliśmy przekonani, czy ta nadwrażliwość, która poskutkowała długimi zawieszeniami dla Suareza (za „negrito”), czy pozbawieniem opaski kapitańskiej Johna Terry’ego („black cunt”) to dobry sposób na zaprowadzenie atmosfery dżentelmeńskiej dyskusji na piłkarskiej murawie. Swoją drogą – dlaczego karać dotkliwie tylko za rasistowskie odzywki? Co z tymi, które obrażają na przykład męskość piłkarza (pierwsze z brzegu pizdy), albo które dotykają orientacji seksualnej (pedały)?
Obelgi to zawsze obelgi, a jakoś nie możemy sobie wyobrazić wielomiesięcznych kar za każdy bluzg puszczony w kierunku rywala przez kibica, czy piłkarza. Zostawiając jednak te wszystkie wątpliwości, spójrzmy na dwa najświeższe wydarzenia, które naszym zdaniem dobrze pokazują, jak wyolbrzymiany jest problem rasizmu.
Sytuacja numer jeden, przypadek Danilo. Brazylijczyk gra obecnie w Udinese, ale karząca ręka sprawiedliwości nie zna przecież granic. Właśnie zakończył się proces trwający od… 2010 roku, gdy Danilo występował w barwach Palmeiras. Podczas meczu ligi brazylijskiej obrońca nazwał swojego rywala „macaco” czyli małpą, a w dodatku opluł. Cóż, poza udowodnieniem, że jest niewychowanym gnojem, nie widzimy w tym zachowaniu zbrodni godnej dwuletniego procesu. Naszym zdaniem naturalna konsekwencja to czerwona kartka, ewentualnie dwa mecze zawieszenia plus naturalnie rzetelne określanie go w prasie mianem chamskiego idioty, na które przecież w oczywisty sposób zasłużył.
Tymczasem okazało się, że brazylijski sąd zachowanie Danilo ukarałâ€¦ rocznym więzieniem. Serio. Rok więzienia za nazwanie rywala małpą i oplucie. Obstawiamy, że główną motywacją tego wyroku był właśnie podtekst rasistowski, choć z drugiej strony samego Danilo raczej nie określilibyśmy mianem „białego jak kefir”.
Według zagranicznych serwisów, Danilo ma jednak wykpić się grzywną, co naszym zdaniem jest zdecydowanie bardziej adekwatną karą za żenujący brak kultury. Ostatecznie jest wielu piłkarzy, którzy nie wychowywali się na dworach królewskich, a nikt nie postuluje wrzucania ich wszystkich do celi.
Sytuacja numer dwa – zmiana przepisów we Włoszech. Casus Boatenga wymusił na federacji korektę przepisów – wkrótce mecz będzie mógł zostać przerwany nie tylko decyzją sędziego, ale również przez szefa policji na stadionie. Rasistowskie przyśpiewki będą kończyć mecze, gdy tylko dotrą do czułych uszu funkcjonariusza siedzącego na trybunach. Biorąc pod uwagę włoskie skłonności do wręczania sobie drobnych prezentów w zamian za konkretne decyzje… Odważne zmiany. Miejmy nadzieję, że policjanci są tam uczciwsi od piłkarzy i sędziów.
Nie ukrywamy, że wychowywanie piłkarzy i kibiców to ważna sprawa, po to żeby nie rosły nam kolejne pokolenia chamów, ale z drugiej strony – czy naprawdę w ten sposób na boisku i trybunach da się wyeliminować rynsztokowy język? Czy na pewno powinno się zaczynać od dość kontrowersyjnych kar za rasistowskie obelgi? Czy nie lepsza byłaby jakakolwiek praca u podstaw, nauczenie piłkarzy, że to nie jest okej, gdy nazywasz rywala pedalską pizdą bez honoru? Obecna sytuacja daje przyzwolenie – jebany skurwysynie – okej, w porządku. Czarny gamoniu – do więzienia. Wolelibyśmy żeby zamiast rasizmu wykopać z boisk chamstwo. A gdy na murawie będą biegać dżentelmeni, nie ma co się obawiać o rasistowskie odzywki.