Odpowiedź na wczorajszy tekst czytelnika: porozmawiajmy o prawdziwych problemach

redakcja

Autor:redakcja

10 stycznia 2013, 10:55 • 8 min czytania

Z wielkimi nadziejami przystąpiłem do lektury tekstu „Problemy z głową polskich talentów. Dwie strony medalu”. Miało być mrocznie, pesymistycznie i odebrać nadzieję na lepsze jutro. Odebrało. Przestaję wierzyć, że podejście przeciętnego malkontenta, dla którego również mam okazję pisać na co dzień, do problemów piłki nożnej w Polsce kiedykolwiek się zmieni. Z szumnie zapowiadającego się tekstu dowiedziałem się tego, co słyszałem już wielokrotnie: polscy piłkarze to sodówa, kasa, dupy, fury, dyskoteki, galerie handlowe, lans, zero ambicji i umiejętności. Mili chłopcy są uciskani i nie mogą się wybić. Polacy to pojeby, bo spragnieni wielkich sukcesów, gdy po raz kolejny dostają w ryj, opada wielkie ciśnienie i umiera rozbudzana na nowo nadzieja śpiewają: „Nic się nie stało”.
Nienawidzę generalizowania. Bardzo wcześnie nauczycielka języka polskiego nauczyła mnie, że radykalizacja poglądów i wsadzanie wszystkich do jednego wora to zajęcie dla ograniczonych durniów. Dzięki niej zawsze będę pamiętał są źli Niemcy i dobrzy Niemcy. ٹli Ł»ydzi i dobrzy Ł»ydzi. Dobrzy Polacy i źli Polacy. I w końcu – dobrzy polscy piłkarze i źli polscy piłkarze. Ale w porządku. Autor tekstu, do którego się odwołuję, wskazał na patologie, które rzeczywiście mają miejsce w polskim futbolu (nie odkrył niczego nowego, więc nie bardzo wiem, co w tym tekście ciekawego). Poświęciłem czas na lekturę tylko i wyłącznie dlatego, że spodziewałem się ujrzeć jakieś wnioski i chociaż kilka odpowiedzi na najprostsze zasadnicze pytanie: „dlaczego?”. Nie udało się, więc chwyciłem za klawiaturę i odpowiadam: Porozmawiajmy może o prawdziwych problemach, a nie pierdolmy głupot. Spróbuję zacząć.

Odpowiedź na wczorajszy tekst czytelnika: porozmawiajmy o prawdziwych problemach
Reklama

Gdy przeczytałem, że gość „nie wie czy pod względem mentalności istnieje na świecie gorszy gatunek sportowców niż polscy piłkarze”, to krew się we mnie zagotowała. W Polsce rodzą się tacy sami kandydaci na profesjonalnych piłkarzy, jak w innych krajach europejskich. Nie pierdolnął tu reaktor atomowy i nie jesteśmy potomkami totalnych przygłupów, tylko 40-milionowym Narodem o bogatej i bolesnej historii. To, co różni naszych kopaczy od zagranicznych, to przygotowanie do zawodu piłkarza. Tylko tyle i aż tyle.

Marudzie wystarczy stwierdzenie, że dzieci w Polsce są coraz głupsze, coraz słabiej się uczą i mają coraz gorsze wyniki egzaminów. Człowiek rozsądny zda sobie jednak sprawę, że dzieci są tylko produktem chorej rzeczywistości i tak jak o wiele rzeczy można je obwinić, tak czasem wypada im tylko współczuć. Gówniarze bawiący się w futbol za pomocą forsy, samochodów, dziwek i wody sodowej, o których czytałem w poprzednim artykule, to właśnie efekt końcowy całego szeregu zaniedbań, za które nie należy ich w całości winić.

Reklama

Piłkarze stanowią dziś grupę. Nie wiem, czy określić ją bardziej jako zawodową, czy społeczną, bo futbol to przecież nic więcej, jak tylko rozrywka dla tłumów. Zmierzam jednak do tego, że to taka sama grupa jak dziennikarze, lekarze, prawnicy, robotnicy, księża i tak dalej. W każdej z tych grup są ludzie o różnych charakterach, nie brakuje też czarnych owiec. Czy polski piłkarz, w porównaniu do zagranicznego, to naprawdę aż taka szmata? Wystarczy pobieżnie śledzić wydarzenia wokół Premiership lub innej czołowej ligi, by w mig się zorientować, że tam też są tacy, którzy obnoszą się ze swoim bogactwem, a także chleją, balują, chodzą na dupy i jeżdżą drogimi autami (tam je jeszcze po pijaku rozbijają, tu by ich chyba zlinczowali). Menadżerowie klubów mają z nimi problemy, gonią, zawieszają, karają finansowo. Nie są to wcale nazwiska anonimowe.

Facet jednak myśli, że jest fajny, bo w swoim tekście nazwie Drewniaka „pierwszym tancerzem RP”. Przykro mi, w porównaniu do wyczynów Johna Terry’ego, Mario Balotelliego, Ryana Giggsa, czy Paula Mersona, wygibasy w szatni w wykonaniu niepełnoletnich jeszcze dzieciaków nie robią na mnie żadnego wrażenia. Jaki kraj, takie skandale. Historia futbolu uczy, że na ogół nie da zbudować wielkiego zespołu z samych grzecznych chłopców (Barcelona jest tu wyjątkiem, który tę regułę potwierdza, to zresztą twór niewiarygodnie doskonały). Nie dasz rady odrobić wyniku, podnieść się z kolan, jeśli będziesz miał w szatni samych grzecznych Misiów. Musisz mieć kilku urwisów, bandziorów, niepokornych typów, którzy swoim charakterem dodadzą ekipie ognia. Tych zresztą kochamy. Oni piszą autobiografie, my je czytamy. Różnica między Polską, a cywilizowaną częścią świata? Tam nad nimi panują. Na tyle, na ile jest to konieczne – liczy się przede wszystkim ukształtowanie piłkarza i jego umiejętności. To chyba Czesław Michniewicz powiedział kiedyś prawdziwe słowa, że prędzej wielki piłkarz będzie z tego umorusanego błotem, biednego urwisa, niż z tego, którego Mama wozi na trening i prasuje mu koszulki. Tak naprawdę nic nam do tego, jaki jest piłkarz poza boiskiem. Nie powinno nas obchodzić życie prywatne jakiegoś popularnego aktora. Nie powinno nas obchodzić, czemu Kowal po powrocie z Betisu zawiesił karierę, a ostatnio nie pojawia się w telewizji. Ich sprawa. To, że nas to interesuje, to tylko przejaw zbiorowej próżności. Znak czasów.

Wniosek jest jednak oczywisty: ci piłkarze, których najczęściej podziwiamy w czołowych ligach, wcale nie grzeszą mniej od naszych, a czasem nawet dużo bardziej, bo i więcej gotówki mają do przepuszczenia. Przyczyna naszej słabości leży zatem gdzie indziej. Gdzie? Och, tu i ja zderzę się z banałem – brak systemu szkolenia. Być może zarzucę Was jeszcze garścią oczywistości, ale pozwolicie, że jednak skończę, com zaczął.

Jak mamy dorównać najlepszym, jeśli w szkole zmniejsza się godziny wychowania fizycznego, a zajęcia często odbywają się „na macie” (macie piłkę i grajcie)? Czego oczekiwać od trenera młodzieży, który za kilka stów miesięcznie zajmuje się zespołem, musząc przy tym pracować albo we wspomnianej szkole albo w innych miejscach? Jak on ma się poświęcić pracy z juniorami? O wykształceniu, warunkach pracy i nowoczesnych metodach pracy nawet nie wspomnę, bo w tej kwestii ich samych uważam za ofiary. W imię czego walczyć? Znam takich, którzy się starają. Wierzcie mi, że zapał nawet największych twardzieli w końcu gaśnie.

Czytałem kiedyś, jak to wygląda w Niemczech, chyba w Bayerze Leverkusen do którego trafił Milik. Nie chcę przytaczać ilu tam pracuje ludzi i jaka kasa idzie na szkółkę. Chodzi mi o filozofię. Tam podobną wagę jak do treningu piłkarskiego swoich podopiecznych przykładają do ich nauki. Od samego początku wiedzą bowiem, że nie wszyscy przebiją się w piłce i od wczesnego wieku uświadamiają gówniarzom, że ci muszą mieć plan B. Bo być może życie potoczy się w ten sposób, że nie będą zarabiali na boisku, tylko wokół niego, lub zupełnie gdzieś indziej. W Polsce nie ma takich standardów i współpracy między klubami piłkarskimi, a szkołami (wyjątki są, zawsze). Tu produkuje się życiowe sieroty, które najpierw czują się bogami, bo kilka razy prosto kopnęli, a potem zjeżdżają do piekła. Jak śmieci. Bo złamali sobie nogę, albo życie. Nie ma przy nich ludzi, których bardziej niż trenerami, moglibyśmy określić mianem „wychowawców” młodzieży.

Spójrzmy na nasze „towary eksportowe”, które wyrosły na tej jałowej glebie. Dlaczego wyrosły? Bo dojrzewały w innych, specjalnie wytworzonych przez najbliższych warunkach, a nie w tym kotle beznadziei. Robert Lewandowski? Gość ze sportowej rodziny, który po śmierci Ojca musiał szybko dorosnąć i stać się oparciem dla swojej Mamy, której bardzo dużo zawdzięcza. Kuba Błaszczykowski? Jego historia jest już zupełnie tragiczna, pomińmy to. Jest to siostrzeniec Jerzego Brzęczka i wiemy o nim między innymi to, że zamykał się w ciemnym garażu i do znudzenia ćwiczył z piłką. Wojciech Szczęsny? Cóż, ze starym Szczęsnym łatwo nie miał pewnie nawet jego syn. Dziś możemy powiedzieć, że pewne wartości dotyczące rozwoju kariery udało się przekazać. Wojciech nie tylko gra w piłkę, ale również inwestuje wielką kasę którą pobiera na The Emirates Stadium. Czasem gwiazdorzy, ale to w końcu Szczęsny – nazwisko zobowiązuje.

Czy możemy się dziwić zjawiskom opisanym w tekście „Problemy z głową polskich talentów. Dwie strony medalu”, gdy uświadomimy sobie, że dziś juniorska piłka w Polsce to na ogół zajęcie niekoniecznie dla tych najbardziej utalentowanych, tylko dla tych, którzy mają na to czas, możliwości i pieniądze? Czy w połączeniu z brakiem kontroli i autorytetów, możemy się dziwić, że takiemu gościowi odbija woda sodowa, gdy czuje się pępkiem świata, bo w końcu jest piłkarzem?

Mówmy o realnych problemach. Mówmy głośno o tym, że rząd (ten czy następny) powinien ruszyć dupę i naprawiać oświatę, nie tylko po to, byśmy mieli piłkarzy, ale po prostu ludzi wykształconych i przeciętnie wysportowanych (a nie ze zwolnieniami z wf od alergologów). Fachowców z wielu niekoniecznie piłkarskich branż, bo inaczej zaleje nas fala niewyedukowanych, rozbestwionych przygłupów. Mówmy głośno o wyzwaniach stojących przez PZPN, w którym szaleje wiatr odnowy. Czytam ostatnio o tym co się dzieje w Bełchatowie, Widzewie, فKS, czy Polonii Bytom. I myślę sobie: „Kurwa mać, skoro tam się dzieją takie rzeczy na poziomie „profesjonalnej” piłki seniorskiej, to co się dzieje niżej? W jakich warunkach szkolą następnych? W ogóle szkolą?”. Dziś poza Legią Warszawa i Lechem Poznań, niewiele ośrodków w Polsce zdaje się przejmować tym problemem. Rozwiązań nikt nie proponuje (ja też nie, bo jestem na to za głupi). Natomiast pogadać i ponarzekać. – każdy lubi.

O tym rozmawiajmy. O prawdziwych problemach, a nie o tym, że mamy pojebaną młodzież, bo jest po prostu zła, niedorozwinięta, rozpuszczona i tyle. To spłycenie tematu i kompletna pomyłka. Piłkarz, który wjeżdża do szatni i upokarza kolegów tym ile zarabia, to faktycznie dupek to potęgi. Pamiętajmy jednak, że on jest tylko produktem wytworzonym przez polski futbol.

Czytając tekst, na który tak obszernie odpisałem, poczułem się jak Fred z „Chłopaków nie płaczą”, gdy Bolec zachwyca się tańczącymi Murzynami i twierdzi, że naszym chłopakom brakuje luzu. Otóż ja nie uważam, że naszym chłopakom czegoś brakuje w sferach fizycznych czy mentalnych, by zostać graczami wielkiego formatu. Wam też w kontekście polskiej piłki zalecam zastanowić się „Skąd się wzięli Murzyni w Ameryce” i pomyśleć, dlaczego tutaj jest jak jest, a nie tylko pierdolić, że przez wiele następnych lat nic się nie da zrobić.

Szymon Ratajczak

Najnowsze

Polecane

Przeprosiny redakcji Weszło wobec trenera Gonçalo Feio

redakcja
1
Przeprosiny redakcji Weszło wobec trenera Gonçalo Feio
Hiszpania

Zawodnik Barcelony musiał zejść z boiska. Czy zagra w Superpucharze?

Braian Wilma
0
Zawodnik Barcelony musiał zejść z boiska. Czy zagra w Superpucharze?
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama