„Jak PZPN ośmiesza Puchar Polski” – to tytuł felietonu Antoniego Bugajskiego z dzisiejszego „Przeglądu Sportowego” (strona druga). Jutro liczymy na kontynuację: „Jak się ośmieszyłem w sprawie Pucharu Polski”.
Nie mamy zamiaru robić za rzeczników związku, z utęsknieniem czekamy na moment, gdy wreszcie ktoś da nam powód, by w nowe władze przyładować (niech Boniek wreszcie weźmię tę pensję, wtedy się przejedziemy). Ale lepsze spokojne wyczekiwanie niż walenie na oślep. Bugajski dzisiaj narzeka, że nowe władze w ciągu dwóch miesięcy nie zmieniły terminów meczów Pucharu Polski, które pokrywają się ze zgrupowaniem reprezentacji. „Ignorancja i niekompetencja związkowych działaczy zdumiewa. Nie wiadomo, co gorsze: podjęcie absurdalnej decyzji, która musi szkodzić klubom (a na tym etapie Pucharu Polski wciąż uczestniczą m.in. Legia Warszawa, Śląsk Wrocław i Wisła Kraków), czy utrzymywanie jej w mocy przez tyle tygodni” – napisał Bugajski.
A może jeszcze najgorsze jest po prostu nieweryfikowanie informacji?
Dalej pan redaktor donosi: „Niesamowite jest to, jak PZPN traktuje swoją sztandarową imprezę, w której zwycięstwo premiowane jest startem w europejskich pucharach. Błędne wyznaczenie terminu ćwierćfinału i beztroskie tkwienie w tym błędzie przez trzy miesiące? Tak, to się może zdarzyć tylko w polskim związku, i to – jak się okazuje – niezależnie od tego, kto stoi na jego czele”.
Sęk w tym, że PZPN problem znał. Nowy „Wydział Gier” – z nowymi ludźmi na czele – daty zmienił wczoraj, na swoim PIERWSZYM posiedzeniu w nowym składzie. Kiedy miał to zrobić, jeśli nie na pierwszym? Mieli się zebrać w Wigilię? Mało tego – już kilka dni wcześniej wszyscy członkowie tego ciała dostali informację, że w czasie pierwszego posiedzenia będzie trzeba zmienić daty PP. Teraz zmianę musi tylko zatwierdzić zarząd PZPN, co jest formalnością. Ale żeby to wiedzieć, to trzeba rozmawiać z ludźmi, którzy w związku pracują dzisiaj, a nie z tymi, którzy pracowali kilka miesięcy temu i teraz używają dziennikarzy do swoich wojenek.