W polskiej piłce wyjątkowy sezon ogórkowy, więc siłą rzeczy wszystko kręci się wokół transferów. Teodorczyk do Sewilli, jakiś Albańczyk z końca świata do Śląska Wrocław – i temu podobne informacje. W dwóch tytułach dziś również rozmówki z Markiem Saganowskim, który z nadziejami wraca do uprawiania sportu.
FAKT
– Lech prawdopodobnie będzie miał drugiego Węgra – Andrasa Drusztusa.
– Podbeskidzie kapituluje i pozbywa się kolejnych zawodników
– Milika może zastąpić Słowak David Skutka z MFK Koszyce
Marek Saganowski snuje tymczasem poważne plany:
– Byłem przygotowany na to, co lekarze ogłosili mi po świętach. Już od pewnego czasu zanosiło się na korzystną diagnozę. Przebadano mnie od stóp do głowy i wyniki badań poprawiały się z każdą minutą. Ten bardzo zły etap mojego życia zostawiam za sobą i bardzo się z tego cieszę.
– Koncentruję się przede wszystkim na tym, co czeka mnie z Legią. Mam nadzieję, że w tym sezonie wreszcie zdobędziemy mistrzostwo. Nie zapominam jednak o reprezentacji, bo trener Waldemar Fornalik udowodnił już, że nie rzuca słów na wiatr, a wiek zawodników nie jest dla niego najważniejszy. Kiedy selekcjoner mówił, że cały czas na mnie czeka, te słowa bardzo mnie budowały i mobilizowały. Także trener i pracownicy Legii także wspierali mnie na każdym kroku. Wierzę, że jeśli dojdę do dyspozycji z jesieni, kadra nie jest dla mnie tematem zamkniętym.
RZECZPOSPOLITA
Tekst o długim urlopie Guardioli.
– Widmo krąży po futbolu, widmo cudotwórcy na urlopie. Każdy bogacz marzy, że święty Pep z Katalonii, gdy już odpocznie, wybierze jego klub. I – pstryk – zrobi tam drugą Barcelonę (…) Tak im w tym nowojorskim życiu dobrze, że gdy właściciel Chelsea Roman Abramowicz chciał Guardiolę obsypać złotem, byle go tylko przekonać do przerwania urlopu, ten potraktował go jak byle natręta. Nie chciał 18 milionów euro rocznej pensji, nie chciał nawet postawić nogi na jachcie, na którym miliarder Roman zawsze inscenizuje swoje wielkie kuszenia. Abramowicz nie mógł zrozumieć, co zrobił nie tak, przecież dotychczas to na wszystkich działało. Ale Guardiola powtórzył swojemu agentowi: przez pierwsze pół roku nawet nie słucham propozycji. Dopiero od stycznia będę się zastanawiać, co dalej.
GAZETA WYBORCZA:
Śląsk Wrocław negocjuje transfer piłkarza albańskiego Skenderbeu Korce.
Czeski szkoleniowiec Śląska Stanislav Levy ma intensywnie poszukiwać piłkarzy, którzy wzmocniliby wrocławski zespół. Jednym z takich zawodników jest napastnik Skenderbeu Korce, 27-letni Sebino Plaku. Snajper jest doskonale znany czeskiemu szkoleniowcowi, obaj bowiem sięgali z albańskim klubem po mistrzostwo kraju. – W tej chwili trwają rozmowy pomiędzy klubami. Na razie nie znam żadnych konkretów – przyznał napastnik albańskim mediom.
Piłkarz w obecnych rozgrywkach zanotował sześć goli i trzy asysty. Poza występami w rodzimej lidze, zaliczył również epizod w norweskiej ekstraklasie. W barwach Hamarkameratene zagrał jednak tylko raz. Sebino Plaku wystąpił w dziesięciu spotkaniach reprezentacji Albanii do lat 21, w których zdobył trzy bramki.
PRZEGLĄD SPORTOWY:
Przegląd rozpisuje się o azerskiej propozycji dla Sebastiana Mili.
W Azerbejdżanie mógłby zarabiać 450 tysięcy euro rocznie. Na razie jednak ofertę Neftczi można traktować jako wirtualną. Do wrocławskiego klubu nie wpłynęło żadne pismo. – Nie chcę mówić, że ewentualną propozycję z Azerbejdżanu traktuję w kategorii żartu, ale trzeba przyznać, że choć finansowo to kierunek pewnie opłacalny, to sportowo dość egzotyczny. Biorąc pod uwagę sportowe ambicje, nie jest to dla nas poważna konkurencja. Jeśli Sebastian zdecydowałby się jednak tam odejść, klub nie będzie mu robił problemów – mówi prezes Śląska Wrocław Piotr Waśniewski.
Sebastian Mila odpowiada: – Nie chcę, aby wyszło na to, że staram się wywierać presję na Śląsku Wrocław. Zachowałem się fair. Moja propozycja jest aktualna do początku stycznia. Nie chcę, by zabrzmiało to jak groźba, ale po tej dacie warunki się zmienią. Do tej pory nie otrzymałem odpowiedzi – mówi Sebastian Mila.
Andrzej Buncol o transferze Milika do Leverkusen.
Słyszeliśmy, że został pan opiekunem Arkadiusza Milika.
– To prawda. Mam sprawić, żeby czuł się raźniej w nowym klubie. 3 stycznia lecę z drużyną Bayeru Leverkusen na zgrupowanie do portugalskiego Lagos. Arek nie zna niemieckiego, a trener Sami Hyppia uważa, że ten pierwszy obóz przygotowawczy będzie dla niego niezwykle ważny. Będę więc tłumaczył każde ćwiczenie i każde polecenie szkoleniowca.
Do kiedy ma pan być niańką?
Andrzej Buncol: Na razie do końca zgrupowania, do 12 stycznia. Wiele zależy od tego, do jakiego stopnia piłkarz się przez te kilkanaście dni usamodzielni. Bayer ma jeszcze jednego zawodnika mówiącego po polsku (Sebastiana Boenischa – przyp. red.). Gdyby Arek złapał z nim kontakt, niewątpliwie by mu to pomogło.
SUPER EXPRESS
Tu również wypowiada się Marek Saganowski.
Była obawa, że będzie trzeba dać sobie spokój z futbolem?
– Pewnie, że tak. Najgorzej było na początku, przez pierwsze kilka dni po otrzymaniu wyników badań. Nie mogłem zagrać w meczu z Wisłą, a potem w spotkaniu kadry z Anglią. Ł»ałowałem, bo po długiej przerwie dostałem powołanie do reprezentacji. Wszystko spadło mi na głowę. Później, kiedy już oswoiłem się z informacją, że mam problemy z sercem, myślałem tylko o tym, że muszę wyzdrowieć i wrócić na boisko.
Nie będzie strachu, że przy większym wysiłku serce nie wytrzyma?
– Zawsze będzie taka obawa. Szczególnie na początku będzie pewnie trudno przestawić się na grę na pełnych obrotach. Ale wiem, że szybko na nowo oswoję się z murawą. Moi bliscy wiedzą, że z piłki nie zrezygnuję, bo to moja wielka miłość i pasja. Decyzja o zezwoleniu mi na treningi nie jest pochopna. Wierzę lekarzom, którzy się mną opiekują.