Doniesienia prasowe są dla Wisły Kraków… raczej niekorzystne. I jest to eufemizm podobny do określania gry polskich zespołów w europejskich pucharach mianem „rozczarowującej”. Prasa i media internetowe rozpisują się bowiem o potencjalnych zastępcach dla Tomasza „Brakło Dwóch Punktów” Kulawika. O tym że tytan charyzmy, rekin konferencji prasowych i genialny strateg z Olkusza prędzej czy później rozstanie się z Krakowem, nikogo nie trzeba przekonywać. Złą wiadomością jest jednak lista potencjalnych kandydatów. Nie chce nam się za bardzo sprawdzać w okresie świąteczno-noworocznym, ile jest prawdy w poszczególnych plotkach, zakładamy, że niewiele, ale nie zaszkodzi chwilę pofantazjować.
Potencjalni straceńcy, którzy chcą zebrać zespół rozbity jak Niemcy 94 lata temu w Wielkopolsce, to Jerzy Engel, Franciszek Smuda oraz Orest Lenczyk. Tak przynajmniej twierdzi prasa, która jak wiadomo, nigdy się nie myli. Będąc kibicem Wisły, o ile jeszcze nie podcięlibyśmy sobie żył po ostatnim meczu rundy jesiennej, rozważalibyśmy kompletne przerzucenie się na koszykówkę kobiet, albo nawet rugby. Lista bowiem, może poza Lenczykiem… nie zachwyca. Pokusiliśmy się o drobne wróżenie z fusów.
Wisłę Kraków w glorii i chwale obejmuje zapomniany nestor, weteran i ekspert, Jerzy Engel.
Jeszcze w styczniu Engel zapowiada, że jego Wisła będzie grała futbol na tak. Media przeprowadzają z nim szereg wywiadów o Mistrzostwach Świata w 2002 roku. Pojawia się pytanie, czy Sikorski ma być takim drugim Olisadebe, typujemy, że to absurdalne porównanie pojawi się w portalu sport.pl. Engel nabiera wody w usta pytany o transfery, a jego współpraca z Bednarzem ogranicza się do wspólnych konferencji prasowych. Wisła zaczyna od dwóch zwycięstw, po których Engel z dumą objeżdża wszystkie telewizje, łącznie z Cafe Futbol. Przekonuje, że to kwestia mentalności, sporo psychologii, no i oczywiście duże doświadczenie. Nikt nie znajduje w sobie tyle siły, by przypomnieć, że ograł póki co GKS Bełchatów i Podbeskidzie, które z powodzeniem mogłoby wyłapać trójkę nawet od Reprezentacji Artystów Polskich z Danielem Olbrychskim w ataku. Potem przychodzą porażki, po trzeciej kolejnej Engel mówi o niesprawiedliwej ocenie jego zespołu, przypomina „fenomenalny” – jak sam określa – początek rundy. Wisła doszlusowuje jakoś do końca sezonu, grając kompletnie w kratkę. Engel do końca broni swoich decyzji, nawet tej, by kreowanie gry pozostawić Gargule. Jednocześnie uśmiecha się pod wąsem, gdy ogląda na antenie Ligi Plus nagranego Cezarego Wilka i jego słynne „w pizdu co za sezon”. – Trochę przesadził – ocenia Engel.
Ile wytrzyma: do końca sezonu.
Miejsce Wisły: pewne utrzymanie.
Wisłę Kraków w atmosferze skandalu obejmuje naturszczyk, kontrowersyjny i nieszczególnie ubóstwiany przez kibiców, Franciszek Smuda.
Protest kibiców Wisły przybiera na sile, na treningu pojawiają się transparenty „za przegrane euro i rozjebanie kadry, zero szacunku od kiboli Białej Gwiazdy” oraz „Czerwiec 2012 – pamiętamy”. Nie dochodzi do rękoczynów, ale Smuda słyszy gromkie „wypierdalaj”. Na konferencjach prasowych obraża się na każde pytanie dotyczące Euro, rzecznik prasowy Wisły, Adrian Ochalik, upomina dziennikarzy, że Smuda jest pracownikiem Wisły Kraków, a na tematy dotyczące kadry można rozmawiać z Waldemarem Fornalikiem. W kontekście transferów do Wisły wymienia się Boenischa, Matuszczyka oraz Arboledę. Na boisku Smuda się broni, znów chodzi napuszony, udało mu się wygrać dwa mecze grając składem dalekim od doskonałości. Jednego z goli w pogromie, jaki Wisła urządza GKS-owi Bełchatów strzela Daniel Sikorski. Smudę przepełnia duma – to on go odkrył, o czym zapewnia na konferencji prasowej. Daniel uśmiecha się, wspomina, że dzięki Frankowi uwierzył w siebie, a jednocześnie dał dowód kibicom, że skreślanie go jesienią było zbyt pochopne. Weszło otrzymuje zakaz wchodzenia na konferencję prasowe Wisły. Z Polonią Wisła remisuje, strzelając gola w 97 minucie. – Moje zespoły zawsze grajo naprawdę dobrą piłke. Walczymy do końca – mówi Smuda w radosnym uniesieniu. Jednocześnie w tym okresie pada z jego ust pierwsze, w pełni poprawne stylistycznie i językowo zdanie złożone. Smuda dzwoni do Fornalika, poleca kadrze Burligę, Frederiksena oraz Chaveza. Nie trafiają do niego żadne argumenty przeciw tym kandydaturom, mówi, że ma w dupie przepisy, a oni zasługują, by grać z Orłem na piersi. Fornalik nie chce otwarcie skrytykować Franza, więc dla świętego spokoju mówi, że będzie się im bacznie przyglądał.
Wisła sezon dogrywa w kartkę, po słabszych meczach Smuda chrząka, prycha i ofukuje dziennikarzy, po lepszych roztacza wizję, że Biała Gwiazda nawiązuje do sukcesów, gdy był tu ostatni raz, trzynaście, czy tam piętnaście lat temu. Na farcie ugrywa siódme miejsce, w mediach pojawiają się artykuły tłumaczące, czemu przegraliśmy Euro i dlaczego Franz nie był w żadnym stopniu winny tej klęski. Orange Sport przyjeżdża do jego nowo wybudowanego domu. Franz tłumaczy łamaną polszczyzną, że to rodzinna atmosfera i ogień z kominka pozwoliły mu pozbierać się po Euro. Jednocześnie zapewnia, że nic by nie zmienił. „Sukcesy” Wisły (siódme miejsce) nie pozwalają dziennikarzom spytać wzorem Jana Urbana „co on pierdoli”.
Ile wytrzyma: półtora sezonu.
Miejsce Wisły: siódme.
Wisłę Kraków obejmuje Orest Lenczyk, znany także jako zmora Dziadostwa i Ćwielongów
Pan Trener Orest Lenczyk wjeżdża na pełnej kurwie i komunikuje zarządowi, że ma dziadostwo, a nie piłkarzy. Niestety nie jesteśmy w stanie tego nagrać, ale przynajmniej Wisła wie już na czym stoi. Przygotowania Lenczyk – jak komentuję sami piłkarze – prowadzi świetnie, piłkarze nie czują się zajechani, za to coraz lepiej wypadają w sparingach. Lenczykowi co prawda nie udaje się przekonać Bednarza do ściągnięcia Wasiluka, Cetnarskiego i Pietrasiaka, ale i tak widać w zespole jego rękę. Pierwsza scysja wychowawcza z Małeckim w połowie lutego, zwycięsko ze starcia wychodzi trener, który odstawia „Małego” na dwa mecze z GKS-em i Podbeskidziem. „Mały” przeprasza, zapewnia o lojalności i staje się wiernym fanem Lenczyka. W prasie pada porównanie do Don Corleone i Luki Brasiego, Lenczyk bez trudu ogrywa obu spadkowiczów. Po porażce z Polonią doświadczony szkoleniowiec opuszcza konferencję razem z drzwiami. Tym razem jednak nie wytrąciły go z równowagi pytania nocnikarzy, ale tłumaczenia Garguły, że czwarty gol zawsze ma najgorszy wpływ na morale drużyny. Lenczyk odsuwa Łukasza od składu. Na pytania o Sikorskiego uśmiecha się cwaniacko i odmawia komentarza. Konsekwentnie unika rozgłosu medialnego, Wisłę wyprowadza na prostą, gdzieś w górną połowę tabeli. Bije rekord świata w ilości wypowiadanych słów na minutę, na konferencji w ostatniej kolejce mówi jedno zdanie przez trzy minuty i trzydzieści dwie sekundy, dobitnie i dokładnie akcentując każdy wyraz. Ci którzy nie zasnęli przed puentą, komentują w prasie styl wypowiedzi Lenczyka, chwaląc jego spokój, opanowanie i sceptyczny stosunek do dziennikarzy.
Ile wytrzyma: zwolniony w październiku 2013.
Miejsce Wisły: Sześć-dziewięć.
***
Oczywiście nie da się wykluczyć, że w Wiśle pracuje intensywnie jakiś kret z Cracovii, którego głównym zadaniem jest kompletny demontaż krakowskiego klubu. Jeśli kret faktycznie istnieje, na pewno zadba o to, by trenerem pozostał Tomasz Kulawik…
Po porażkach z Bełchatowem i Podbeskidziem Tomasz Kulawik pozostaje niewzruszony. Twierdzi, że „porażki są częścią futbolu” i prosi, by nie wyciągać pochopnych wniosków. Nie przejmuje się, że pod Wawelem zaczyna królować przyśpiewka: „jeszcze przyjdą takie czasy, spadnie Wisła, wejdą Pasy”. W Cafe Futbol trwa dyskusja o przyszłości Wisły, większość ekspertów typuje, że Biała Gwiazda staje się trzecim naturalnym kandydatem do spadku – jeśli nie teraz, to w przyszłym sezonie. Roman Kołtoń twierdzi, że tego klubu nie rozlicza się z punktów. Kulawik do końca sezonu nie zmienia stylu. Ani swojego, ani drużyny. Po ostatniej kolejce zastępuje go Kazimierz Kmiecik.


