Skąd negatywny wizerunek polskich trenerów?

redakcja

Autor:redakcja

22 grudnia 2012, 13:00 • 9 min czytania

Walery فobanowski trzymał w swoich drużynach niemalże stalinowską dyscyplinę. Do tego stopnia, że nikt nie odważył się przełknąć zupy przed nim. Pierwsza łyżka… Pan trener zjadł. I cała reszta mogła rozpocząć posiłek. – A Sir Bobby Robson? Wystarczy, że na ciebie spojrzał – już miałeś do niego szacunek – twierdzi Grzegorz Mielcarski. To o co tak właściwie chodzi? Czemu wizerunek polskiego trenera jest aż tak zły? Dysproporcja między dwoma światkami wydaje się nie do zniwelowania. Wspomniany فobanowski dbał o interesy piłkarzy. Prosił o oddanie mu roku. W zamian ustawiał ich na całe życie.
Ciężko jednak zaufać facetowi, który ma kiepski image, a jego stan umysłu najlepiej odzwierciedla słowo „wieśniak”. Krótko mówiąc: na salonach wciąż pełno buractwa. Polska zrobiła krok do przodu, ale opinia o naszych trenerach nadal jest zła.

Skąd negatywny wizerunek polskich trenerów?
Reklama

– To przez was, dziennikarzy. Walicie w bęben zbyt często i za mocno – rzuca Jacek Zieliński z Ruchu Chorzów.
– Odpowiem przykładem. Jeden zespół z pierwszej ligi remisuje drugi mecz z rzędu, a na trybunach inny trener mówi do pani prezes, że lepiej poprowadziłby jej drużynę… No to sorry, ale jak mamy mieć do was szacunek, skoro wy sami do siebie nie macie? – pyta Mateusz Święcicki z Orange Sport.
– To samo można powiedzieć o dziennikarzach – odpowiada Bogusław Kaczmarek.
– Tak, w dziennikarstwie nie ma solidarności zawodowej. To wynika z polskiej mentalności. Natomiast wizerunek trenerów to nie tylko zła prasa. Jeśli Jacek Zieliński – a to jest inteligentny gość – wini nas za złą opinię, myli się… Adam Nawałka unika mediów. Nie mogliśmy przez trzy lata zaprosić go do studia, Canal Plus też ma z tym problemy. On po prostu nie chce. Do prasy nie powiedział niczego ciekawego – nie wypada w niej atrakcyjnie nigdy. Mówię obiektywnie. Mimo to jest mega pozytywnie odbierany. Dlaczego? Bo ma wyniki – twierdzi Święcicki.

Boże, daj trzy punkty, zabierz telewizję!

Reklama

– Fakt, rezultaty nie są pozytywne… A wie pan? My nie jesteśmy wcale wyedukowani gorzej od zachodnich trenerów – uważa Kaczmarek. – Wiem, co mówię. Od 20 lat jeżdżę na staże i konferencje. Nasi szkoleniowcy po skończeniu szkoły mają podobną albo i większą wiedzę z zakresu fizjologii, biochemii czy biomechaniki. Wie pan w ogóle, co to jest? To się ściśle wiąże z wysiłkiem fizycznym. Nie chcę prawić przemówień edukacyjnych. Ogólnie mówię – o przygotowaniu. A polscy trenerzy wiedzą o tym więcej od zagranicznych. Tylko u nich jest wąska specjalizacja. My do niedawna musieliśmy robić za trzech… Trochę się na piłce znam – siedzę w niej od 30 lat. I w niektórych klubach jest tak, że grają ci, którzy muszą grać. W Holandii, Belgii, a nawet Austrii jest kadra złożona z 25 profesjonalistów, pobierających profesjonalne wypłaty. Dziś, jak pan ma taką kadrę – nawet mocno średnią – to może pan myśleć o mistrzostwie Polski – dodaje trener Lechii.

Z drugiej strony – i przy dobrym zespole – dziwnie byłoby pozytywnie mówić o facecie, który nie staje do wywiadu przedmeczowego, bo… ma taki przesąd. A i taki kwiatek nam się w lidze trafił. – Rozmawialiśmy kiedyś z Andrzejem Iwanem właśnie na temat Marcina Brosza. Rany Boskie, to śmieszne! Przecież ma zapisane w kontrakcie, że musi rozmawiać. Jest takie polskie przysłowie: wierzył chłop w gusła… Wiadomo, co dalej – śmieje się Święcicki. – O, albo inny przykład. Janusz Kubot stwierdził, że nie będzie udzielał wywiadów. Bo odkąd Orange Sport zaczęła transmitować mecze 1. Ligi, Zawisza Bydgoszcz nie wygrywa. I znalazł sobie facet usprawiedliwienie. Nie zaczął szukać błędów u siebie, nie zaczął szukać błędów w ustawieniu, tylko w telewizji. To przez nią przegrywałâ€¦ Ł»ałosne – dodaje komentator Orange Sport.

Uczyć się od najlepszych. Albo chociaż od starszych…

Polskich trenerów od zagranicznych odróżnia coś jeszcze. Poszanowanie. – Podczas współpracy z Leo Beenhakkerem spotkałem wiele osobistości. Choćby Luiza Felipe Scolariego. Wie pan, co mnie ujęło? Wzajemny szacunek. Nie ma, że Guus Hiddink, Dick Advocaat, Javier Clemente czy Roy Hodgson. Wszyscy podchodzili do siebie serdecznie. Sposób prowadzenia dialogu to coś zdecydowanie więcej, niż „cześć! Jak się masz?”. Ci ludzie reprezentują ściśle określoną klasę – to widać od razu – mówi Bogusław Kaczmarek.

Według Grzegorza Mielcarskiego w Robsonie „zakochanych” jest i będzie jeszcze wielu piłkarzy. Gdyby miał próbować swoich sił w tym trudnym zawodzie, wiele rzeczy zaczerpnąłby właśnie od niego. – Co ja będę mówił? Wystarczy, że się do ciebie uśmiechnął. Od razu wiedziałeś, że zrobił to szczerze… Wielcy piłkarze opowiadali o nim, że był jak ojciec, jak przyjaciel… Można stracić pracę, ale nie stracić twarzy – wspomina ekspert Canal Plus Sport.

– Miałem przyjemność poznać Walerego فobanowskiego. Na ławce rezerwowych wyglądał jak posąg, zachowywał kamienną twarz. Byłem z jego Dynamem Kijów na zgrupowaniu i nie mogłem uwierzyć. Dyscyplina? Niemalże stalinowska. Począwszy od tego, że wszyscy czekali, aż Łobanowski pierwszy przełknie zupę… Dla Robsona ławka znaczyła 40 procent drużyny. Zawodnik rezerwowy zawsze jest zły, że nie gra. Tak być powinno – żeby kiedy wchodzi na boisko, pokazał tę sportową złość. Są rzeczy, bez których nie zbuduje się żadnej drużyny. Te rzeczy to: uczciwość, inteligencja, dojrzałość i pasja. Nie będę mówił tutaj o umiejętnościach, bo to przecież jasne. A dojrzały może być i 20-, i 40-latek. Jurek Brzęczek w młodzieżowej reprezentacji był kapitanem, który rzeczywiście prezentował prawdziwą dojrzałość. Opaska kapitańska powinna być nagrodą za tę cechę. W ogóle, w drużynie musi być szacunek do samych siebie. Sir Alex Ferguson kopnął kiedyś butem w Davida Beckhama. I potem okazało się, że Anglik musiał pożegnać się z Old Trafford. U Leo Beenhakkera z kolei nie zauważyłem, żeby kiedykolwiek wykazał się obojętnością w stosunku do piłkarzy. Nigdy nie dał im do zrozumienia, że są mu niepotrzebni. Zwłaszcza ci na ławce – dodaje Kaczmarek.

فubudubu, łubudubu…

– Doskonale wiemy, że szacunku do trenerów nie mają także prezesi. Wyrzucają ich w sposób uliczny… Z drugiej strony – szkoleniowcy też na to nie reagują. Być może nie chcą się narażać… – mówi Mielcarski. – Jesteśmy więc w piekiełku. O pozytywny wizerunek jest naprawdę trudno. Zresztą, sam się do tego przykładam. Tylko co można powiedzieć o facecie, który nie potrafi się w merytoryczny sposób obronić? – pyta retorycznie były zawodnik Porto. – Jeden trener polski powiedział mi kiedyś, że gdyby to, co zrobiliśmy w Orange Sport, było zrobione w Niemczech, wszyscy broniliby trenera. Odpowiedziałem: – Proszę bardzo, proszę tam pracować. Mamy Europę XXI wieku i otwarte granice – mówi Święcicki.

A co jeśli prezes w ogóle nie liczy się ze zdaniem szkoleniowca? Kiedyś zawodnik klubu usilnie starającego się o powrót do Ekstraklasy poprosił o podwyżkę. I właściciel klubu zapytał o zdanie trenera. Odpowiedź była jasna: – Ma ważny kontrakt, po co? Zaraz pójdzie do szatni i wszyscy będą chcieli większych zarobków.

Pomimo protestu, piłkarz „wywalczył” aneks do umowy – wzrost „wyjściówki” o sto procent. I w tej sytuacji to nie on, a właściciel zrobił z trenera pipę. Przy okazji sam wyszedł na frajera… – U nas jest tak, że chłopak przyjdzie do dyrektora sportowego i będzie chciał pogadać o kontrakcie, to dostanie jeszcze kawusię. A ma umowę ważną przez następne trzy lata. Odpowiedź powinna być raczej w stylu: – czego tu szukasz? Zajmij się swoją robotą! – mówi nam osoba prosząca o anonimowość.

Inna sprawa to szacunek do samych siebie. Tomasz Kulawik, mając obok siebie kamerzystę mówił, że Michał Probierz źle przygotował mu drużynę. – Zawodu uczyłem się za czasów, gdy mieliśmy wybitnych trenerów. Co mnie urzekło – że zawsze przed meczem zapraszali się na kawę. Jako gospodarz, podtrzymuję ten zwyczaj. Nie wszyscy chcą to robić przed i przychodzą dopiero po; muszę ich uszanować. Ale na przykład Holendrów to dziwi. Kiedyś przyjechali obserwować bramkarza Stomilu Olsztyn i tradycyjnie zaproponowałem spotkanie szkoleniowcowi drużyny przeciwnej. Ich też zaprosiłem. To był skromny poczęstunek – jakaś rybka, coś na ząb… Nie mogli się nadziwić – jak to? Przecież byli tylko skautami… W Anglii menedżerowie witają się prawie na boisku, przed kamerami. Czyli u wcale nie jest z nami tak źle – uśmiecha się Kaczmarek.

– Z drugiej strony: nie możemy mieć dobrego wizerunku. Przez korupcję. Ten czynnik występuje jednak w wielu innych ligach. Nawet topowych – włoskiej czy niemieckiej. Na obraz polskiego trenera składają się więc przede wszystkim wyniki. Dotyczy to i reprezentacji, i piłki klubowej. Kiedyś nie można było wyjeżdżać za granicę – mówię w dalszym ciągu o szkoleniowcach – i mieliśmy sukcesy. Pierwsza piątka na świecie – dodaje.

Dres to tradycja

Zawodnicy reprezentują trenera na boisku – trener reprezentuje ich poza nim. Powinien więc ubierać się stosownie, przynajmniej do meczu. – No nie wiem. Co z tego, że będziesz chodził w garniturze, skoro facet w dresie zdobędzie mistrzostwo? – zapytał na wstępie Grzegorz Mielcarski. – Wygląd jest ważny. Spotkania zazwyczaj rozgrywa się w soboty i w niedziele. Wtedy ubieramy się ładniej. Ludzie do kościoła zakładają przecież koszule. Trenerzy nie powinni mieć problemów z przyjściem na mecz w eleganckim odzieniu. Nie mówię o garniturze, wystarczy koszula – dodaje Mielcarski, który uważa, że w Ekstraklasie nadal są z tym problemy, ale szybko idziemy do przodu.

Według niego, w Polsce łatwiej o szyk trenerom z górnej półki. I to oni zazwyczaj przychodzą na mecze pod krawatem. Rzeczywiście, Wisła Kraków jest w tym sezonie bardzo nisko. Wielkiej elegancji po Tomaszku Kulawiku spodziewać się trudno. Piłkarze traktują go jak chwilową pierdołę, raz po raz dowcipkując z jego wyglądu zewnętrznego. Na pierwszy ogień poszły koraliki… – Nie znęcajmy się nad Tomkiem. Jeszcze nie ukształtował swojej osobowości jako szkoleniowiec. Dopiero uczy się norm. Częściej widujemy go w kurtce sportowej, ale to przecież nic złego. Gorzej, gdyby ubierał ją do garnituru. To wyglądałoby komicznie. Zupełnie, jakbyśmy założyli spodnie dresowe i marynarkę. Rozumiem, że na dworze bywa zimno, ale bez przesady… – krzywi się Mielcarski.

– Wcześniej na mecze zakładałem garnitur, ale w Ruchu kilka osób z rzędu nosiło dres. Nie chciałem zaprzeczać tradycji – twierdzi z kolei szkoleniowiec „Niebieskich”, Jacek Zieliński. Sportowy ubiór to także domena Oresta Lenczyka. – Nie ma niczego złego w zakładaniu dresu. Tylko trener jest trenerem. Musi wyglądać schludnie. Być umyty, ogolony… Kilka osób w Ekstraklasie nie przestrzega tych zasad – dopowiada „Bobo”.

Super laska z diastemami

Kiedyś Tomasz Smokowski powiedział, że Canal Plus znalazł Ekstraklasę jako brzydką, brudną i nieatrakcyjną dziewczynę, a potem zrobił z niej super laskę. Sęk w tym, że ta super laska – bo pokazywana jest w sposób najlepszy z możliwych – nie powinna się odzywać. Bo jak się komuś umyje zęby, to nie znaczy, że przestanie opowiadać głupoty. Dokładnie tak samo jest z polskimi trenerami – są elokwentni i są inteligentni, ale wciąż roi się od przygłupów.

– Franciszek Smuda mówił, że gdy Niemcy mieli Weltmeisterschaft, to wszyscy Juergena Klinsmanna bronili. Gówno prawda. Tak serio, kupili Klunsmannowi one way ticket na Florydę; żeby nigdy nie wracał. Wszyscy mieli go dość. Trener zawsze odpowiada za wyniki. „Marca” pisała, że w Realu Madryt nie chcą już Jose Mourinho. Jedni będą krytykować merytorycznie, a inni będą pisali, że ktoś jest do dupy. Jak trener nie umie oddzielić mediów normalnych od tabloidowych, to nie ma racji bytu. Smuda nie umiał z nimi współpracować – dzisiaj go nie ma. Zobaczcie, jak zachowuje się Waldemar Fornalik… Andrzej Janisz powiedział kiedyś, że selekcjoner musi coś przeczytać, pójść kilka razy do opery i obejrzeć jakieś dobre filmy. Rozmawiając z Fornalikiem, odnoszę wrażenie, że nie sprowokuje go nawet najbardziej uszczypliwa uwaga. Zrozumiał już pewne mechanizmy, ma inteligencję medianą – kończy Święcicki.

MATEUSZ KAROŁƒ

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama