To jest to, co można nazwać naprawdę udanym losowaniem. 1/8 finału Ligi Mistrzów ma wszystko, czego oczekuje złakniony wrażeń kibic. Jest więc niekwestionowany hit z wieloma podtekstami i NIESAMOWITYM pojedynkiem dwóch legendarnych szkoleniowców. Jest starcie dwóch niezwykle efektownych mistrzów lig, które uznawane są za nieco słabsze od europejskich potęg pokroju La Liga, czy Premier League. Jest wielka szansa na sensacyjne odrodzenie Milanu i Arsenalu. Poza tymi hitami mamy kilka spotkań, które obejrzymy z konieczności, ale to nieuniknione, gdy Real trafia na Manchester, a Milan na Barcelonę.
Jeśli mielibyśmy ułożyć z tego jakąś sensowną hierarchię, na pewno na jej szczycie będzie mecz Realu Madryt z Manchesterem United. Oczywiste pierwsze skojarzenie – powrót Cristiano Ronaldo. Starcie Fergusona z Mourinho. Bitwa rozdrażnionych ubiegłym sezonem – wicemistrza Premier League, który w Lidze Mistrzów odpadł w przedbiegach i Mistrza Hiszpanii, który również nie ugrał celu minimum w Europie, przegrywając w półfinale. Kolejne luźne obrazki, które natychmiast wpadają do głowy – powrót do przeszłości, do czasów Raula, Beckhama, Giggsa i Roberto Carlosa.
Miejsce drugie – już nie tak jednoznaczne. Z równym zaciekawieniem obejrzymy ponowną próbę Milanu na rozbicie barcelońskiej maszynerii, jak i spotkanie Szachtara z Borussią. Odkładając na moment patriotyczne uniesienia związane z Lewandowskim, Błaszyczkowskim i Piszczkiem, ten drugi mecz to zwyczajnie świetne widowisko dwóch efektownie grających zespołów bez żadnych kompleksów w stosunku do bardziej renomowanych rywali. Borussia ograła grupę śmierci, Szachtar wyrzucił z rozgrywek obrońcę tytułu, a bohaterowie tacy jak Willian, czy Reus to w tej chwili europejski top.
FC Barcelona z kolei… Cóż, pewnie po raz kolejny przeskoczy Milan bez większych problemów, ale przecież za to kochamy piłkę, że odmłodzony, pozbawiony Ibrahimovicia zespół, który pałętał się jeszcze miesiąc temu w dołach Serie A, może teraz zaskoczyć zdecydowanego faworyta całej Ligi Mistrzów. Poza tym – to wciąż Milan. Firma, marka, historia, tradycja. No i ten fenomenalny El Shaarawy. Co pokaże na tle Katalończyków? Falcao miał zbawić Atletico, udało mu się postraszyć w pierwszej połowie, strzelić gola i obić słupek, ale ostatecznie Barca rozbiła Rojiblancos 4:1. Cristiano Ronaldo też nie potrafi w pojedynkę rozmontować podopiecznych Tito Vilanovy. Trudno sądzić, by ta sztuka miała się udać młodemu Włochowi, ale czy nie tak rodzą się legendy?
Dalej mamy jeszcze Bayern i Arsenal, mecz który prawdopodobnie potwierdzi wyższość Bundesligi nad Premier League. Po Chelsea i Manchesterze City, czas na Arsenal – nie znajdujemy żadnych argumentów, by „Kanonierzy” mieli wyhamować rozpędzony pociąg z Monachium. Okej, nie bawmy się w jakieś wyszukane metafory. Wszystko wskazuje na to, że Arsenal zwyczajnie wyłapie konkretny, szybki, metodyczny i bolesny wpierdol.
Przyjemnym zaskoczeniem mogą być mecze Celtiku z Juventusem, czy Valencii z PSG, ale ranga tych spotkań w porównaniu z Real – United, to jak Superpuchar Polski przy Tarczy Dobroczynności. Galatasaray – Schalke i Porto – Malaga to już z kolei spotkania wyłącznie dla koneserów i kibiców tych czterech klubów.
PS Ciekawostka. Twitterowe konto BBC Sporf zajmujące się piłkarskim humorem, zamieściło wczoraj wieczorem taki obrazek (określając go jako próbę losowania).
Dzisiaj skomentowali to krótkim: WTF…

